Rozdział 4 🇩🇪

710 24 0
                                    

Przede mną stanął wysoki młodzieniec, którym oczywiście był Andreas.

— Hej — przywitałam się.

— Hej Carolina, pięknie wyglądasz.

— Dzięki. — poczułam, że się rumienię.
Mimo, że nie miał na sobie zielonej kurtki i fioletowej czapki, bez problemu go rozpoznałam.

— Dobrze się maskuje? — zapytał nagle.

— Żadna hotka jeszcze cię nie poznała, więc chyba dobrze.

— Racja.

— To będziemy tak chodzić, czy jednak masz jakieś plany?

— No dobra, zdradzę ci, że idziemy w tajemnicze miejsce.

Jakim cudem on zna tajemnicze miejsca w Oberstdorfie, skoro mieszka tu miesiąc? Nie zdążyłam go zapytać, bo złapał mnie za rękę, i zaprowadził do jakiejś małej, bocznej uliczki, gdzie znajdowała się kawiarnia. Weszliśmy do środka. Wystrój był bardzo ładny i niecodzienny. Stoły były zrobione z palet, na ścianie była biała cegła i wszędzie stały jakieś roślinki. Usiedliśmy do jednego ze stolików.

— To na co masz ochotę? — zapytał.

— Hmm, niech będzie gorąca czekolada i kremówka.

— Dobry wybór. — Poszedł zamówić wybrane przeze mnie słodycze, po czym wrócił.

Co za człowiek, specjalnie wziął sobie to samo co ja.

— Będziesz na następnym konkursie?

— Jako, że tata pozwolił mi być na tych w Niemczech, to będę.

— To dobrze, będę miał swoją największą fankę u boku.

— Haha, chciałbyś.

Napiłam się trochę czekolady. Kiedy spojrzałam na Andiego, on wybuchnął śmiechem.

— O co chodzi?

— Ładnego masz wąsa. — Wziął serwetkę i wytarł mojego wąsika.

— Dzięki.

Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas, ale przecież nic nie trwa wiecznie i jako, że było późno, musiałam się zbierać do domu.

— Odprowadzę cię.

— Andi, jeszcze ktoś nas zobaczy!

— Bez przesady, chyba twoi rodzice nie są tacy, żeby wyglądać przez okno, kiedy wrócisz.

— No dobrze, chodźmy. — Miał rację, więc nie mogłam odmówić.

Czułam, że coś między nami iskrzy, ale mimo to postanowiłam trzymać się na dystans. Tak jakbym wzięła słowa Lidii do serca. Ale tak nie było, po prostu kieruje się intuicją. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się pod swoim domem.

— To co widzimy się w sobotę?

— Oczywiście. — Przytuliłam go na pożegnanie.

Weszłam do środka, a w korytarzu stał ojciec, jakby czegoś chciał.

— Cześć tato.

— Jesteś w końcu.

— Przecież mówiłam mamie o której przyjdę.

— Tak ale jest dwudziesta.

Ojoj, trochę się zasiedziałam. Miałam być godzinę wcześniej.

— Przepraszam tato, straciłam poczucie czasu.

— No dobrze, to może powiesz, z kim się tak zasiedziałaś?

— Tato, i tak nie znasz.

— Yhym, powiedzmy że ci wierzę. Koniec tematu.

Odetchnęłam z ulgą. Już myślałam, że będę musiała wymieniać jakiś chłopaków z mojej klasy, których po prostu nienawidzę. Już chciałam rzucić się na łóżko, gdy przypominało mi się, że mam nie odrobione zadanie domowe.

Idealnie gdy skończyłam, mama zawołała mnie na kolację. Zeszłam na dół, a na stole leżały cudownie wyglądające kanapki z serem, sałatą i rzodkiewką. Zaczęłam jeść a wtedy mama zaczęła swoje przesłuchanie. 

— Jak było?

— Bardzo...  miło, zabrał mnie do jakiejś kawiarni, w ukrytej uliczce, o której istnieniu nie miałam pojęcia! Jest taki słodki ale raczej jesteśmy przyjaciółmi.

— Uważaj, bo ci się policzki spalą.

Ups, chyba za bardzo się rozmarzyłam.

🇩🇪🇩🇪🇩🇪🇩🇪🇩🇪🇩🇪🇩🇪🇩🇪🇩🇪
Dzięki za przeczytanie. Ten rozdział ma ze być troszkę krótszy, ale nie mam ostatnio czasu, a bardzo chciałam cos wstawić. I oczywiście zapraszam na Księżniczkę z przypadku, aczkolwiek kolejna część pojawi się najwcześniej w przyszłym tygodniu, z tego samego powodu.  Papa, Auf Wiedersehen! 🙋🙋🙋🙋🙋

Secret love: Andreas Wellinger Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz