Rozdział 11

224 14 11
                                    

- Chyba nie powinno mnie tu być... - powiedziałam, kiedy stałam z Chesterem przed jednym z pokoi - jeszcze będę Wam przeszkadzać itd.
- Oj, daj spokój - powiedział - polubią Cię, zobaczysz.
Uśmiechnął się i chwycił za klamkę.
- Gotowa? - spytał
- Ymm... Tak... - odpowiedziałam niepewnie.
Nacisnął klamkę i weszliśmy do środka. Słychać było mocne walenie pałeczkami w perkusję, gitarę elektryczną i akustyczną oraz keyboard. Gdy przekroczyłam próg salonu, instrumenty ucichły. Wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- Wróciłem. - uśmiechnął i się - i jak widać, nie nikt mnie nie porwał.
- Dobrze, że wróciłeś. Bo co byśmy bez Ciebie zrobili? - zaśmiał się mężczyzna z czarnymi włosami i czarną brodą.
- Czyżby mój mąż się za mną stęsknił? Jakie to słodkie... - wyszeptał Chester i podszedł do nieg, by go przytulić.
- Idź z tym mężem! Dziwnie się teraz czuję... - czarnowłosy odsunął od siebie Chestera.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, oprócz mnie. Może zapomnieli, że ja tu jestem?
- A ta panienka to kto? - zapytał rudowłosy - Wolontariuszka? Przyprowadziłeś wolontariuszkę?!? Czy chcesz nam coś powiedzieć, Chazy?
- Czy my jeszcze o czymś nie wiemy? - spytał facet z gitarą.
- Aaa... Ona... - odwrócił się w moim kierunku i podrapał się po głowie - Panowie... Mogę Was prosić na słówko? - i poszli do jednego pokoju, zostawiając mnie zupełnie samą.
Nie chciałam stać całą wieczność, więc usiadłam na jednej kanapie, obok opierającej się o nią gitarę. Kusiło mnie, żeby na niej zagrać ale bałam się czegokolwiek dotykać.
"To się nie dzieje naprawdę...." - pomyślałam. Zaczęłam uderzać rękami i policzki, upewniając się, że to nie sen. I nie. To nie jest sen to rzeczywistość. Rozglądałam się nerwowo po pokoju i lekko waliłam nogą o podłogę. Znowu spojrzałam na gitarę. Podeszłam do niej i zaczęłam delikatnie palcami dotykać strun. Wydobywały się z niej pojedyńcze melodie, które sprawiały, że cały stres że mnie zniknął.
- Woń od mojej gitary!
Podskoczyłam na równe nogi i odsunęłam się jak najdalej od niej.
- Prz-przepraszam... Chciałam tylko... - wyjąkałam ale głos uwziął mi w gardle.
Mina mężczyzny złagodniała, kąciki ust poszły w górę i wybuchł śmiechem.
- Ha, ha, ha! Oj dziewczyno... Gdybyś ty wdziała swoją minę... - i dalej się śmiał.
"What the hell?" Zapytałam samą siebie  i zrobiłam zszokowaną minę... "To na 100% pokój wariatów".
- Zapewnie myślisz, że znajdujesz się w pokoju wariatów, hm? - spytał i uśmiechnął się pobłażliwie.
W tym momencie zrobił mi się z twarzy czerwony burak.
- Może zacznijmy od początku: jestem Brad. Brad Delson. Inni do mnie mówią pod ksywką "Big Bad Brad", w skrócie BBB. A ty jesteś Nina, tak?
- Tak, to ja.
- Wybacz z że podniosłem ja Ciebie głos. Tak mam z przyzwyczajenia. A to wszystko dlatego, że jeden z moich kumpli, wziął bez mojej zgody gitarę i zaczął nią walić podłogę.
Spojrzał groźnie na rudowłosego.
- Ej, no, przepraszam. To się już więcej nie powtórzy... - i podszedł do mnie - Cześć, jestem Dave Phoenix Farrell. Miło mi. - i wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja ją uścisnęłam.
- A ja jestem Joe! - odwróciłam się a za moimi plecami był Koreańczyk. W jednej dłoni trzymał kanapkę i ją jadł. Na widok kanapki zrobiłam się strasznie głodna.
- Ile razy mam Ci to powtarzać? Najpierw połykasz jedzenie, potem mówisz. Trochę kultury przy młodej damie. - mówił czarnowłosy - jestem Mike, Mike Kenji Shinoda. Miło mi.
- Mi też jest miło. Cieszę się, że Was wszystkich poznałam. Kiedy zobaczyłam w telewizji że przyjeżdżacie do LA o mało nie umarłam z radości... - i ucichłam.
Po czym nastąpiła długa cisza.
- Ale... - zaczął Mike - ale my mieszkamy w Los Angeles.
- A ja myślałem, że w Grenlandii. - odpowiedział Brad
I znowu wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Stałam jak sparaliżowana. Nie wiedziałam co mam robić.
- Tak to jest teraz z mediami. - powiedział Chester a ja nawet nie wiem jak długo obok mnie stał.
- Czas wychodzić na scenę! - krzyknął jakiś siwowłosy mężczyzna z mikrofonem w uchu.
- No to czas na nas! - klasnął w dłonie Chester i szliśmy w kierunku wyjścia na scenę. Szłam za nim a on zaczął rozciągać mięśnie swoich rąk i nóg co chwilę podskakując. Oraz śpiewając.
- Chwila... A gdzie Rob? - zapytał Mike
- Pewnie znowu utknął w toalecie. - odpowiedział Chester, nie odwracając się w ich kierunku.
- Boże, Rob! - i cała czwórka ruszyła z powrotem.
Stanęłam i patrzyłam na korytarz, w którym przed chwilą byli a to na Chestera, który się nawet nie zatrzymał, tylko szedł dalej przed siebie.
- Yyy... Nie poczekamy na nich? - zapytałam
- Nie znam ich. - odpowiedział, śmiejąc się i szedł dalej przed siebie. Ja pobiegłam za nim, starając się zachować powagę.

***
Po bardzo długiej przerwie udało mi się napisać choć "jeden" rozdział. :3
Do zobaczenia w następnym! ;) :*

PS. komentarze są mile widziane

In Between - Między kłamstwem a prawdąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz