ROZDZIAŁ 22

117 3 0
                                    

"Wojna ze mną?! Gratuluję odwagi... Współczuję głupoty."

~Summer~

    Otworzyłam oczy, które po chwili z powrotem zamknęłam, przez oślepiające mnie jasne światło. Podjęłam drugą próbę ich otworzenia i tym razem się udało. Zobaczyłam nad sobą mężczyznę w białym kitlu.

 Jak się Pani czuje? - spytał patrząc na mnie.

- Trochę boli mnie głowa... Co się stało? Gdzie ja w ogóle jestem? - zadawałam kolejno pytania.

- Spokojnie - zareagował, kiedy próbowałam wstać i mi na to nie pozwolił. - Miała pani lekki wstrząs mózgu i jest teraz w szpitalu.

- Gdzie mój chłopak? - spytałam cicho.

- Zaraz do pani podejdzie. Proszę leżeć - powiedział odchodząc. Popatrzyłam na swoją dłoń, miałam wbitą do niej igłę, podłączoną do kroplówki. Rozejrzałam się wkoło. Wszędzie było biało, jakaś pielęgniarka krzątała się po pomieszczeniu. W drugiej części sali dostrzegłam Louisa z Lottie. Dziewczyna siedziała, ale podobnie jak ja, z kroplówką. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć, a jej twarz była cała blada. Natomiast Louis był odwrócony do mnie tyłem i upewniał się, że z jego siostrą wszystko w porządku. Po upływie kilku chwil podszedł do mnie.

- Całe szczęście, że już się obudziłaś. Myślałem, że to coś gorszego. - Pocałował mnie czule w czoło.

- Co dokładnie się stało? - spytałam słabo.

- Dokładnie? - upewnił się, a ja pokiwałam pionowo głową. - Ktoś podciął nam hamulce - parsknął z niedowierzaniem.

- Co? Ale.. Kto to mógł być?

- Nie wiem Summer - westchnął. - Jest jeszcze coś.

- Co takiego? - spytałam z niepokojem.

- Nasza ochrona wcale się nie zgubiła. Ktoś celowo zmienił trasy w ich nawigacjach. Przez to... - Przełknął ślinę i odwrócił ode mnie wzrok. - Spadli ze skarpy... Nikt nie przeżył... Mamy tylko kilku ochroniarzy, którzy są w Londynie. To nie był przypadek.

- Żartujesz, prawda?

- Chciałbym, ale... tak jak to wygląda, ktoś chce nas udupić i zniszczyć.

- A... c-co z Lottie? - próbowałam zmienić temat. Louis spojrzał znów na mnie.

- Gorzej przyjęła uderzenie. Ma niskie ciśnienie, w każdej chwili znów może zemdleć. Nie jest na siłach by wstać, cokolwiek zrobić...

- Przykro mi...

- To nie twoja wina. To ja powinienem ci podziękować. Gdybyś mnie w porę nie ostrzegła ten człowiek by nie żył, a z nami byłoby o wiele gorzej. Dziękuję - powiedział przytulając się do mojego policzka.

- A co z tobą? - szepnęłam kładąc rękę na jego głowie.

- Wszystko w porządku, drobne stłuczenie.

- Na pewno? - spytałam, a on podniósł głowę.

- Tak, na pewno. - Uśmiechnął się. Obok pojawiła się pielęgniarka i odłączyła mi kroplówkę, jednocześnie wyjmując igłę.

- Mieliśmy pojechać do twojej rodziny. Co teraz?

- Pojedziemy. Jesteśmy tylko na izbie przyjęć, nie byłyście przyjmowane na oddział. - Pogłaskał mnie po policzku.

- Jest późno. Poza tym samochód na pewno nie nadaje się do jazdy - panikowałam.

- Summer, spokojnie. Wszyscy czekają i nie śpią, martwią się. Nie zasną dopóki nie przyjedziemy i nie zobaczą, że wszystko w porządku. A co do auta, zabrali je do naprawy. Pół godziny temu podstawili mi moje drugie. Wszystko jest dobrze, o nic się nie martw, tak? - Spojrzał na mnie z troską.

FAME DESTROYS ME...  | L.TOMLINSON |  (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz