>kochani! Tak oto, nadszedł ten dzień, ostatni dzień stycznia, gdy nasza przygoda z kyluxem się kończy.
Zaraz zaraz... kończy? Niee :D tak naprawdę, na moim kanale dopiero się zaczyna. Wspominałam Wam już w komentarzach, ale powiem również tutaj! Mam w planach dużą książkę o Kyluxie, rozdziałówkę. W sumie będzie to takie dłuższe zwieńczenie wszystkich tych mini rozdziałów. Wszystko będzie rozwinięte i bogatsze w szczegóły. Będzie poinformowani, to gwarantuję! :D
No ale cóż, dzisiaj trzeba jakoś skończyć. Po tym rozdziale, wrzucę jeszcze małe podsumowanie i obiecany Wam, najważniejszy rozdział. Czyli „Dlaczego Reylo nie będzie kanonem?" :D<Prawdziwa duma.
-Jestem z ciebie bardzo dumny. Naprawdę im dzisiaj pokazałeś. -Kylo pochwalił syna, gdy przechadzali się po statku. Araluu dużo ćwiczył, zarówno z ojcem, jak i ciotką Phasmą. Miał już 14 lat, rósł bardzo szybko.
-Te treningi to dla mnie ogromna przyjemność, ojcze. -uśmiechnął się radośnie, zachowując dostojny chód ojca. Gdy Ren to spostrzegł, zaśmiał się. Zatrzymał się przy dużym oknie i rozejrzał.
-Spójrz tylko. Wiesz, ile jeszcze jest tu do odkrycia? Jakby zjednoczyć cały kosmos. Wyobraź sobie. -Kylo zwrócił się do nastolatka, na co ten skinął głową, krzyżując ręce na plecach. Był bardzo poważny.
-Arru.
-Tak, ojcze? -odparł na jego pytanie. Kylo przyklęknął przy nim i położył mu dłoń na ramieniu.
-To wspaniałe, że tak wczuwasz się w rolę, ale na formalność będziesz mieć jeszcze czas.
-Zawsze mówicie, że im wcześniej się zacznie tym lepiej!
-Niby tak, ale... wiesz, masz dopiero 14 lat. Nie oczekujemy od ciebie jeszcze zachowania arcyksięcia. Na to przyjdzie właściwa pora, i masz moje słowo synku, nie przegapisz jej. -zapewnił. Od czasu odkrycia całej prawdy o sobie, Araluu stał się zupełnie innym dzieckiem i jego rodzice byli tym nieco zaniepokojeni. Jakby zupełnie nie miał uczuć. Jak się jednak okazało, chłopiec po prostu je ukrywał.
Po krótkiej rozmowie z Kylo, Araluu ścisnął jego rękę i spojrzał spode łba na niego.
-Jacy byliście, kiedy byliście młodsi? -spytał, gdy znów ruszyli przed siebie. Kylo pokręcił nosem, zastanawiając się na odpowiednią odpowiedzią.
-Ja byłem strasznie impulsywny. Uważałem, że należy mi się wszystko. A tata... rany. On z przeszłości, i ty teraz... jakbym widział tą samą osobę.
-Naprawdę?
-Nie sądziłem, że wdasz się w niego aż tak, ale może to i lepiej. Zawsze był poukładany, taki... spokojny, jak wyprany z uczuć. I pokazywał je dopiero w jakimś uniesieniu. Na przykład za bazie StarKiller, jakiś rok przed twoimi narodzinami. Huff, wtedy wszystko wychodzi na wierzch. -mówił podniośle, wspominając sobie młodsze lata Huxa. Araluu pokiwał głową i przystanął, siadając na niewielkim murku. Kylo przysiadł obok i po kolejnej obserwacji kosmosu, spojrzał na syna. Widać było, że chce coś powiedzieć.
-Nigdy nie bałeś się, że umrzesz? -szepnął cicho, a Kylo wzdrygnął się. Przed jego oczami, ukazało mu się wiele obrazów, których wolałby sobie nigdy nie przypominać.
-...było wiele takich chwil.
-A kiedy najbardziej?
-Raz... jedna osoba, z którą trenowałem przez bardzo długi czas. On... zobaczył we mnie zbyt wiele ciemnej strony. Przestraszył się i chciał mnie zabić. Gdybym się nie obudził, to byłoby kiepsko.
-Chciał zabić się we śnie?? Tak się nie robi!
-Wiem, że tak się nie robi. Ale tak było. A innym razem, na bazie StarKiller. Ciocia Rey pierwszy raz miała miecz świetlny w dłoni, i trochę jej nie doceniłem. Walczyła jak demon i... -tu, Kylo nakreślił bliznę z boku twarzy.
-Aż tak??
-Aż tak, mój drogi. Zawsze przeceniaj przeciwnika, bo niedocenienie jest bardzo prostą ścieżką do zguby. Twojej zguby. -powiedział wyniośle. Dobrze wiedział, o czym mówił.
-A... dlaczego tata nie ma mamy i taty?
-On... ma. Tylko niestety już nie żyją.
-Twój tata też już nie żyje?
-No nie. Niestety nie. Ale nie warto o tym rozmawiać. -uśmiechnął się do syna spokojnie. Tematu rodziców lepiej było nie poruszać. Jeszcze nie. Zresztą, sam się o tym dowie, prędzej czy później.
-Dlaczego kochasz tatę? -odezwał się znowu. Kylo przejechał dłonią po swojej głowie i wypuścił powietrze z ust.
-Bo... no jest moim mężem, tak? Miłość, Araluu, przychodzi do nas na różne sposoby, każdy kocha tą drugą osobę za co innego i-
-Ale ja pytam o co innego. -przerwał mu, na co Ren zdziwił się. O co innego mógł pytać, skoro nie o to??
-Ciocia Phasma mówiła... że bardzo się nie lubiliście kiedyś. Więc jak to się stało, że... no tak nagle jesteście małżeństwem i macie nas? -dokończył, formując pytanie tak, jak miało ono wyglądać wcześniej. Dokładniej. Wtedy Kylo zrozumiał go, i pokiwał głową.
-Pewnie powiedziała ci, że to jej zasługa.
-Tak! Tak powiedziała!
-Hmh, bo tak właśnie było. Widzisz, strąciłem poprzedniego Najwyższego Wodza z tronu. Poniżał mnie, poniżał Huxa... wszystkich. Był złym człowiekiem. I widzisz... sam, jako Najwyższy Wódz, niezbyt wiedziałem, co robić. Znaczy, poczułem zbyt dużo władzy. I zrozumiałem wtedy, dlaczego Snoke taki był. Bo zacząłem robić to samo, już nie wspomnę o tym, że między mną i Huxem ten konflikt jedynie wzrósł. I wiesz co?
Jednego wieczoru, Hux wyszedł z mostka wcześniej, a ja zostałem na nim wraz z Phasmą. Mianowałem ją generałem, więc nie chodziła już w pełnym uzbrojeniu, a Hux był Wielkim Marszałkiem, więc... no.
Ale to nie istotne. Całe dowództwo udało się do swoich kajut, nadszedł czas odpoczynku. I ona wtedy zwróciła się do mnie. Powiedziała:
„Posłuchaj Kylo. Jesteś nowym, Najwyższym Wodzem. Popatrz teraz na tą stronę, gdzie widać główny hangar. Widzisz te wszystkie okna kajut? Tam śpią dowódcy. Żołnierze, porucznicy. A tamta, z szerszym oknem - tam śpi Armitage. Ogarnij je wszystkie wzrokiem. Jesteś odpowiedzialny za tych ludzi, Kylo. Ty decydujesz o ich życiu. O wszystkim. Oni na tobie polegają. Nie popełniaj błędów Snoke'a, błagam. Wszyscy pokładają w tobie nadzieje. Hux także."
Wiesz, ona wtedy uświadomiła mi tak naprawdę, że 67 osób, siedzących na mostku, i ponad 500 żołnierzy... jest zależne od mojego kiwnięcia palcem. I trochę mnie to przeraziło.
-No ale... to jedno, a co z tatą?
-Zawsze go kochałem. Tak... tak troszeczkę, ale zawsze miałem to uczucie gdzieś z tyłu głowy. On też, ale był nauczony, żeby nie okazywać uczuć. Umówiła nas na całodzienne spotkanie, i... no jakoś to poszło. -opowiadał, przypominając sobie wszystko chwile, zanim jeszcze byli razem. Czasy akademii, pierwsze chwile spędzone na Niszczycielu... to wszystko było dobrym wspomnieniem.
