4. Spotkanie.

228 12 2
                                    

Weekend spędziłam zwyczajnie robiąc to co zawsze. Słucham muzykę, ogarnęłam trochę w pokoju, bo tak szczerze to mi się nie chciało, moja rodzina zastępcza wstrzeła jakaś kłótnię norma. 

Wstałam rano skorzystałam z porannej toalety, przy pakowaniu książek moją uwagę przykuł wisiorek z wilkiem, zabrałam go ze sobą i wyszłam z domu. 

Podeszłam do motocykla, który trzy dni temu dostarczył pod mój dom tata Amber. Był taki kochany, muszę mu za to podziękować. Już chciałam wsiadać na maszynę kiedy po drugiej stronie leśnej drogi zauważyłam bruneta, tego samego co w zeszłym tygodniu na korytarzu. Zdziwiłam się w tej okolicy nie ma żadnych zabudowań, więc musiał iść pieszo. Postanowiłam do niego podejść. 

-Hej. Jestem Izzy. - Powiedziałam z uśmiechem. 

- Czeeeść.

Widziałam wyraźnie jak się spiął. Miał miękki ale męski głos.

-Jesteś stąd? Widziałam Cię ostatnio w szkole i pomyślałam że podejdę. - Znowu się uśmiecham. 

Czy ten koleś w ogóle się nie uśmiecha. Staram się być miła a ten patrzy na mnie jakby zabiła mu matkę, a potem spaliła dom.

- Nie jestem, ja byłem... - Tutaj urwał. – po prostu lubię poranne spacer. - Dokończył.

Przytaknęłam tylko głową. Coś chciało żeby kontynuowała tą rozmowę. 

- Na którą masz pierwszą lekcje?

- Na ósmą, zaczynam polskim. 

- Może Cię podwieźć? - Nie wiem co mną kierowało kiedy zdawałam to pytanie. - zostało Ci tylko dwadzieścia pięć minut na pieszo nie zdążysz. Musiałbyś biec.

Co ja do cholery robiłam. Jeszcze jakbym miała samochód ale obcego typa zapraszałam na przejażdżkę motocyklem. Było w nim coś takiego, nie wiem porostu chciałam być miła. 

Popatrzył na mnie przez chwilę i lekko uniósł kąciki ust w górę. Pewnie sobie pomyślał idiotka no prawdziwa idiotka. Był to najpiękniejszy uśmiech jaki widziałam, chciałam zrobić wszystko żeby w pełni zobaczyć jak się uśmiecha. Ale przecież nie będę opowiadać w takiej chwili moich słabych żartów, jeszcze by uciekł. 

-Chyba jednak się przejdę. - Odpowiedział po chwili dusząc się szerokim uśmiechem.

-Jak chcesz. 

- Nie przepadam za motocyklami. 

Co jak co ale nalegać nie miałam zamiaru. Jeszcze by pomyślał że jestem jakaś napalona i chcę go uprowadzić. W tym samym momencie przypadkowo upuściłam bransoletkę którą przez cały czas trzymałam w ręce. Schyliłam się żeby ją podnieść. 

- Skąd ją masz? - Mówiąc to uśmiech zniknął z jego twarzy.

-Znalazłam. - odparłam krótko.

Wygiął usta w dziwnym grymasie po czym nic nie mówiąc poszedł. 

Stałam ogłupiała. Co to miało znaczyć, powiedziałam coś złego czy jak. Do zajęć miałam piętnaście minut, więc zdążę. Schowałam bransoletkę do kieszeni bluzy i wsiadłam na motocykl kierując się w stronę szkoły. Myślałam o tej rozmowie i o tym jak chłopak zareagował na błyskotkę. Nie widziałam go po drodze do szkoły, co było dziwne. Byłam pewna że odpuścił sobie pierwszą lekcję i całkiem możliwe że zboczył z drogi. 

Kiedy wychodziłam do budynku mając jeszcze dwie minuty, na holu tuż pod jedną z klas nie zauważyłam nikogo innego jak wysokiego bruneta wpatrującego się w strony zeszytu. Podniósł głowę znad kartek i spojrzał na mnie z kolejnym lekkim uśmiechem. 

Jak to możliwe że dotarł tu tak szybko! Szedł przecież pieszo, nie ma szans, że ktoś go podwiózł, ostatni samochód przejeżdżając tamtą drogą widziałam tydzień temu a jego kierowca pewnie zabłądził. 

- Wiesz po co ktoś wymyślił telefon? - Usłyszałam znajomy głos.

Spojrzałam na przyjaciółkę.

-Po to, żeby ludzie mogli się ze sobą kontaktować kretynko. - Powiedziała. 

- Wiesz jak to ze mną jest, a tak w ogóle muszę Ci coś powiedzieć... - Przerwał mi dzwonek. 

Weszliśmy do klasy z uwagi na kończący się rok szkolny oglądaliśmy film. Amber szturchnęła mnie w biodro łokciem i podała pod ławką mała karteczkę. 

- Co chciałaś mi powiedzieć? 

- Pamiętasz tego nowego bruneta? 

Uśmiechnęła się i ponownie podała kartkę.

- Tego do którego śliniłaś się na środku korytarza

Wywróciłam oczami i kopnęłam ją w łydkę, znowu się uśmiechnęła.

- Proponowałam mu dzisiaj podwózkę do szkoły

- I CO ODPOWIEDZIAŁ?!

- Że się przejdzie...

- Co za palant 

- Na pieszo doszedł szybciej niż ja motocyklem (podziękuj tacie za odprowadzanie go do domu) 

- Niemożliwe (podziękujesz osobiście przychodzisz do mnie po szkole ;) )

Już wiedziałam, że nie ma co kontynuować i tak o wszystko wypyta się mnie w domu. Schowałam kartkę do kieszeni bluzy. Przypomniało mi się o bransoletce i chłopaku, myślałam o brunecie do końca lekcji.




Krótki ale następny roździał będzie  jutro. :))
Dziękuję, że czytsz to do końca!

Zostaw mnie proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz