Szklana pogoda

7 0 0
                                    

Około dwa lata temu

 Dzień typowego studenta medycyny, o ile takowym mogę się nazwać jest dość zwykłym dniem. Gdy starałam się o przyjęcie na Uniwersytet Medyczny w Poznaniu wydawało mi się, że każdy dzień będzie przygodą.Popisowymi operacjami, niezwykłymi przypadkami. To co pociąga mnie w medycynie, to to, że mogę pomóc ludziom. W końcu coś dla nich zrobić. To na swój sposób ekscytujące, gdy codziennie spotykasz się ze śmiercią. Oraz ta świadomość ilu spośród chorych, uzdrowisz. Przez moment można być naprawdę dobrym człowiekiem. Przez chwilę można poudawać lepszego niż jest się w rzeczywistości. 

 Na moim roku pełno jest młodych lekarzy, każdy uważa, że jest w stanie pokonać śmierć.  Któregoś dnia wykładowca zapytał nas o to czy człowiek jest w stanie zapanować nad nią. Większość moich znajomych powiedziało tak. Ja nie jestem tego zdania, ludzie nigdy nie dadzą rady tak potężnej sile, rządzącej się własnymi siłami. Powinniśmy mieć pokorę dla śmierci, bo nie wiadomo kogo pierwszego sięgnie, chociaż bardzo trudno mi wyobrazić sobie, że nie mogłabym komuś pomóc. 

Żyłam rutyną. Pierwsze kilka tygodni było istną katorgą. Nie jest łatwo zaplanować sobie tyle zajęć w ciągu dnia,  tym bardziej  w trakcie przeprowadzki, gdy co chwilę dochodziły jakieś moje rzeczy i nadal tkwiłam w walizkach mimo, że minął miesiąc. Wykłady, nauka, zajęcia z tańca i reszta dnia a czasem i nocy w studiu. Wszystko sprowadzało do tego, że zastanawiałam się, czy naprawdę warto. Po co ciągnę tak trudne studia i równocześnie biorę się za karierę muzyczną. W chwilach zwątpienia czytałam różne książki. Rebi ostatnie czasy miała dużo zajęć, nikogo nie było, mimo, że teoretycznie mieszkaliśmy tak blisko siebie i widywaliśmy się często.

Tak oto znalazłam kawiarnię, która znajdowała się kilka ulic od wytwórni w drodze do mojej uczelni. Bardzo przyjazne miejsce. Można było wypić dobrą kawę ( coś co kocham) i poczytać. Tam mogłam spokojnie pomyśleć. W tak wielkim mieście poczułam się totalnie malutka, tak mała, że bałam się, że zginę w nim, a te ogromne budynki runą na mnie przygniatając ostatecznie do ziemii.

Tego dnia również siedziałam w kawiarnii. Było już bardzo późno,robiło się ciemno na dworze. Padał deszcz, ale nie taki zimny nieprzyjemny, tylko chłodny letni, który ochładzał.Drzwi były otwarte i zmęczone upałem i całodniową pracą kelnerki stanęły w drzwiach wystawiając się trochę by się ochłodzić. Siedziałam i dopijałam swoją bubble tea. Wokół mnie wszystkie stoliki były zajęte, kilka par trzymało się za ręce szepcąc między sobą. Grupka przyjaciół plotkowała o czymś zawzięcie na kanapach w tylnej części pomieszczenia. Starsza pani tłumaczyła swojej małej wnuczce jak to się dzieje, że z nieba pada deszcz. I kilku samotnych ludzi, którzy podobnie jak ja przyszli tutaj w nie do końca wiadomym celu, a może po prostu żeby napić się dobrej kawy? W tym momencie do środka wpadł zdyszany Jimin i podbiegł od razu do kasy:

- Małe americano na wynos, poproszę- usłyszałam

Zasłoniłam twarz książką ale było za późno:

-Scar? Co ty tu robisz?- zapytał

- Czekam na zajęcia

- O tej godzinie? Nie powinnaś być w studio?

Spiorunowałam go spojrzeniem:

- Nie powinieneś być teraz gdzie indziej?

Zaśmiał się i dosiadł obok mnie:

- Oj no weź, tylko się droczę- zagadnął

Mruknęłam pod nosem i znów zaczęłam czytać, dając mu do zrozumienia, żeby sobie poszedł. Ale tego nie zrobił. Siedział trochę zakłopotany. Westchnęłam:

- A ty co tu robisz?- spytałam

- Yoongi potrzebuje kawy, nakrzyczał na Hobiego, jest czymś rozdrażniony, może i lepiej, że cię nie widzi

- Co to miało znaczyć?- zmarszczyłam brwi

- Jakby to ująć- zaczął delikatnie- oboje, potraficie się szybko zdenerwować- każde słowo dobierał bardzo uważnie

Postanowiłam nie reagować:

- Co się takiego stało, że musiałeś iść mu po kawę?

- Coś go ugryzło, ma zły dzień i tyle. To u niego się zdarza

- Powinnam iść chyba tam, nie pojawiłam się w studiu od trzech dni.

- Americano!- krzyknęła ekspedientka

Jimin poszedł odebrać zamówienie. Ja też się podniosłam z miejsca i poszłam zapłacić do kasy:

- Idziesz do wytwórni?- zapytał gdy staliśmy pod daszkiem na zewnątrz

Wahałam się chwilę:

- Nie- powiedziałam w końcu- jutro się tam pojawię, muszę wstąpić do szpitala

- Po co do szpitala?

- Praktyki- uśmiechnęłam się- do zobaczenia, Jimin

Pomachałam mu i poszłam szybkim krokiem w drugą stronę. Narzuciłam kaptur na głowę. Mżyło, chłodna mgiełka opadała na moje dłonie, nos i część włosów,które wystawały mi spod nakrycia. Spacer pod budynek szpitala wydawał mi się stanowczo zbyt krótki. Stresowałam się co tam zastanę. Dziś na zajęciach dostaliśmy karteczki z numerem sali i łóżka, na którym leżał pacjent, do którego mamy przychodzić w ramach wolontariatu. Pani recepcjonistka, której powiedziałam, że jestem z uniwersytetu medycznego i pokazałam karteczkę skierowała mnie na oddział Onkologii.Zmroziło mnie. Mijając drzwi już się poddawałam, już chciałam zawracać w ostatniej chwili przypomniałam sobie czemu chcę zostać lekarzem i niepewnie ruszyłam w stronę sal chorych. Powoli przemierzałam korytarz, mijając kolejne pomieszczenia. Doszłam do punktu pielęgniarek. Wszystkie się na mnie spojrzały:

- W czymś mogę pomóc?- spytała jedna z nich z uśmiechem na twarzy

- Nie- wychrypiałam- znaczy tak

Zaśmiały się:

- Dam sobie radę- powiedziałam cicho i ruszyłam dalej

Udałam, że tego nie słyszę. Wtedy znalazłam mój numer i spojrzałam przez uchylone drzwi. Chwilę potrwało zanim lekko pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Starsza kobieta z chustą owiniętą jak turban na głowie spała już. Było późno więc nie zdziwiłam się. Wzięłam głęboki wdech, cieszyłam się, że dziś z nią nie porozmawiam, chciałam tylko zobaczyć z kim będę miała do czynienia. Poprawiłam torbę na ramieniu i po cichu wyszłam, wracając się do pielęgniarek. Położyłam na blacie dokument:

- Mam tutaj odbyć wolontariat

Kobieta popatrzała na mnie, wzięła dokument i położyła go do szuflady:

- Dobrze, wiemy o wszystkim, lepiej byłoby jednak gdybyś przychodziła wcześniej, pani którą się zajmujesz chodzi wcześnie spać

Skinęłam głową:

- Myślę, że to wszystko. Staraj się być jak najczęściej, potrzebujemy pomocy w trakcie dnia brak tutaj dodatkowej pary rąk

- Do widzenia- odeszłam 

W drodze powrotnej zaczęłam się zastanawiać jak połączę wolontariat z pracą w studio. Mijając wytwórnię spojrzałam w okna. Suga siedział tyłem do mnie na parapecie, a Jimin stał obok pokazując mu coś na telefonie. Stanęłam na chodniku wpatrując się chwilę w okno, a potem zauważyłam taksówkę i ją zatrzymałam.

Gdy już dotarłam do domu, po kąpieli usiadłam na łóżku wpatrując się jak deszcz nadal bębni o parapet nadając akompaniament moim myślom. 

Szklana pogoda- pomyślałam 

Istna szklana pogoda.

Rozpadła się na kawałki, tak jak prysło moje szkło przekonań o medycynie.


Przemijająca melodiaWhere stories live. Discover now