-A kochasz go teraz? Po tym wszystkim co przeszliście? -Araluu zamachał nogami w powietrzu. Kylo miał odpowiedzieć, gdy zauważył Huxa, zmierzającego w ich kierunku z Gatherim. Uśmiechnął się szeroko, widząc męża zadowolonego, w tym pięknym, czerwonym stroju na sobie.
-Tak synku. Naturalnie. -odparł, zerkając na niego. Przytulił go mocno i wstał, by pocałować mężczyznę.
-Jak dzisiaj? Wyglądacie na zadowolonych. -zauważył Armitage, przytulając starszego syna. Gatheri został wywindowany w górę przez Kylo i obejmował go za kark, mocno.
-Radzi sobie wspaniale. I Phasma, i ja jesteśmy zachwyceni.
-Zatem i ja jestem dumny. -po odpowiedzi Kylo, Hux pogładził włosy Araluu. W cztery osoby stanęły bliżej okna; akurat przelatywali obok ulubionej planety - Takodany. Kylo przełożył Gatheriego na swoją lewą stronę, natomiast do prawej przytulił Huxa. Ten z kolei, ściskał przy sobie Araluu. Wspólnie wpatrywali się w gigantyczną galaktykę, skrywającą przed nimi wiele tajemnic.
***
Wieczorem byli już w domu, na planecie Dubrillion. Armitage właśnie skończył usypianie chłopców i powolnym krokiem zszedł na dół. Kylo czekał na niego na kanapie.
-Huff. -westchnął głęboko, padając w jego ramiona. Mężczyźni uśmiechnęli się do siebie i pocałowali.
-Idealne zakończenie tego dnia.
-Tak jest. O niczym nigdy tak nie marzę jak o rozwaleniu się tu z tobą i nie myśleniu o niczym innym. -rozmawiali szeptem. Hux skinął powoli, przymykając oczy.
-Rozmawialiśmy dzisiaj na wiele tematów.
-Z Arru?
-Tak.
-O co pytał?
-A... w sumie o takie pierdoły, ale skubany jest cholernie mądry.
-Ja się o niego boję, Ky. Za szybko dorasta. -Armitage przerwał dumę męża, wyrażając zaniepokojenie. Kylo zgodził się z nim, zarazem dziwiąc się.
-Ależ kochanie. To normalna kolej rzeczy.
-Ma 14 lat, powinien trochę zwolnić. No powiedz. Czas leci za szybko.
-Wiem, wiem... niby tak. Nazywaj to jak chcesz, ale dla mnie to po prostu... ruch w przód. Nieustanny.
-Tak Ky, wiem.
Hux spojrzał Kylo w oczy, gładząc bliznę na policzku.
-Gdybyś mógł nagle obudzić się w którymś momencie z naszego życia, który by to był? -spytał szeptem, na co Kylo westchnął ostentacyjnie.
-Kolejny ciekawski, nosz ja pierdole...
-Oj nie bądź taki! Proszę powiedz. -nalegał, a Ren nigdy nie umiał się temu oprzeć.
-Chciałbym stać na płycie, na Arkanis. Patrzeć na ciebie, obserwować cię wnikliwie, i napawać się jednocześnie twoimi pięknymi oczami.
-Chciałbyś zrobić to wszystko od nowa? Mimo, że wiedziałbyś, co się wydarzy? Ignorowałbym cię i próbował zabić raz nawet, i chciałbyś to wszystko powtórzyć. -dociekał, na co Kylo wstał i zaprowadził go do pokoju dzieci. Weszli do środka cicho, by zobaczyć swoich synów, pogrążonych w błogim śnie. Następnie rzucił Huxowi spojrzenie, to rzadkie spojrzenie, zarezerwowane tylko dla niego.
-Dla niektórych momentów warto. -szepnął z uśmiechem, przytulając mężczyznę do ramienia.
Rok wkrótce się kończył. A Kylo przesiadując w swoim gabinecie, zastanawiał się, co przyniesie następny. Zaraz jednak, tą myśl zastępowała inna: jakie to ma znaczenie?
CZYTASZ
Kylux January Challenge
FanfictionChallenge, rozpocznie się 1 stycznia 2018. Będzie składać się z one shotów, po jednym na każdy dzień! >pssst, okładka to Photoshop :3<