W niedzielę ledwo docieram na śniadanie, tak bardzo jestem zmęczony. Przez całą noc latałem jak głupi od pokoju Abigail do sypialni rodziców, sprawdzając, czy duchy nie usiłują nikogo skrzywdzić. Okazało się jednak, że jakimś cudem Narcyz przyprowadził jedynie trójkę dzieci (które przez przypadek zbiły wazon i później przepraszaly mnie, gdy tylko mnie zobaczyły), nastolatkę (po przegraniu z Abby w statki zaczęła opowiadać małej o jakimś powstaniu, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem), około dwudziestoletniego nerda, dwa małżeństwa w średnim wieku (te dwie kobiety które mi się przyglądały to właśnie żony, których mężowie w tym samym czasie zwiedzali dom) oraz chyba piętnaścioro staruszek i staruszków, którzy tuptali wte i wewte po domu, zachwalając fakt, że w końcu nie dokucza im ani reaumatyzm, ani współmałżonek, który zazwyczaj jeszcze żył.
— Bezsenność? — pyta mnie ojciec, przenosząc wzrok z telewizora na mnie, gdy wchodzę do salonu. Kiwam głową, bo co innego mogę zrobić? Powiedzieć "nie, tato, tylko w nocy przyszły duchy z cmentarza, zaproszone przez takiego jednego wrednego ziomka i Abigail"? Nie, aż tak głupi nie jestem, żeby jeszcze dawać ojcu dowody na to, że wdaję się w matkę. Niech ma trochę szczęścia w życiu myśląc, że tylko jego małżonka jest nieco szalona.
— Może potrzebujesz pójść z tym do lekarza? — proponuje matka, ale ja przeczę ruchem głowy. To nie lekarza mi potrzeba, a egzorcysty, mam ochotę powiedzieć. Żeby wypędził z naszego domu tego idiotycznego ducha.
— Nata pilnował wczoraj duchów — mówi moja mała, irytująco nietaktowna siostra. Ojciec unosi brwi w geście zdziwienia, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie wierzy w żadne jej słowo, prędzej uważa, że matka jej nagadała jakichś dziwactw.
— Jasne — potwierdzam ironicznie. — A potem wypędzałem z domu strzygi... A, no i jeszcze zaprzyjaźniłem się z lokalną sforą wilkołaków. — Wzruszam ramionami.
— Natanaelu, to nie jest śmieszne! — syczy moja matka, uderzając dłonią w stół. — Nie żartuj tak sobie nawet, bo przyzwiesz te stworzenia!
Pewno stworzenie już przyzwało się samo, myślę, kątem oka widząc nagle materializującego się obok stołu Narcyza. Ani rodzice, ani Abigail zdają się go nie widzieć.
— Właśnie, Nata — mówi. — Chociaż jeżeli chcesz poznać okoliczne strzygi, to mogę ci to umożliwić, chociaż z przykrością stwierdzam, że możesz nie wyjść z tego spotkania żywy. A wilkołaków raczej nie ma w miastach tak odległych od terenów leśnych, więc w tym ci raczej nie pomogę. Za to widziałem tutaj kiedyś całkiem uroczą parę wampirów, ale widzisz, oni traktują ludzi dość przedmiotowo.
— Natanaelu? — pyta ostrożnie moja mama, a ja wtedy orientuję się, że musiałem dziwnie wyglądać, gapiąc się przez dobrą chwilę w jedno miejsce i słuchając ducha, o którego istnieniu oni nie mają pojęcia. — Coś się dzieje?
— Nie, zamyśliłem się tylko — mówię.
— No, czasem faktycznie by ci się przydało pomyśleć. — Narcyz obchodzi stół i staje tuż za mną. Po chwili czuję na karku bijące od niego zimno i aż się wzdrygam. — Na przykład nad zmianą tej ohydnej fryzury. Tak się teraz chodzi?
Nie odpowiadam i w milczeniu wzbijam wzrok w swój talerz.
— Jaka urocza rodzinna atmosfera! — gada dalej duch. — Śniadanko całą rodzinką, dobre sobie, jaka familijna atmosfera, mamusia, tatuś i dwójka dzieci. Idealnie, nie ma co! Zero zmartwień, po prostu wzór przyzwoitości! Nie za dobrze ci tu, Nata?
Wciąż czuję promieniujące z niego zimno, które z każdą chwilą zdaje się być bardziej wszechogarniając i natarczywe. Na moim odsłoniętym przedramieniu pojawia się gęsia skórka, widzę też, jak powoli zaczynają mi sinieć paznokcie.
CZYTASZ
Martwi chłopcy się nie śmieją
RandomCo byś zrobił, gdybyś po przeprowadzce do nowego domu zorientował się, że jest on nawiedzony? Wezwał egzorcystę? Dogadał się z duchami? Sprzedał dom i uciekł jak najdalej? Cóż, Natanael nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Po prostu założył się z duchem...