XI

2.5K 341 102
                                    

Po tej rozmowie mogę stwierdzić jedynie, że Narcyz to wręcz potwornie trudny do zrozumienia typ, a ja nie mam najmniejszego pojęcia, jak zostać czarownikiem. Tyle w ramach wstępu. Już od kilku dni zbieram się w sobie, żeby zapytać o jakiekolwiek wyjaśnienie matkę, ale z tyłu głowy mam przeświadczenie, że to nie skończy się dobrze.

Tylko co ja poradzę, że nie mam innego pomysłu na zdobycie jakiejkolwiek wiedzy z zakresu czarnoksięstwa? Internet milczy na ten temat, a ja nie wiem, gdzie szukać pomocy. Narcyz przebąkiwał coś o tym, że mój wujek nie działał sam, ale nie podał żadnych konkretnych szczegółów, uznając tę opcję za ostateczność. Podobnie nie chciał, abym czytał dziennik, który mógłby nam pomóc i przez to już pół tygodnia tkwię w kropce, bo dosłownie nic nie przychodzi mi na myśl. Pozbierałem oczywiście ileśtam ksiąg z zakresu czarnoksięstwa, poukrywanych po całym domu, ale sucha wiedza nic mi nie daje. Potrzebuję kogoś, kto mi pokaże, jak coś zrobić, a nie opowie starym, pokrętnym językiem, z którego mało co rozumiem i który nie jest dostosowany do mojego poziomu. Potrzebuję nauczyciela.

Nadal nie wiem, czy pytanie matki to dobry pomysł, ale przecież i tak by się w końcu dowiedziała, a tak może mi w jakiś sposób pomoże, skontaktuje mnie z kimś... Albo da mi szlaban do końca życia za to, że w końcu zainteresowałem się magią. Tak, to jest dość prawdopodobne. Miło by było, gdyby Narcyz zechciał mi pomóc w tym wyborze, ale on oczywiście umył od wszystkiego ręce, pomimo, że sprawa dotyczy jego samego, a ja mógłbym się tym w ogóle nie zajmować. Trochę zresztą żałuję, że się zgodziłem, bo mam wrażenie, że wziąłem na siebie zdecydowanie zbyt dużo. Narcyz jasno dał mi do zrozumienia, że doprowadzenie eksperymentu do końca to jego szansa na jakąkolwiek normalność i przekonał mnie tym do pomocy sobie, ale teraz mam wrażenie że zwyczajnie zrzucił to wszystko na moje barki i nie podoba mi się to, bo zakładam, że gdy zrobię coś źle, to zacznie narzekać.

Że zirytowaniem odrzucam w kąt pokoju kolejną nieprzydatną, napisaną zbyt skomplikowanym językiem książkę i tęsknie zerkam w stronę dziennika mojego wuja. Jasne, obiecałem go nie czytać, ale jestem zdesperowany, żeby znaleźć choćby imię jakiegokolwiek czarownika, bo nie mam pojęcia, jak się skontaktować z kimkolwiek z tego świata i jak rozpoznawać tych ludzi. Mam ochotę po prostu po niego sięgnąć, wyjąć z kręgu solnego i zacząć czytać, ale przecież nie zrobię czegoś takiego Narcyzowi. To by oznaczało zdradę, a ja wolę sobie nawet nie wyobrażać jego reakcji.

— Mamo? — wołam, schodząc na dół. — Możemy pogadać?

Kobieta patrzy na mnie zaskoczona, lecz widząc moją minę, a jej twarzy wykwita niepokój.

— Stało się coś, Natanaelu? — pyta, przerywając ścieranie szafki. Zaczynam żałować, że zacząłem tę rozmowę.

— Poniekąd — odpowiadam, czując ja stres powoli ściska moje gardło. — Nic poważnego, ale chciałbym z tobą porozmawiać.

— Jasne — odpowiada. — Idź do swojego pokoju, jak skończę sprzątać w korytarzu, to przyjdę. Za dziesięć minut, nie więcej.

Kiwam głową, nie mogąc nagle wykrztusić z siebie słowa i wbiegam po schodach na górę. Nawet nie jestem zdziwiony widokiem siedzącego na moim biurku ducha, bo chyba poznałem go już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że skrytykuje każdą przedsięwziętą przeze mnie decyzję.

— Nic nie mów — rzucam, gdy już otwiera usta, żeby się odezwać. — To konieczne. Przecież i tak nie byłbym w stanie ukryć przed nią, że zamierzam uczyć się na czarownika, a tak może nam pomoże.

— Prędzej wezwie kogoś, żeby się mnie pozbyć, niż pomoże — odpowiada mi cichym, groźnym głosem, prawie pienięc się że złości. Zastanawiam się, czy gdyby mógł mi zrobić krzywdę, to w tym momencie właśnie nie skorzystałby z tej szansy.

Martwi chłopcy się nie śmiejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz