III

2.9K 443 113
                                    

Przewracam się niespokojnie na łóżku, nie mogąc zasnąć. Non-stop słyszę jakieś chrobotanie, a okno bez przerwy otwiera się, niezależnie od tego, ile razy bym go nie zamykał.
Cóż, Narcyz chyba na poważne wziął sobie do serca wygonienie mnie stąd i niezbyt mi się to podoba, bo cholera, jak tak dalej pójdzie, to rzeczywiście nie zasnę tej nocy.

Cudownie. Po prostu cudownie.

Drzwi otwierają się z przeraźliwym skrzypieniem, po czym zamykają z impetem, robiąc jeszcze większy hałas. Słyszę trzask robijanego szkła, a następnie do moich uszu dobiega popiskiwanie i niski, gardłowy warkot. Duch rzeczywiście jest przekonujący w tych swoich wymysłach, ale ja nie zamierzam dać się nabrać. Nie dam mu tej satysfakcji.

Nie dam, prawda?

Coś porusza się za oknem, a ja nagle przypominam sobie te wszystkie historie o psychopatycznych mordercach i zastanawiam się przelotnie, czy Narcyz przypadkiem nie zaprosił któregoś w odwiedziny.

Kształt znika — czyli to tylko kolejna iluzja.

— Boisz się, chłopczyku? —słyszę, a duch materializuje się tuż za solnym kręgiem wokół mojego łóżka, który mama uparła się usypać. Teraz jest zdecydowanie mniej materialny i widzę jedynie jego słabo jaśniejący zarys.

— Chciałbyś — mruczę, szczelniej opatulając się kołdrą. — Ale byłoby miło, gdybyś przestał. Chcę spać.

— Cóż, zazwyczaj nie bywam miły — odpowiada Narcyz w zadumie. — Ale jak chcesz, to raz mogę zrobić wyjątek.

***

Wiecie, co wam powiem?

Nigdy, przenigdy nie proście o nic ducha. To sprawia, że szmatławiec robi się jeszcze bardziej złośliwy.

Och nie, nie przeszkadzał mi w śnie — iluzje rzeczywiście ustały. Problem w tym, że gdy otworzyłem oczy jakieś dwie minuty temu, odkryłem, że mój pokój jest pełen pająków. A ja nienawidzę pająków.

Zwierzęta są niemalże wszędzie poza solnym kręgiem. Pokrywają całą podłogę i ściany oraz zwieszają się z sufitu. Najmniejszy, jakiego udało mi się wypatrzeć, jest wielkości sporego kota. Największy — zapewne samochodu. I nawet nie chodzi o to, że są szkaradne i przebierają tymi ohydnymi włochatymi odnóżami, tratują się nawzajem i kłębią w każdym możliwym kącie. Najbardziej przeraża mnie fakt, że wszystkie patrzą wprost na mnie takim wzrokiem, jakby chciały mnie zeżreć. A patrząc na ich szczękoczułki, jestem niemal pewny, że nie miałyby z tym najmniejszego problemu.

Nigdy nie sądziłem, że zrozumiem te wszystkie dziewczyny, które piszczą na widok pająków, ale gdy tarantula wielkości owczarka niemieckiego rzuca się na mnie, obrzydliwie rozwierając szczęki, automatycznie przykrywam się kołdrą, a z mojego gardła wyrywa się krzyk.

Atak jednak nie następuje. Gdy ściągam materiał z twarzy, orientuję się, że to dlatego, iż pająka zatrzymała jakaś niewidzialna ściana. Teraz stoi za nią na jakimś innym ptaszniku, kątniku, skakunie, czy innej cholerze i gapi się na mnie wściekłymi, czerwonymi oczkami.

Super. Świetnie. Jestem zachwycony.

Boże, zabij mnie w końcu, życie jest cierpieniem.

Tak. Zdecydowanie zachwycony.

Mój zachwyt jednak wywala poza skalę, gdy pomiędzy pająkami nagle pojawia się Narcyz z wrednym wyrazem twarzy.

— Wiesz, chłopczyku, to już nie są iluzje — mówi odrobinę zbyt radośnie, a wszystkie pająki nagle zwracają ku niemu swoje włochate głowy. — One są prawdziwe.

Martwi chłopcy się nie śmiejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz