Rozdział 4 cz.5

61 6 0
                                    

8:26 rano.
Billie zaczął do mnie wydzwaniać, postanowiłem w końcu odebrać, bo dzwonił tez do mnie w środku nocy. Chyba zapomniał, że mam tutaj inna godzinę.
-Co chcesz Billie?! Wiesz, którą ja mam godzinę?
-Miłe powitanie Mike.. nie wiem, ale wiem, że u mnie jest 17:28 i nie wiesz co się stało.-miał lekko łamiący się głos.
-Ehh nie wiem czy chce to wiedzieć, ale mów..
-Maria gdzieś zaginęła, a nie wiem od kiedy już jej nie ma dopiero zauważyłem jak wróciłem do domu, że nikt się nie błąkał po.. po chodniku, a jak prosiłem Tré żeby mi pomógł w szukaniu mojej kochanej kózki to powiedział, że mu się nie chce.- szczerze to myślałem, że coś poważniejszego się stało wiec nie muszę się jakoś szczególnie tym martwić, ale za to muszę udawać jak bardzo jestem zmartwiony ta sytuacja ahh.
-A na pewno wszędzie byłeś gdzie ta ś.. kochana twoja koza była?.-prawie by się wydało, że mi wcale na tej kozie nie zależy, chociaż tak jest, ale nie chce tym zrobić przykrości mojemu kochanemu przyjacielowi.
-Tak wszędzie! Ja się o nią boje Mike! że ktoś ją porwał i jest na którymś talerzu .-wyczuwałem nawet przez telefon, że już płacze.
-To jak przyjadę to jej jeszcze raz poszukamy okey?
-Dobrze Mike.. a o której masz lot?
-o 14 przecież ci mówiłem jak miałem wychodzić z domu.- przez chwile nastała cisza po drugiej stronie słuchawki.
-Billie?
-Tak, tak słyszę. Dobrze to ja będę czekać na lotnisku..-rozłączyłem się i położyłem rękę ma czoło. Dlaczego zawsze jak muszę wyjechać to coś musi się stać, dlaczego nie mógł zgubić tylko telefonu dobrze by to zadziałało dla otoczenia. W dodatku zamiast się spytać co tam u mnie, jak się czuje po pierwszej rozprawie to go tylko głupia koza interesuje mam nadzieje, że się ona nigdy nie znajdzie. Usiadłem na kanapie i się przeciągnąłem  tym samym moj kręgosłup postanowił ze mi  trzaśnie.
-o luju..-przez chwile myślałem, że się złamałem w pół. Wstawiając z kanapy moje kolana tez miały takie samo postanowienie jak moj kręgosłup. Ah to już jest ten wiek, gdzie wszędzie szczyka.
-Mike jesteś w tym samym wieku co moj mąż, a u Ciebie więcej razy szczyka niż jemu.-zaśmiała się, a ja znów sie wystraszyłem, na prawdę ona wchodzi do tej kuchni jak duch nigdy jej nie słyszę.
-Dzięki Adi, że stwierdzać o tym, że jestem stratnym już dziadem.-moje zdanie nie trzymało się ani głowy, ani dupy bo bym zapomniał jestem NIE WYSPANY przez Billie'a .
-Już nic nie mów, słyszałam jak się do Ciebie ktoś dobijał, a jak byłam już w kuchni to słyszałam jak rozmawiasz z Billie'm.-nadal się śmieje. Na prawdę nie mam pojęcia co ja śmieszy przeciez to śmieszne nie jest.. czasami mam wrażenie, że za często spędzałem czasu z Jeff'em, bo on tez jest wiecznie niezadowolony z życia. Poszedłem do kuchni i nalalem sobie kawy.
-I czym ci Billie znów głowę zawracał?
-A tam znów o swojej śmierdzącej kozie gadał..-wziąłem łyka i już czulem energię wpływająca do mojej krwi.
-No to wiem.. a coś jeszcze? Pytał może o mnie?.-spojrzała na mnie tylko na chwile. I co mam teraz powiedzieć, przecież nie powiem, że się o nią nie pytał, bo będzie mieć jakieś podejrzenia. Jak zawsze wszystko na mojej głowie.
-Mike..?
-Ymm.. tak pytał co tam u Ciebie, jak się czujesz..-patrzyłem w kubek, bo nie umiałem kłamać.
-Mike już nie kłam.. chyba zapomniałeś jak mówiłam, że już stałam w kuchni jak z nim gadałeś.. wcale się mną nie interesuje..-posmutniała.
-Ey Adi..-położyłem rękę na jej ramieniu.
-To nie jest tak.. znaczy Billie przechodzi kryzys i..-i po raz kolejny muszę coś wymyślić, bo czemu nie..
-Jaki kryzys? I dokończ to co zacząłeś..
-Kryzys wieku średniego i podoba mu się wszystko to co by normalnie mu się nie podobało.
-Wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie.-uff uwierzyła mi chociaż w to.
-Zdradza mnie prawda?
-Co?! Nie przestań! Jakie zdradza.. nic nie zdradza i nie w tym rzecz.. po prostu chodzi w ciuchach tak jaskrawych, że swieci jak latarnia.-ona kiedyś mnie za te kłamstwa zabije. Choć tez mam nadzieje, że Billie nie robi tego co kiedyś bo go zamorduje ledwie wejdę do domu.
-Ahh no dobrze Mike.-leciutko się usmiechla i kontynuowała picie kawy. Westchnalem z ulgą i kontynuowałem picie kawy.
-Mike! Masz dopiero odlot o 14 to może pomógłbyś mi zrobić zakupy bo chłopaków zazwyczaj nie ma w domu, a Billie jest razem z tobą i sama muszę jeździć i chodzić z tymi siatkami to co pomożesz mi?.- wypowiedziała moje imię tak głośno, że po raz kolejny się wystraszyłem i prawie oblałem się kawą. Teraz wiem dlaczego Billie nie raz chodzi jak taki nawiedzony.
-Ehh tak pomoge Ci, ale proszę uprzedzaj jak chcesz wykrzyczeć moje imie lub chcesz zrobić inna czynność, bo niedługo to ja zawału dostanę.-Adi zaczęła się śmiać i szybko pobiegła się ubierać. No to teraz mogę przez godzinę sobie spokojnie pić kawę, bo każda kobieta się tak długo maluje, ja nie rozumiem po co te kobiety się tak malują przecież nawet bez makijażu są ładne znaczy niektóre..

Youngblood ||ZAKOŃCZONE||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz