IX

2.4K 364 98
                                    

Moje pytanie jest takie, czy widzidzie dywizy, czy pauzy? Bo w edycji mam pauzy, a w podglądzie już dywizy i nie wiem, jak Wy to odbieracie. Pytanie dotyczy też poprzedniego rozdziału.

Nie wiem, czy awantura, jaka nastąpiła, gdy następnego ranka matka zorientowała się, że trochę wypiłem, była tego wszystkiego warta, ale faktem jest, że weekend, który miał być dla mnie odpoczynkiem od szkoły, nie należał do najprzyjemniejszych, zresztą jak cały następny tydzień i nawet pomimo dziwnego braku działań ze strony Narcyza, nie mogłem zaliczyć tych kilku dni do udanych. Piątek nadszedł po niemożliwie wręcz długim czasie, po milczącym, napiętym weekendzie, koszmarnym poniedziałku, beznadziejnym wtorku, dennej środzie i wyjątkowo frustrującym czwartku. I wcale nie był lepszy od poprzedzających go dni: jakimś cudem z samego rana już mi coś nie wyszło, bo pomimo mojej punktualności, autobus zdecydował się odjechać zanim zdążyłem doń dobiec, spóźniłem się na angielski, zawaliłem niezapowiedzianą kartkówkę z matematyki i w dodatku nie za bardzo szło mi na wuefie, przez co nawet nadopiekuńczy zazwyczaj Luke i wiecznie-broniący-wszystkich Anthony zaczęli na mnie nieprzychylnie patrzeć, bo wylądowałem w ich drużynie i schrzaniłem każde odbicie, jakie tylko się dało, co zazwyczaj mi się nie zdarzało, pomimo że nie byłem i tak jakimś gigantem siatkówki. W dodatku do domu zdecydowałem się wrócić na piechotę i cóż, teraz, dochodząc w końcu do drzwi wejściowych, czuję, że nie był to dobry pomysł. Moja szkoła jest na drugim końcu miasta i chociaż z poprzedniego mieszkania miałem jakieś pięć minut drogi, teraz mam ochotę wyzionąć ducha.

Swoją drogą to dziwne, że pomimo mieszkania w tym samym mieście, nigdy nie odwiedziliśmy wujka, po którym odziedziczyliśmy ten dom. Przecież skoro był tak ześwirowany jak matka, to musieli umieć znaleźć wspólny język, nie? Wariaci powinni umieć się dogadać. Nie wiem, mogliby sobie rozmawiać o kręgach solnych i skuteczności osinowego kołka w walce z wampirami, czy czymś podobnym. Zdecydowanie powinni byli wcześniej złapać jakiś kontakt. Przejmowanie domu po nieznajomym jest trochę niezręczne.

Zmęczony padam na łóżko, wcześniej ledwie wtaczając się na górę. Nogi bolą mnie tak, jakby miały mi zaraz odpaść, a ja jestem w tak beznadziejnym humorze, że chyba nawet by mnie to nie zmartwiło. Przynajmniej nie musiałbym iść po weekendzie do szkoły, a już w sobotę matka nie miałaby mnie jak zagonić do sprzątania. Same plusy, jak się okazuje.

— Zmęczony, Nata? — Duch oczywiście nagle materializuje się gdzieś w pokoju, ale na tyle daleko, że przynajmniej nie muszę się martwić, że nagle przekaże mi swoją złość, urazę czy cokolwiek, choć jego ton wcale nie wskazuje na to, aby był niezadowolony. Jego głos jest kpiący, żartobliwy. Narcyz jest w dobrym humorze, a ja nie wiem, czy to jest powód do radości, bo ostatnio, jak był w dobrym humorze, skończyłem z makijażem na twarzy, wyglądając jak jakaś baba.

— Mhm — mruczę, wtulając twarz w poduszkę i decydując nim nie przejmować. Może jak nie poświęcę mu swojej uwagi, to sobie pójdzie. — Jak chcesz się mnie pozbyć, to teraz jest na to czas, bo nie zaoponuję nawet, jakbyś mnie wyrzucił przez okno.

— Nie kuś, Nata — wzdycha cierpiętniczo ciemnowłosy. — Bardzo chętnie bym to zrobił, gdybym mógł, ale obawiam się, że nie byłbym w stanie.

Cóż, dlatego wciąż żyję.

— Twoja strata — odpowiadam, nie siląc się nawet na otwarcie oczu, choć czuję, że stoi teraz bliżej mnie, niż wcześniej. Nie jest zdenerwowany. Nie może mi zrobić krzywdy. Jest niegroźny. Czuję, jak materac ugina się pod jego ciężarem, co oznacza najprawdopodobniej, że przybrał swoją najbardziej materialną postać: czasem jestem ciekaw, jak to właściwie działa, że w jednej chwili przenika przez ściany, a moja ręka przechodzi przez niego jak przez mgłę, a w drugiej zdaje się być prawie że normalnym człowiekiem, jedynie w odpowiednim świetle trochę półprzezroczystym, jak się dobrze przyjrzeć. I emanującym tym cholernym zimnem, przez które na ramieniu pojawia mi się gęsią skórka.

Martwi chłopcy się nie śmiejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz