6. AU

971 82 14
                                    

>OKEJ FIRST OF ALL, NIE WIEM JAK TO SIĘ STAŁO ALE BUDZĘ SIĘ, PATRZE I POD OSTATNIĄ CZĘŚCIĄ RZESZA KOMENTARZY, DZIĘKUJĘ WAM STRASZNIE 🙈😍❤️
A teraz... no cóż, jedziemy dalej, co? ;D <



Kadet i morderca

Tego dnia, w szeregi kadetów Najwyższego Porządku, miał zostać wcielony dziwny oddział. Coś w ogóle nieplanowanego. Grupka buntowników, zbiegłych ze świątyni Jedi. A raczej tego, co z niej zostało.

Wszyscy kadeci zostali wezwani na główną płytę. Automatycznie ustawili się w równe szeregi, i spokojnie czekali na głównego generała.

-Ciekawe jacy oni są...
-Groźni! Na pewno groźni i powybijają nas wszystkich w nocy!
-Zamknij się idioto, ughhh. Nikt nikogo nie powybija.
-A co, znasz ich?? Że jesteś taki pewien?

Zaniepokojeni nastolatkowie, wymieniali między sobą sugestie, rozmyślania, obawy i inne spekulacje, dotyczące nowych osób, mających od dzisiaj uczyć się z nimi.
  Wśród ich wszystkich, w pierwszym rzędzie stał niski, chudy rudzielec. Równie spłoszony jak reszta. Jedi byli potężni. Słyszał o Skywalkerze, o tym wszystkim co się działo i jakie jazdy odwalali Jedi w przeszłości. A tu, ich świątynia nagle rozpada się w pył przez wewnętrzny bunt młodych uczniów. Co zaszło, i jak tego dokonali? Nie był w stanie powiedzieć, ani wyobrazić sobie siły mocy, jaka nimi kierowała. Wewnątrz, drżał ze strachu. Ale... przecież nie mógł tego okazywać. Tak był nauczony. Zero uczuć.

  Po długiej gadaninie szefa, na płytę wystąpiła wreszcie grupa renegatów. Wyglądali dość groteskowo. Ubrani w jasne stroje, splamione krwią. Niektórzy mieli przy pasie broń.
  Jeden z nich, przykuł uwagę rudowłosego chłopca. 'Wygląda na lidera.' pomyślał, obserwując prawdopodobnie starszego od siebie... ciężko było stwierdzić, ile miał lat. Czy był już mężczyzną, czy wciąż dzieckiem.
  Twarz miał dość dziecinną, a czarne, pofalowane włosy były zaczesane do tyłu. Czymś bardzo charakterystycznym był spory, prosty nos. Jego buzia była ozdobiona drobnymi pieprzykami.

  Nawiązali kontakt wzrokowy; rudowłosy widział, że wpatrywał się w niego zbyt długo, a on wyczuł to natychmiast. Zmroziło go; jego wzrok był morderczy, miał wrażenie, że ten wysysa powoli jego duszę, gdy wlepiał w niego swoje ślepia. Znał go skądś. Coś w jego głowie powtarzało mu imię „Ben Solo". Jakby już go widział, choć to niemożliwe. Byli z dwóch, różnych planet.

  Więź, która nigdy nie powinna się wykreować, została zawiązana. Nastolatków połączyły silne, wymienione między sobą spojrzenia.
  Po przedstawieniu dezerterów, kadeci dostali rozkaz na powrócenie do hali, gdzie ćwiczyli. Ben, wraz ze swoją drużyną, został na płycie.

***
  Po długich godzinach ćwiczeń, wreszcie mogł cieszyć się chwilą oddechu. W wolnym czasie, pił kawę i siadał w oknie, obserwując otwartą przestrzeń, na jaką baza była wystawiona. Dziś nie był tam sam.
  Ben Solo, ten sam, którego wściekłego widział dziś na płycie... siedział przy jednym ze stolików i przykładał sobie lód do czoła. Miał więcej ran niż przy pierwszym wejrzeniu.

-Hej? -rudowłosy powoli podszedł do niego powoli, krzyżując ręce za plecami-Wszystko gra?
Ben zmierzył go wzrokiem.

-Nie bardzo. Nie spodziewałem się tak ciepłego przyjęcia generałów. -zajechał ironicznie, uderzając się lodem w zbite czoło. Rudowłosy skinął wyrozumiale i przysiadł obok niego, ciekawsko oglądając jego twarz z bliska.

-Chcieli was pewnie trochę ostudzić, z uwagi na to kim jesteście i co zrobiliście. Obawiają się buntu, tutaj też przecież. A... już nie wspomnę o tym, że są meeega rygorystyczni. -mówił. Ben uśmiechnął się jakby do siebie i zniżył powieki.

-A ty wiesz? Kim jestem? -rzucił na rudego okiem, unosząc sugestywnie brwi. Chłopak skinął szybko głową.

-Jesteś Ben Solo. To ty wywołałeś bunt w Świątyni Jedi. -odparł. Solo wykonał delikatne skinienie, zamykając oczy. Wyglądał na zmęczonego.

-A ty, chłopcze? Masz jakieś imię? -zwrócił się do niego -To chyba ciebie obserwowałem na płycie, co?
-Tak, dokładnie.
-Wiedziałem. Wszędzie poznam tak rude włosy.
-...mam na imię Hux. -odezwał się w końcu cicho, przerywając rozmyślania nad jego rudymi włosami. Ben spojrzał na niego ciekawsko, podobnie jak Hux wpatrywał się w niego poprzednio.

-Hux? Czekaj, to jest twoje imię? Bo wiesz... jest taki generał, ale to jego nazwisko i-
-Brendol Hux to mój ojciec. Żadna zbieżność.
-Nieeee wierzę, serio?? To ekstra.
-Nie ma w tym nic „ekstra". -rzucił obojętnie, wkurzony. Ben oparł buzię o pięść, oczekując wyjaśnienia.

-W każdym razie... nikt nigdy nie mówił mi po imieniu, tylko Hux i Hux. Nie pamiętam, jak się nazywam. -wzruszył ostatecznie ramionami. Solo zdziwił się.

-Zaczekaj chwilę. Mogę? -wyciągnął do niego rękę i przystawił do czoła. Hux poczuł nieprzyjemne uczucie zmieszania w środku, jakby... jakby Ben czytał w jego myślach. I chyba dokładnie to robił.

-...twoje imię to Armitage.
-Armitage? Skąd wiesz?
-Wiesz... umiem władać Mocą. W różne sposoby. Wszyscy mi mówią, że moje moce są... jakieś cholernie nadzwyczajnie.
-I po prostu zajrzałeś w moją pamięć?
-Pamięć długotrwałą, coś takiego.

Tego dnia, Hux miał wrażenie, jakby urodził się na nowo. Od dawna nie wiedział, jak się nazywa, aż nagle przyszedł Ben i... to jego zasługa.

-Myślisz, że jeszcze się zobaczymy? -Solo obrócił się do niego, gdy Hux zajął swoje ulubione miejsce na oknie, a on sam musiał wrócić do pokoju. Okres próbny skracał czas wolny i wymagał rygoru. Armie podskoczył, gdyż przypomniał mu się drobny upominek, który miał wręczyć nowo poznanemu.

-Jasne, że tak. W końcu, łączy nas już jakaś więź, prawda? -uśmiechnął się, przyklejając na rany na policzkach dwa, małe plastry. Ben zarumienił się i skinął na niego. Rozstali się na jakiś czas, ale dobrze wiedzieli, że nie na długo.

Kylux January ChallengeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz