- Ty chyba nie mówisz na poważnie, Namjoon - doktor Jung zmierzył osiemnastolatka sceptycznym spojrzeniem. - Biorąc pod uwagę jaki jest twój stan nie mogę...
- Doktorze - zaczął Kim patrząc stanowczo prosto w oczy swojego lekarza. - Kiedy dostał pan licencję na bycie transplantologiem?
- Jakieś dwa lata temu - mruknął speszony lekarz powoli domyśląjąc się, do czego jego pacjent zmierza.
- No właśnie. Od tego czasu tu jestem, na głupi szpitalny skwer mogę wyjść raz na ruski rok, a zapowiedział mi pan, że za miesiąc umrę! Dlaczego do cholery nie mogę spędzić tego czasu w domu, w towarzystwie najbliższych mi osób, co?
- Nie powiedziałem przecież, że umrzesz - odparł najspokojniej jak tylko potrafił Jung. - Przed tobą jest jeszcze przeszczep, dlatego do tego czasu będę martwił się o ciebie. Nie chcę, żebyś tak narażał swoje zdrowie. Tu jesteś pod stałą opieką lekarzy, a razie pogorszenia natychmiast zostanie udzielona ci pomoc...
- Proszę się za bardzo bujać w obłokach, proszę pana. Nie wiadomo, czy w miesiąc znajdziecie dawcę. Przyjmijmy, że nie, bo to jest najbardziej prawdopodobne. Może pan nie pamięta, ale czekam na przeszczep już odkąd skończyłem piętnaście lat, także sam pan widzi.
- Namjoon, proszę cię, jesteś już jednym z pierwszych na liście oczekujących. Nie trać nadziei, gdy jesteśmy już tak blisko...
- Panie Jung, tak naprawdę z pół życia spędziłem w szpitalu. Nigdy nie miałem szans na normalne dzieciństwo. Nie mogłem bawić się z innymi dziećmi w berka, grać w piłkę, bo czasem męczyłem się nawet po postawieniu cholernych kilku kroków. Tyle czasu zmarnowałem wśród szpitalnych ścian, poddając się bezskutecznemu leczeniu. Pan nie wie jak to jest. Nie wie pan, jak to jest, kiedy jest się uwięzionym w jednym pokoju. Nie wie pan jak to jest widzieć wręcz w nieskończoność swoją płaczącą matkę, która dosłownie łamie sobie kręgosłup, abym mógł pożyć chociaż odrobinę dłużej... A jeżeli dzięki jej ciężkiej pracy byłbym w stanie to zrobić, chciałbym czerpać z tego życia jak najwięcej. Dopóki jeszcze będę mógł... Dlatego uważam, że trzymanie mnie tu już dosłownie na siłę jest kompletnie bez sensu.
- Namjoon... - doktor westchnął ciężko spoglądając w górę, starając się ukryć łzy, które nie wiedomo skąd i niewiadomo dlaczego stanęły mu w oczach, w każdej chwili gotowe wypłynąć. Niby pracował przecież już tyle lat i na takie rzeczy powinien być już dość mocno uodporniony, jednakże przed krzywdą, cierpieniem i desperacją jego stalowe nerwy nagle słabły, a wizerunek bezdusznego lekarza zniknął całkowicie. Wszystko te złe rzeczy poruszały w lekarzu najczulsze struny, stąd zresztą wcześniej zrodziła się w nim chęć pomocy innym ludziom. Byli niestety ci, którym nawet przy dołożeniu majszczerszych starań nie był w stanie pomóc. Do tych osób z wielkim bólem serca należał Namjoon. Na tamtą chwilę lekarz wiedział, że droga choroby Namjoona powoli zbliża się do końca i raczej nie jest to koniec prowadzący do cudownego ozdrowienia. Chociaż lekarz wciąż walczył o tego wspaniałego chłopaka, wiedział, że bez znalezienia dawcy na przeszczep będzie zmuszony przyznać Namjoonowi prosto w twarz, że jest już kompletnie bezradny. Że będzie musiał pozwolić chłopakowi umrzeć, po tej ciężkiej, pełnej wylanej krwi, potu i łez walce. Był jednak pewien, że jeżeli Namjoon odejdzie, to z godnością, jak prawdziwy wojownik, którym zresztą był. - Musisz dać mi się zastanowić. Chciałbym również porozmawiać jeszcze z twoją mamą. Wtedy podejmę decyzję - powiedział w końcu.
a/n: mam wrażenie, że pisanie tego ff idzie mi coraz gorzej XD
a tak ogólnie zbliżamy się do tysiąca wyświetleń, w życiu bym się nie spodziewała, że tak szybko to zleciało, dziękuję wam 💕
w sumie nawet nam pomysł na specjala
co powiecie na możliwość q&a i spytania o róznorakie rzeczy zarówno bohaterów jak i autorkę?
piszcie, co o tym myślicie, a ja idę na razie spać, bo padam (trzeba było spać, a nie siedzieć do drugiej nad ranem, heh)
Papa~ ❤💕
CZYTASZ
Ocean Eyes | namjin
Fanfic"...życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezen...