Pytania i odpowiedzi

196 21 7
                                    

Często bywają w życiu takie momenty, kiedy nie jesteśmy czegoś pewni, nie znamy czegoś, bądź nie wiemy, jak z nową rzeczywistością mamy sobie poradzić, jak z nią żyć, co robić.

Takie chwile miewał Seokjin, gdy jechał na salę operacyjną, leżąc na łóżku szpitalnym, zdretwiały przez środki przeciwbólowe, powoli tracąc kontakt z rzeczywistością poprzez narkozę.

Zastanawiał się jak to wszystko się potoczy i jaka przyszłość go czeka. Bez jednego oka życie będzie przecież nieco utrudnione, ludzie będą pytać, wskazywać palcami, patrzeć się, udając, że wcale tego nie robią. Dla Seokjina tak właściwie to nie było nic dziwnego, rozumiał tych potencjalnych ludzi, których będzie dane mu spotkać. Ta sytuacja nie będzie dla nich przecież zjawiskiem codziennym. Nie oszukujmy się, nie widujemy codziennie kilkunastu osób z szklanymi, nie poruszającymi się wcale, pustymi oczami. Właściwie kwestia ciekawości ludzkiej nie stanowiła dla niego żadnego problemu.

Problemem były objawy nawrotu choroby i utraty drugiego oka, co wiązało się z całkowitą utratą wzroku. Ta świadomość, ten lęk towarzyszył Seokjinowi praktycznie w każdej chwili, czasem kompletnie paraliżował i to w tak okropny sposób, że chłopak nie życzyłby tego nawet najgorszemu wrogowi. Chociaż tak właściwie na ten moment jego największym wrogiem była jego własna choroba. Lęk nie towarzyszył jednak zawsze. Zwykle był schowany gdzieś z tyłu głowy, może i cichy, jednak zawsze obecny. I nie miał zamiaru odpuszczać.

Seokjin przyglądał się światłom lamp w korytarzu, jasnym, oddzielnym jednostkom, które przez senność i dość sporą szybkość poruszania się kółek od łóżka na podłodze, zbierały się w jedną całość, grubą, świetlistą linię.

Na wspomnienie o świetle przybyły również wspomnienia o słońcu, którego przez nieprzyjemną, pochmurną pogodę od dawna nie było widać. Jakby całkowicie zniknęło, zostawiając świat w szarości i mroku. Jakby cała nadzieja odeszła w niepamięć, pozostawiając ludzi w okropnym bólu. W Seokjinie objawiła się dosyć nagła, stosunkowo świeża i niedawno nabyta obawa, że słońca, jednej z najpiękniejszych rzeczy w całym wszechświecie nie będzie dane mu już niedługo ujrzeć, że do rozpogodzenia i wyjścia wreszcie tej cennej gwiazdy zza chmur jego oczy nie będą go słuchać, znikną.

Bał się tego jak cholera, ale niestety, nic na to poradzić nie mógł. Trzeba przecież iść do przodu i pokonywać trudności, jakie nas w życiu spotykają. Życie ma to do siebie, że kopie. Ale to od nas i naszego nastawienia zależy, jak mocno. I z tą oto myślą Seokjin odpłynął, dając zawieść się na operację.

Tymczasem Namjoon leżał na łóżku w swym pokoju i patrzył się w sufit, co jakiś czas wodząc wzrokiem po otoczeniu.

Można by powiedzieć, że sala szpitalna w jakiej przyszło mu mieszkać coraz bardziej przypominała pokój nastolatka. Oczywiście w granicach rozsądku, bo Namjoon na pewno nie zostawiłby w spokoju tych obrzydliwie białych i sterylnych ścian, których okropnie nienawidził. Niejednokrotnie chciał je pozaklejać plakatami i zdjęciami, jednakże mu na to nie pozwolono. Dlatego też pozaklejał plakatami i zdjęciami drzwi dość sporej szafki, którą tak właściwie można byłoby nazwać już śmiało szafą. Chował w niej różnorakie rupiecie, nie rzadko również i ubrania, głównie czarne i białe koszulki, bluzy, a także dżinsowe spodnie. Jego garderoba mu odpowiadała, chociaż matka nie raz powtarzała mu, aby porzucił ten, według niej "emo styl". Namjoon nie widział jednak nic złego w noszeniu czarnych ubrań, po prostu lubił ten kolor i było mu w nim do twarzy. Nie rozumiał problemu jego matki w tym, że chce ubierać się w to, co mu się podoba i w czym mu dobrze.

Jednakże gdy zachorował jego matka przestała zwracać uwagę na to, w co się ubiera. Bardziej martwiło ją to, czy następnego dnia jej syn w ogóle będzie mógł się ubrać. Czy w ogóle wstanie z łóżka, lub czy otworzy oczy.

Namjoon patrząc na swoją matkę widział dobrą, spokojną kobietę, niestety dośc mocno pokrzywdzoną przez los. Na przykład ciężko chorym synem, którego bez względu na wszystko wciąż próbowała ratować. Nie liczyło się dla niej nic prócz tego, by Namjoonowi było jak najlepiej, walczyła niczym lwica o jego zdrowie i życie. Jak drogie nie byłyby leki, wizyty u różnych specjalistów - ona nie znała takiego słowa jak "niemożliwe". I chłopak naprawdę ją za to podziwiał. Ale dla niego od drogich leków, bądź wizyt u specjalistów, które i tak szczerze mówiąc nie zbyt wiele dawały, liczyła się czysta miłość i obecność matki razem z nim. Chciał spędzać z nią jak najwięcej czasu się tylko dało, wiedział bowiem, że leki, które bierze i zabiegi którym się poddaje nie zapewnią mu długiego życia. Jego serce było już zbyt tym wszystkim zmęczone. Nie dawało rady, ale nadal się nie poddawało i biło dla tak ważnych dla Namjoona osób. Których przybywało.

Jedną z nich był Kim Seokjin, chłopak z chorymi oczami, z którym wręcz uwielbiał rozmawiać. Kiedy tylko zbliżał się moment ich spotkania od razu odżywał, wyzbywał się swojej tak mocno widocznej na twarzy niechęci, tak właściwie nie wiedząc do kogo była ona skierowana. Jego serce wypełniało ciepło i radość, że w końcu porozmawia z kimś ciekawym, że wreszcie uwolni się od monotonii i uda się do zupełnie innego świata, świata gdzie nie istnieją żadne choroby i słabości.

Świata, gdzie był tylko on i Seokjin, oddani tylko sobie, gdzie ich przyjaźń znaczyła powoli coś więcej.

*****************************

A/N: To chyba najdłuższy rozdział jaki się tu pojawił, huhuhu
Muszę popracować nad formą tego opowiadania, serio.
Ale zanim to zrobię, wy również napiszcie co wam się w tym opowiadaniu podoba, lub co byście zasugerowali mi jako zmianę. Możecie też śmiało pisać, co wam się nie podoba. Przyjmę to na klatę i postaram się wziąć również pod uwagę krytykę.
Ale proszę was, napiszcie cokolwiek *włącza mi się tryb żebraczki, onie*
A tym czasem do kolejnego rozdziału~

Ocean Eyes | namjinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz