IV

2.7K 436 70
                                    

Obawiam się, że umrę z głodu.

Gdy chciałem zrobić płatki, Narcyz rozlał mleko po całej podłodze. Gdy chciałem zrobić kanapki, zablokował mi dostęp do szafki z chlebem, stając przed nią. Gdy chciałem wziąć owoc, okazało się, że duch gdzieś wszystkie ukrył.

Definitywnie jest mi przeznaczona śmierć głodu.

— Jesteś wredny — mruczę, opierając się o blat. Reszta mojej rodziny nadal śpi, niepomna na moje problemy z niematerialnym bytem.

Ten tylko wzrusza ramionami.

— Nie wiń mnie, chcę po prostu wygrać zakład — odpowiada.

Ze zirytowaniem wypuszczam powietrze z ust, przewracając oczyma.

— To niepoważne — wzdycham. — Żartowałem wtedy. Nie myślałem, że weźmiesz to na serio.

— Wziąłem — odpowiada. — Wygnam cię stąd, Nata.

Krzywię się mimowolnie, gdy zdrabnia moje imię w taki sposób i chociaż normalnie pewnie bym mu coś na to odpowiedział, jestem w tak złym nastroju, że rezygnuję i przez chwilę trwamy z duchem w milczeniu, jedynie się na siebie patrząc. Im dłużej na niego spoglądam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest coś z nim nie tak, jakby zupełnie nie pasował do tego wnętrza. Jego twarz wydaje się zbyt gładka jak na nastolatka, amimiczna, bez żadnych charakterystycznych elementów. Nos ma prosty, brwi wygięte w dwa łagodne łuki, wargi cienkie i mocno zaciśnięte. Włosy są nieco przydługie, czarna grzywka opada mu lekko na oczy, jednak nie zauważyłem dotąd, by próbował ją odgarniać.

Gdyby nie otaczająca go poświata wyglądałby całkiem przeciętnie, jednak jako duch posiada jeszcze nienaturalną bladość skóry.

I ta aura... jego aura jest przerażająca: zimna, nieprzychylna i wroga. Przy Abigail jeszcze nie emanował taką niechęcią jednak teraz, gdy stoi w bezruchu i patrzy na mnie, zaczynam wyraźnie czuć bijący od niego chłód.

Zupełnie irracjonalnie myślę, że Narcyz musi mnie z jakiegoś powodu nienawidzić. Nikt nie byłby w stanie emanować aż taką wrogością bez bardzo silnej nienawiści do drugiej osoby.

Po chwili jednak opamiętuję się i mrugam kilkukrotnie, zdając sobie sprawę, że przez dobre trzydzieści sekund stałem i po prostu gapiłem się na twarz ducha, znając życie z wyjątkowo durną miną, bo ja zawsze muszę się czymś skompromitować.

— Przez grzeczność nie zaprzeczę — mówi duch, a mnie przechodzi przez myśl pytanie, czy celowo zignorował moje rozmyślania o jego przypuszczalnej nienawiści do mnie, czy po prostu ich nie wyczuł.

Ciekawie, kiedy i jak on właściwie czyta mi w myślach, pytam się w duchu, jednak na twarzy chłopaka nie pojawia się żaden znak świadczący o tym, że mnie usłyszał. Śmiem przypuszczać, że po prostu udaje, lub nie uznaje za stosowne odpowiedzieć mi na tę zagadkę i szczerze mnie to irytuje, bo skoro już bezczelnie obdziera mnie z prywatności, mógłby chociaż powiedzieć, jak i po co.

On nie odzywa się nadal, lustrując mnie beznamiętnym spojrzeniem. Jednocześnie mam wrażenie, że patrzy jakby przeze mnie, co jest zupełnie irracjonalne, bo z naszej dwójki to on jest półprzezroczysty.

— Zjem na mieście — mówię w końcu, wzruszając ramionami, jakby zupełnie nie obchodził mnie fakt, że to on ma kontrolę nade mną, a nie ja nad nim. — Albo z rodziną. Nie będziesz chyba robił na złość ludziom, którzy nawet nie mają pojęcia o twoim istnieniu, prawda?

Duch krzywi się, jakby połknął cytrynę.

— Chciałbym — odpowiada. — I nie myśl, że odpuszczę ci tak łatwo, Nata.

Martwi chłopcy się nie śmiejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz