XIV

2.9K 306 106
                                    

Piosenkę w mediach słuchałam podczas pisania tego rozdziału, ale w treści nie ma do niej nawiązań.

Wyjście z domu z Narcyzem było jednocześnie i prostsze i trudniejsze, niż się wydawało. Prostsze, bo sposób na opuszczenie posiadłości przez ducha nie był wcale skomplikowany ani trudny do realizacji i wyglądał mniej więcej tak, jak procedura wpuszczenia go do kręgu solnego, a trudniejsze, bo... Narcyz to Narcyz. Odkrywczo to nie brzmi, ale taka prawda. Najpierw zalał mnie masą wątpliwości odnośnie Eriki, a następnie usiłował przekonać, że to na pewno pułapka i lepiej, aby on tam nie szedł.

Nie, żebym był zdziwiony jego postawą: Narcyz nie miał przez ostatnie lata najmniejszego pojęcia, że jest w stanie wyjść z tego domu. Prawdę mówiąc, i tak nie byłby w stanie zrobić tego samowolnie, ale wyobrażam sobie, w jakim musi być teraz szoku, w milczeniu przemierzając ze mną prawie puste ulice. Jest w najbardziej materialnej formie, w jakiej może być, ubrany w nieco przymałą (bo moją) czarną bluzę z zarzuconym na głowę kapturem. Jest ciemno, więc mimo wszystko szklanooki może uchodzić za człowieka, choć gdybym spotkał go w jakimś odosobnionym zaułku, z pewnością bym się zaniepokoił, bo wciąż bije od niego chłód i aura niezadowolenia. Zdecydowanie nie chciałbym się do niego zbliżać, gdybym go nie znał, choć w gruncie rzeczy i tak nie mam ochoty mieć z nim zbyt wiele wspólnego.

— To tutaj — mówię, gdy dochodzimy w końcu do tego dziwnego domu. Szklanooki spogląda na mnie nieufnie, a następnie mierzy posiadłość podejrzliwym spojrzeniem. Nie dziwię się jego reakcji, ostatecznie Erika jest czarownicą, więc może nas faktycznie oszukać i to zapewne na wiele różnych sposobów. Ja sam też stresuję się spotkaniem z nią, na szczęście nie musimy długo czekać, bo zanim jeszcze unoszę dłoń, by zapukać, drzwi otwierają się.

To trochę niepokojące, jeżeli mam być szczery, ale w końcu to czarownica, może one tak mają.

Znów uderza mnie, jak mało wiem o nich i ich świecie. To chyba dość nierozważne, by pakować się w sam jego środek i to z duchem u boku, który w dodatku zapewne sprzedałby mnie za przysłowiowe trzydzieści srebrników, gdyby tylko trafiła się taka okazja.

Cóż, a przynajmniej taką mam nadzieję, bo jednak wierzę, że ceni mnie chociaż na tyle, by mnie nie oddawać za darmo.

Nadzieja matką głupich, jak to mówią.

— Witam, wejdźcie proszę. — Erika wygląda tak samo nieskazitelnie i elegancko jak wtedy, gdy widziałem ją ostatnio, co jest dość imponujące, bo ja, nawet gdy się odstawię na jakąś okazję, już godzinę później wyglądam jakbym miał czterdzieścidzieści lat więcej i zdecydowanie zbyt dużo zmartwień na głowie.

Choć akurat teraz faktycznie mam o jedno zmartwienie za dużo, myślę, patrząc na swojego towarzysza.

— Siema — mruczy pod nosem Narcyz, a ja że zdziwieniem zauważam, że jest skulony w sobie, niespokojny i wyjątkowo mało pewny siebie.

Może to nic dziwnego, myślę. Po swojej prawie-śmierci zapewne nie miał kontaktu z wieloma osobami, a ta babka jest onieśmielająca sama w sobie. Każdy czułby się nieswojo w jej towarzystwie.

Mam nadzieję, że przynajmniej ona nie czyta w moich myślach.

Narcyz przestępuje próg i obrzuca wnętrze krytycznym spojrzeniem, ale nic już więcej nie mówi, jedynie idzie za mną i Eriką do tego samego pokoju, w którym kobieta przyjęła mnie kilka godzin wcześniej i siada na jednym ze wskazanych foteli, obserwując mnie i czarownicę z nieprzeniknioną miną. Prawie namacalnie czuję, jak jego wzrok mnie pali i sam mimowolnie staję się nieco bardziej podenerwowany niż chwilę wcześniej.

Martwi chłopcy się nie śmiejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz