V

2.6K 404 85
                                    

Przygryzam ze zdenerwowania dolną wargę, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Jest dwunasta. Godzina dawania przez mojego ojca korepetycji Vanessie.

- Max, otwórz! - krzyczy do mnie mężczyzna ze swojego gabinetu, zajęty rozkładaniem zadań, a ja przełykam głośno ślinę i podchodzę do drzwi.

Będzie dobrze, myślę. Musi być dobrze. Nawet Narcyz nie może popsuć wszystkiego... chyba.

Nie no, jasne że może, przyznaję się przed sobą. I to zrobi, bo jest głupim, bezczelnym bucem, który się na mnie uwziął.

Otwieram drzwi nawet bez patrzenia przez wizjer, co, jak twierdzi moja matka, wpędzi mnie kiedyś do grobu, gdy w końcu jakiś seryjny morderca zechce wpaść do mnie w odwiedziny.

Jak zwykle czuję rozlewającą się po moim ciele falę onieśmielenia, gdy widzę Vanessę - jest trochę wyższa ode mnie, zwłaszcza w tych koturnach, w których zazwyczaj chodzi, więc żeby spojrzeć w jej szaroniebieskie oczy, muszę nieco unieść głowę. Tego dnia uczesana jest w dwa grube, brązowe warkocze, a oczy ma podkreślone ciemnym cieniem do powiek, odcieniem przypominającym granat. Zrezygnowała z pomalowania ust, co jak na nią jest dość zaskakujące, ale sam przed sobą muszę przynać, że tak wygląda nawet lepiej.

- Cześć. - Przepuszczam ją w drzwiach. Przez chwilę patrzy na mnie dziwnie, zanim przez nie przechodzi.

- Hejka - odpowiada, nie przestając się przypatrywać mi z osobliwym wyrazem twarzy.

Narcyz?, pytam siebie w myślach, zastanawiając się, co musi być nie tak z moim wyglądem, że dziewczyna w drodze do gabinetu mojego ojca non-stop zerka na mnie tak dziwnie.

- Nie wiedziałam, że Abigail i Natanael mają jeszcze jedną siostrę - mówi w końcu Vanessa, a mnie oddech zamiera w gardle.

Czy ja wyglądam teraz jak cholerna baba?, pojawia się w mojej głowie. Zerkam w dół i...

O cholera. On naprawdę zrobił mnie na babę.

Nie odpowiadam Vanessie, nie wiedząc właściwie, co mógłbym jej powiedzieć - bo żeby nie uznała mnie za skończonego wariata raczej nie powinienem wyjawiać jej prawdy - a gdy wchodzi w końcu do gabinetu mojego ojca wzdycham z ulgą, jednocześnie chowając się za framugą w taki sposób, żeby rodzic mnie nie zauważył. Chyba by się trochę zdziwił, widząc... no właśnie. Jak ja właściwie wyglądam?

Pędzę do łazienki z niewyobrażalną wręcz szybkością, bojąc się, że ktoś może mnie jeszcze po drodze zauważyć i zatrzaskuję za sobą drzwi.

Gdy patrzę w lustro, wyglądam zupełnie normalnie. Znów zerkam w dół i niemalże wrzeszczę z irytacji, bo biust wciąż tam jest - a raczej iluzja biustu, bo gdy usiłuję go dotknąć, moje palce trafiają na pustkę.

W lustrze nic nie widać, więc opcje są dwie: albo Narcyz się mną bawi i tak szybko zakłada i zdejmuje ze mnie iluzę, albo ona zwyczajnie nie odbija się w żadnej tafli, podobnie jak wampiry.

Skoro duchy istnieją, to wampiry też?, przelatuje mi przez głowę, ale nie mam czasu się nad tym zastanawiać, bo nie bacząc na wszelkie zasady i prywatność, przez drzwi przenika źródło wszystkich moich problemów. Jak zwykle się nie uśmiecha, a jego twarz wygląda jak namalowana, ale po oczach widać, że jest z siebie niezmiernie zadowolony.

- Wiesz, że jako dziewczyna wyglądałbyś lepiej, Nata? - zagaduje, patrząc to na mnie, to na lustro.

Wzdycham z irytacją.

- A wiesz, że jako chłopak czuję się lepej? - odpowiadam pytaniem na pytanie, ale duch zupełnie to ignoruje i ciągnie:

- Pewnie chciałbyś zobaczyć, jak wyglądasz, niestety nie mam jak ci pokazać. I żałuj, bo teraz jesteś nawet w miarę znośny, chociaż nadal nie ma szału. - Kręci głową.

Martwi chłopcy się nie śmiejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz