ROZDZIAŁ 18

125 4 0
                                    

" Przestaliśmy szukać potworów pod naszym łóżkiem, gdy zrozumieliśmy, że one są w nas."

~Summer~

   Od ponad godziny leżę w tym cholernym pokoju. Leżę i nie robię nic innego jak płaczę. Jakim oni prawem zdecydowali za mnie? Nie do wiary. Jeszcze próbują mi wmówić, że to dla mojego bezpieczeństwa. Ja już mam ochroniarzy, a teraz co? Mam siedzieć z obcym facetem 24 godziny na dobę?! To jak dla mnie za dużo. Nie chcę tego. Nie chcę takiego życia. Czasem zastanawiam się czy nie rzucić całej kariery w cholerę i odpocząć. Tak, wiem co mówiłam wcześniej. To moje marzenia, to właśnie tego chciałam. Ale aktualnie jestem w takim stanie, że nie wytrzymuję psychicznie. Wszystko mnie przerasta, a sama czuję się jak w jakiejś zamkniętej klatce. Do tego w głowie cały czas siedzi mi Niall. Jego słowa ciągle wracają do mnie jak jakiś bumerang. "Nie jestem przyjacielem, jestem kimś o wiele więcej". O co mogło mu chodzić? Co on miał na myśli kiedy to mówił? Nie wiem co ja mam o tym sądzić. I jeszcze wygląda na to, że pokłóciłam się z Louisem. Tego to normalnie mi, kurde, teraz brakowało. Nikt nie umie sobie schrzanić życia tak jak ja. Czasem wydaje mi się, że umiem tylko to i nic więcej. Bo gdyby nie te problemy to byłabym nadal w ciąży, a za 9 miesięcy zostałabym mamą. Ale nie, ja głupia musiałam gadać z tym zdrajcą. Mogłam przewidzieć, że oberwę, ale jestem tak popieprzona, że nie myślę logicznie.    

     Wzięłam do ręki najbliższą poduszkę i z całej siły cisnęłam nią w ścianę obok drzwi. I jak zawsze nie pomyślałam, bo o mały włos, a Harry, który właśnie wszedł, dostałby nią w łeb. No, kuźwa, zdarza się! Nic nie poradzę.

- Hej! Ja nic ci nie zrobiłem! - powiedział zaskoczony.

- Wiem. Przepraszam - westchnęłam. Włożyłam ręce we włosy i lekko za nie pociągnęłam, aby odrobinę się uspokoić. - Wejdź.

- Przyniosłem ci kanapki - powiedział zamykając za sobą drzwi. - Pomyślałem, że jesteś głodna, bo tego szpitalnego jedzenia to nie bardzo zjadłaś, więc Harry przychodzi na ratunek. - Uśmiechnął się, powodując, że na moje usta również wkradł się mały uśmiech.

- Dzięki - powiedziałam kiedy podał mi talerz.

- Do usług. - Ukłonił się i usiadł obok mnie.

- Kurcze, tobie to nawet zwykłe kanapki wychodzą jak dzieło sztuki. - Zaśmiałam się, kiedy spróbowałam jedną z nich.

- Ma się ten dar. - Mrugnął do mnie. - Jak się czujesz?

- A jak mam się czuć? Straciłam dziecko, o którym... nawet nie wiedziałam. I to jeszcze z mojej własnej głupoty. Jeszcze pokłóciłam się z Niallem i Louisem.

- Ej, nie wiń o to siebie. Po prostu... pewnie tak miało być. Bóg zabrał je do siebie i... dołączyło do reszty... małych aniołków - próbował mnie pocieszyć.

- Ale dlaczego akurat je? - spytałam łamliwym głosem.

- Ktoś kiedyś mi powiedział, że Bóg zabiera do siebie przedwcześnie osoby, które kocha, których potrzebuje tam na Górze. I ja... zawsze tak to sobie tłumaczę. Tak miało być... - Zwiesił głowę.

- Tak myślisz? - spytałam cicho.

- Tak. - Podniósł znów głowę i uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Pogłaskał mnie po kolanie, dodając otuchy. - Mam dla ciebie propozycję.

- Jaką?

- Może jak zjesz to zejdziesz do nas na dół? Będziemy oglądać film, a ty zapomniałabyś na trochę o tych wszystkich problemach, co?

FAME DESTROYS ME...  | L.TOMLINSON |  (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz