Prolog

6K 602 135
                                    

Gdy Narcyz osiem lat temu wybiegał na jezdnię, naprawdę nie przypuszczał, że ten cholerny samochód jednak go przejedzie. No bo jak? Przecież widząc pieszych, kierowcy hamują, prawda?

No cóż, nie tym razem.

Niestety sam Narcyz przekonał się o tym, gdy rozpędzona czerwona Toyota wjechała w niego, sprawiając, że chłopak poszybował kilka metrów dalej i z głośnym łoskotem wylądował na brudnym, zakurzonym asfalcie.

Nie żeby narzekał na stan asfaltu — miał ważniejsze rzeczy na głowie i to dosłownie, bo pech chciał, że owa część ciała dosyć boleśnie zderzyła się z krawężnikiem.

Auć.

Powoli zaczynał tracić świadomość, kiedy podbiegł do niego kierowca Toyoty i zaczął z uporczywością maniaka pytać "Czy jest pan przytomny?"

Kiedy ktoś zadzwonił na pogotowie, Narcyz był w stanie, który przeczył ciągle zadawanemu mu pytaniu.

A kiedy w końcu przyjechała karetka, chłopak był już martwy.

Chyba.

Martwi chłopcy się nie śmiejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz