10

261 13 2
                                    

Rey:
Siedziałam w swoim bungalow i szyłam nowy strój. Gdy już się udało, wyglądał tak:

 Gdy już się udało, wyglądał tak:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Byłam z niego bardzo zadowolona. Po chwili do chatki wbiegł zasapany Ben.

-Coś się stało..?
Pytam niepewnie.

-Niszczyciele... przylecieli..!

-Co?!-Gwałtownie wstałam z krzesła. Wybiegliśmy na zewnątrz. Chcieliśmy uciec za pomocą statku, ale gdy już wchodziłam, Ben chwycił mnie za kołnierz i pociągnął do tyłu.

-Co...

W ostatnim momencie. Bo statek wybuchnął, a podmuch wyrzucił mnie do tyłu. Solo mnie złapał.

Wtedy zobaczyliśmy szturmowców. Nigdzie nie było śladu Skywalkera.
Zostaliśmy zagonieni pod ścianę.
Były Ren zasłonił mnie swoim ciałem i sięgnął po miecz.
Wtedy na przód wyszła Phasma.

-Opór jest bezcelowy...
Wycelowała w nas. Wyszłam naprzeciw niej.

-Nie boimy się Ciebie.-Powiedziałam hardo.

-Chcesz się przekonać, na co mnie stać?-Powiedziała i strzeliła mi w ramię.
Poczułam niewyobrażalny ból. Upadłam na kolana, a przed oczami zrobiło mi się ciemno na chwilę.

-Rey!-Uslyszałam krzyk Bena i cichy rechot kapitan Phasmy.

-Skuć ich i...-Po sekundzie zamilkła.-Gdzie on jest?!
Jeszcze przed chwilą tu był!

Ben wyparował. Dosłownie. Po prostu zniknął w białej chmurze.
Phasma chodziła chwilę w miejscu. Potem się zatrzymała i spojrzała na mnie.

-Nie ważne. Ona jest z nami. Sam do nas trafi. Skuć ją!

Jak postanowili, tak zrobili.
Nie martwi mnie to, co ze mną zrobią. Boję się o Bena. Nie mam pojęcia co się z nim teraz dzieje...

W tym samym czasie, na drugim końcu galaktyki...

Ben Solo:
-Tu go nie znajdą...

-Jesteś PEWIEN?

Otworzyłem gwałtownie oczy i podniosłem się. Byłem w pokoju. Przy kominku, a wokół mnie siedziała dwójka staruszków. Znaczy... jeden siedział. Drugi leżał na łóżku. Chwyciłem się za głowę.

-Gdzie... gdzie ja jestem?

-Na planecie Guag*. Ja jestem Ted-Powiedział żywo ten siedzący.

-A ja Todd.-Przedstawił się leżący.

-Jesteśmy braćmi.-Powiedzieli równo.

-Chwila... Gdzie jest Rey?!
Ted wzruszył ramionami.

-Nie wiem. Mogliśmy przenieść tutaj tylko Ciebie...
Zaczął. Byłem przerażony. Co się dzieje z Rey? Czy jest bezpieczna? Przecież jest tam teraz sama...
Podniosłem się i ruszyłem w stronę drzwi.
Ted zatorował mi drogę.
-Ej!

-Nie możesz odejść...

-Niby czemu? Muszę uratować Rey!

-Mój brat, umiera.
Wskazał na Todd'a.

-Jak mam mu niby pomóc?

-Krążyła o Tobie legenda. Masz moc uzdrawiania... Dlatego Snoke'owi tak na Tobie zależy...

-Co?! Skąd...

-Mamy swoje sposoby... Błagam, pomóż mu...

Rod w tym momencie powiedział:
-Zostaw go. Na mnie przyszła pora... Niech ratuje swoją miłość...

-Ale...
Niedokończył, bo uśpiłem go mocą. Wybiegłem z chaty i skierowałem się do miasta. Musi tam być jakieś lądowisko. Nałożyłem kaptur na głowę i ruszyłem, by zwinąć jakiś statek.

Wtedy przed moimi oczami pokazał się obraz Najwyższego Przywódcy. Zatrzymałem się i zacisnąłem zęby.
Zaczął mówić.
-Były Renie. Masz czas, aby zjawić się w siedzibie Najwyższego Porządku, inaczej...

Wtedy pojawił się obraz Rey, nad którą stała Phasma z blasterem przy głowie dziewczyny z Jakku.
Muszę się pospieszyć!

Zacząłem nerwowo się rozglądać za statkiem. Na darmo.
***
-No proszę... Twój ukochany się nie zjawił...-Zaśmiał się Snoke, po czym zwrócił się do Kapitan Phasmy.-Sprzątnij ją.

Rey zaczęła szybko oddychać. Do oczu napłynęły jej łzy. Próbowała się rzucać, ale Phasma mocno ją trzymała...
Potem usłyszała dźwięk odbezpieczanego blastera przy jej głowie...
Zamknęła oczy, a po policzku popłynęła łza. Pomyślała tylko o Benie. Co się z nim teraz dzieje? Czy jest bezpieczny? Czy nadal ją kocha? Tyle pytań...
Wystrzał z blastera.
***
Biegłem jak na złamanie karku. Za moimj nogami wytwarzał się kurz. Znalazłem statek. Było w nim kilku wieśniaków. Zmanipulowałem ich mocą, aby opuścili statek. Udało się. Gdy byłem poza atmosferą skoczyłem w nadprzestrzeń. Gwiazdy się rozmazały i po kilku godzinach wylądowałem na niszczycielu.

Mordowałem wszystkich szturmowców. Biegnę z całych sił.
W końcu. Dotarłem zmachany, wpadłem do komnaty Najwyższego Przywódcy. Mojego byłego mistrza, Snoke'a.

-O! Witaj, Ben...

-Gdzie ona jest?!-Wysapałem. Zacząłem się nerwowo rozglądać po pomieszczeniu. Nagle moją uwagę zwrócił jeden szczegół. Ktoś leżał w koncie pokoju...

-Nie...-Wyszeptałem. Podbiegłem do nieruchomej Rey. Chwyciłem i podniosłem jej głowę. Z tyłu była rana postrzałowa, a moje rękawice stały się brudne od krwi. Nasłuchałem serca i oddechu. Nie było nic. Po prostu cisza...
-Rey..!-Do moich oczu napłynęły łzy, widząc martwe ciało Rey. Spuściłem głowę. Nie zdążyłem. Zawiodłem. Zawiodłem ją. Zawiodłem galaktykę. Zawiodłem siebie...

Chill. To jeszcze nie koniec ;)
*Sama wymyśliłam tę planetę

Zostań jeśli kochasz...-ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz