XII

2.5K 348 156
                                    

Przygryzam nerwowo wargę, słysząc, jak moja matka wita się z kimś na dole. Minęły trzy dni od naszej rozmowy, trzy dni pełne sprzeczek, kłótni i zbyt skrajnych emocji, a mnie nie udało się wskórać dosłownie nic. Mam wrażenie, jakby kobieta nagle przekształciła się w kogoś zupełnie innego, nieugiętego i zdecydowanego — i jasne, rozumiem, że chce mnie chronić i obawia się, że Narcyz stanowi dla mnie zagrożenie, bo faktycznie, ma rację: Narcyz jest zagrożeniem, ale zbyt mocno zależy mu na odzyskaniu normalności, żeby przejmować się robieniem nam krzywdy. Nawet przez ostatnie godziny, chociaż wina za to, co może się z nim stać, spoczywa na moich barkach, nie próbował zrobić niczego dziwnego, raczej nerwowo kręcił się po domu, przeglądał całe stosy książek i wyglądał na tak zestresowanego, jakby zaraz miał wyzionąć ducha, gdyby tylko było to możliwe powtórnie.

— Dowiedziałeś się czegoś? — pytam, byle tylko zapełnić panującą między nami ciszę. Ostatni raz odezwał się do mnie trzy dni temu i powoli zaczynam się martwić, czy przypadkiem nie stracił nagle głosu. Byłem pewien, że po tym, jak go zawiodłem, urządzi mi karczemną awanturę, wyklnie od najgorszych i co najmniej spróbuje mnie wyrzucić przez okno, ale nic takiego nie miało miejsca i obawiam się, że może szykować coś o wiele gorszego.

Jego wzrok starcza mi za odpowiedź.

— Wobec tego łowcy chyba nie obowiązują cię takie ramy, jak względem mnie, prawda? — ciągnę, bo w moim wnętrzu wykwita jakiś irracjonalny, ogarniający strach przed ciszą. — Będziesz mógł się bronić?

Kręci głową, a ja bezradnie załamuję ręce, bo patrzenie na niego w takim stanie sprawia mi prawie fizyczny ból.

— Nie jestem pewien — chrypi po chwili, kiedy myślę, że już się do mnie nie odezwie. — Nie mam realnego wpływu na świat wokół mnie. Sam to kiedyś zauważyłeś. Nie umiem niszczyć. Być może jest jakiś sposób na obronę, ale raczej nie oznacza jego krzywdy. Nie wiem też, kim są i jak działają łowcy, bo słyszałem o nich tylko to, że istnieją.

Dziwnie jest słyszeć w końcu jego głos. Niemalże wzdycham z ulgą, gdy to się dzieje, ale wtedy do moich uszu dociera odgłos kroków, a następnie pukanie do drzwi. Truchleję i widzę, że Narcyz również zastyga w bezruchu wśród stosu wziętych z biblioteczki książek. Przyszedł łowca. Zaraz wszystko się rozstrzygnie.

Nie zamierzam dać wygnać tego ducha, niezależnie od tego, jak bardzo irytujący by nie był.

— Tak? — wołam, stając na środku pokoju. — Proszę!

Drzwi otwierają się i moim oczom ukazuje się mama z jakąś młodą, dziwnie ubraną dziewczyną, trzymającą starą, czarną walizeczkę. Łowczyni ma na sobie czarną, obcisłą bluzkę z głębokim dekoltem, białe, materiałowe dzwony, czerwone glany z białymi sznurówkami i czerwony płaszcz sięgający do ziemi. Wygląda cudacznie, w dodatku w długie włosy wplotła tyle dziwnych warkoczyków, że mam wrażenie, że ostatnio naoglądała się zdecydowanie za dużo serialów fantasy.

— Pani Brittany przyszła zebrać wywiad — wyjaśnia moja rodzicielka, gdy łowczyni wchodzi do mojego pokoju. Gestem przekazuję jej, by usiadła na krześle. — Jeżeli to możliwe, chciałaby porozmawiać także z tym duchem, więc możesz go zawołać. Herbaty? Kawy? — zwraca się do dziewczyny.

— Nie, dziękuję. — Brittany ma wyjątkowo niski głos, jak na kobietę. Sprawia, że przechodzą mnie dreszcze.

Moja mama bez słowa wychodzi z pokoju, rzucając mi ostrzegawcze spojrzenie. Dopiero, gdy drzwi się za nią zamykają, łowczyni podchodzi do krzesła przy biurku i usadawia się na nim. Ja sam siadam na skraju łóżka i opuszczam nogi na podłogę, choć jest ono tak wysokie, że i tak dyndają kilka centymetrów nad nią. Z pewnością wyglądam teraz ultra-profesjonalnie.

Martwi chłopcy się nie śmiejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz