X

2.6K 382 125
                                    

Dziękuję wszystkim dobrym duszyczkom, które ostatnio odpowiedziały mi na pytanie o pauzy!

Cóż, jak zwykle miałem rację. Kolejne dwa tygodnie były maratonem czarnych kaw, energetyków, nieprzespanych nocy i przespanych lekcji, ale nie żałuję. Moje plany książkowe uległy oczywiście zmianie, bo jak zacząłem przeglądać ten duchowy cykl, to po kilku dniach natknąłem się na coś w rodzaju ciekawostki, czy też legendy o istotach zwanych szklanookimi. Byłem pewien, że Narcyz użył kiedyś tej nazwy w odniesieniu do siebie, więc po przeszukaniu całej swojej biblioteczki w końcu zebrałem kilka w miarę przydatnych informacji, choć biorąc pod uwagę, że część autorów książek zaznaczało, że najprawdopodobniej istnienie tych stworzeń to mit, to duch mógł mnie zwyczajnie okłamać.

Szklanoocy, jak się okazało, to byty bardzo podobne do duchów skorelowanych, z tym że nie są przywiązane do konkretnego miejsca, a człowieka lub rodu, co miało związek z jakimś konkretnym typem magii, o którym oczywiście nie miałem pojęcia. Legenda o nich nieco przypomina mi próby wynalezienia kamienia filozoficznego i zamiany metalu w złoto, bo to twory pojawiające się głównie w opowieściach o szalonych naukowcach, marzących o uzyskaniu nieśmiertelności czy nadprzyrodzonych mocy. Z tego, co zrozumiałem, eksperymentowali oni na ludziach bliskich śmierci, rozszczepiając ich dusze z ciałem, co jeżeli mam być szczery, jest zwyczajnie przerażające. Takie próby zazwyczaj kończyły się fiaskiem, bo ciało umierało, a potencjalny szklanooki stawał się zwyczajnym duchem...

Ale.

W księgach spoza cyklu, udało mi się znaleźć (nawet zaznaczone zakładkami) fragmenty dotyczące eksperymentów z dwudziestego wieku, które już szły z większym powodzeniem, zazwyczaj przeprowadzane przez czarowników, mających oprócz tego wykształcenie medyczne i odpowiednie zaplecze lekarskie. Udawało się im przez lata utrzymywać ludzkie ciała w śpiączce, podłączone do odpowiednich aparatów, w których opisy i nazwy nieszczególnie się zgłębiałem... I tak, tworzyli za pomocą tego istoty, będące duchami, lecz posiadającymi też pewne umiejętności nadprzyrodzone, przez to, że należały do dwóch światów jednocześnie: żywych i martwych; niemagicznego i magicznego.

Niepokoi mnie, na jak logiczną całość się to wszystko składa. A jeszcze bardziej niepokoi mnie to, że prawie żadne z tych badań nie zostało doprowadzone do końca, bo faza rozszczepienia podobno nigdy nie miała być tą ostatnią, po niej miało nastąpić ponowne zespolenie duszy z ciałem... Ale to osiągnięto zaledwie dwa razy w historii. Czarownicy zazwyczaj czekali zbyt długo ze zrobieniem tego, i w końcu ciała szklanookich umierały z niewyjaśnionych przyczyn. O tych dwóch przypadkach wiedziałem niewiele: poświęcono im zaledwie parę akapitów, w których było zapisane, że taka ostateczna forma ma mniejsze umiejętności paranormalne niż poprzednia, ale najprawdopodobniej jest długowieczna, jeżeli nie nieśmiertelna, a o to chodziło tym wszystkim badaczom: o nieśmiertelność. Zachowały co prawda jakieś szczątkowe moce, zwłaszcza, jeżeli chodzi o przenikanie przez przedmioty, co i tak, biorąc pod uwagę, że zwykli ludzie ich nie posiadają, było sukcesem według autorów tych książek. Nie zdołałem jednak nigdzie znaleźć nic więcej o tych dwóch udanych eksperymentach: nawet kraju ich przeprowadzenia, czy nazwisk czarowników za to odpowiedzialnych. Nie mogłem mieć nawet pewności, czy nie jest to po prostu kolejna legenda.

Zastanawia mnie za to coś innego: skoro Narcyz jest szklanookim — a najprawdopodobniej jest — to oznacza, że jego wpół żywe ciało musi być gdzieś w pobliżu i to mnie naprawdę przeraża. Jakim cudem jeszcze nie umarło? I gdzie w ogóle może się znajdować? Logicznym by było, że gdzieś naprawdę blisko, ale co z tą całą aparaturą i czarami, którymi musi być otoczone? Skąd na to prąd?

Nie wspominając oczywiście o tym, że za tym, kim stał się Narcyz, musi stać mój wujek, co by tłumaczyło, dlaczego chłopak nienawidzi jego i w dodatku mnie. Przed przeczytaniem tego zwału informacji, którym sam się obarczyłem, sądziłem, że mógł być tym, który potrącił go samochodem, ale teraz bardziej prawdopodobna wydaje mi się opcja z przemianą. W końcu skoro wujek był czarownikiem i ewidentnie, sądząc po zakładkach, interesował się kwestią szklanookich, odpowiedź nasuwa się sama i jest przerażająca w swojej prostocie. Pytanie tylko, czy wuj zrobił to, żeby ratować życie Narcyza, czy wykorzystał stan, w jakim ten się znajduje, by poeksperymentować. Być może chłopak sam się na to zgodził, ale się poróżnili i stąd ta nienawiść. Bardzo chciałbym wiedzieć, ale obawiam się, że duch mi tego nie powie.

Martwi chłopcy się nie śmiejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz