— Cholerne korki! — moja mama przeklinała dosłownie co kilka sekund.
— Nie mogłyśmy poczekać na ojca w domu?
— Nie, nie mogłyśmy.
Wraz z mamą jesteśmy w drodze na lotnisko*. Dodam, że od przeszło godziny stoimy w korku. W sumie jedziemy tylko dlatego, że mama uparła się, że skoro ojca nie było dwa tygodnie w domu, bo był w Lahti, to musimy go powitać. No właśnie, w Lahti... Koniecznie muszę zobaczyć medale Andreasa. Mimo, że oglądałam konkursy tylko w telewizji, to i tak towarzyszyły mi wielkie emocje. Dwa srebrne medale Andreasa indywidualnie, oraz brązowy Markusa. Potem złoto w miksach i trochę mniej udany konkurs drużynowy.
Wreszcie po kolejnej godzinie stania w korkach dojechałam z mamą do celu. Dobrze, że wyjechałyśmy wcześniej, bo w przeciwnym razie taty na pewno by już tu nie było. Weszłyśmy do budynku lotniska, gdzie cała kadra niemiecka odbierała już swoje bagaże.Wśród nich zauważyłam wysokiego blondyna, który akurat spojrzał w moją stronę i pomachał do mnie, a ja do niego. Kiedy cały ekwipunek został odebrany, w końcu mogłam przywitać się z chłopakami i tatą oczywiście.
— Hej tato!
— Hej córcia, co was tu sprowadza?
— Zapytaj się mamy — powiedziałam, po czym pobiegłam przytulić chłopaków.
Nasz grupowy uścisk trwał dobre kilkanaście sekund, i muszę przyznać że prawie się udusiłam w ich objęciach.
— Wow, widzę że tęskniłaś — stwierdził Stephan.
— No jasne.
Po chwili do naszego grona dołączył Andreas w towarzystwie niemieckich skoczkiń. Dopiero wtedy ogarnęłam, że nie było go tutaj.
— Andreas! — rzuciłam mu się w ramiona.
— Carolina, spokojnie! — próbował udawać zdziwionego, ale nie wyszło mu i koniec końców odwzajemnił mój uścisk.
— I ja mam wam uwierzyć, że nie jesteście razem — rzuciła Carina.
— Pff — fuknął Andi.
— Ty musisz być Carolina, jestem Carina — dziewczyna podała mi rękę.
— Miło mi. Często się tak wkurzacie?
— Czasami, ale zazwyczaj to on zachowuje się jak dziecko.
— Eh, norma. Macie jakieś plany na dziś? — zwróciłam się do chłopaków.
— No. Mieliśmy gdzieś iść, chyba że znowu o czymś nie wiem — odpowiedział mi Richard.
— Idziesz z nami?
— Co to za pytanie?! Tylko zapytajcie się ojca.
Wtedy rozpoczęła się akcja "Poproś trenera, żeby jego córka poszła z nami" czy jakoś tak. W wielkim skrócie, Stephan i Andreas poszli błagać mojego tatę, żeby pozwolił mi gdzieś z nimi pójść. Ja obserwowałam cały przebieg z boku, wraz z dziewczynami. Kiedy wrócili po prostu nie mogłyśmy przestać się śmiać, bo sposób w jaki zwracają się do trenera przypomina bardziej błaganie o przebaczenie, niż po prostu pytanie.
— I jak? — zapytałam cały czas się śmiejąc.
— Idziemy! A tak przy okazji to nie jest śmieszne. Ty jeszcze nie poznałaś swojego ojca od tej diabelskiej strony — żalił się Stephan
Więc całą gromadą wyruszyliśmy w drogę. Rzuciłam szybkie "pa" do rodziców, a w odpowiedzi dostałam ostrzeżenie, żebym nawet nie próbowała ruszać alkoholu. Po chwili naszej wycieczki postanowiłam zapytać.