Rozdział 7

252 61 27
                                    

Elisa zapamiętała mnie, byłem z tego powodu obłędnie szczęśliwy, a w dodatku poznałem jej przyjaciółkę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elisa zapamiętała mnie, byłem z tego powodu obłędnie szczęśliwy, a w dodatku poznałem jej przyjaciółkę. Po dłuższym namyśle doszedłem do wniosku, że faktycznie zawsze koło niej była dziewczyna o długich, kręconych włosach. Nie opuszczała jej praktycznie nawet na chwilę, czasem stała w niewielkiej odległości od czekoladowowłosej. Teraz już wiedziałem, iż to właśnie była Nina... a chłopaki najprawdopodobniej znali te intrygujące, jak również atrakcyjne dziewczyny, jednak nie rozumiałem, dlaczego nic o nich nigdy nie wspominali. Nie spytałem się ich o Elisabeth, ściślej mówiąc z początku o tym nie pomyślałem, gdyż nie przypuszczałem, że to bliscy znajomi. Może powinienem ich wypytać, aby dowiedzieć się co nieco o przepięknej anielicy.

— Chris!!! — krzyknął ktoś za mną. Obejrzałem się i zauważyłem zbliżającego się Michaela, od razu się zatrzymałem, czekając na niego.

— Siema — powiedziałem, wyciągając dłoń, by się przywitać. Miałem bardzo dobry humor, a widok przyjaciela jeszcze mi go poprawił. 

— Cześć — odparł, podbiegając do mnie. — Ian, Carter i Eric są na dywaniku u dyrektora z rodzicami w związku z wczorajszym incydentem — oznajmił, po czym z niezadowoleniem pokręcił głową.

— Biedny Ian zawsze musi się w coś wpakować — powiedziałem, próbując powstrzymać uśmiech, co było wówczas dość trudną czynnością. 

— Taki jego urok. — Także starał się nie zaśmiać.

— Mam pytanie — oświadczyłem poważniejszym tonem. Uznałem, że najlepiej będzie zapytać go prosto, otwarcie. Kręcenie tutaj w niczym by mi nie pomogło, a cholernie chciałem poznać odpowiedź. 

— A jakież to? — spytał zaciekawiony. Wyglądał na lekko rozkojarzonego, zauważyłem, iż gdzieś zerkał, lecz kiedy usłyszał moją ostatnią wypowiedź, momentalnie powrócił wzrokiem do mojej osoby. 

— Nigdy nic nie wspominałeś, że znałeś wcześniej Elisabeth dlaczego? — Patrzyłem na niego wyczekująco.

Nastała cisza, podczas której spoglądaliśmy na siebie nawzajem. Domyślałem się, iż zastanawiał się nad stosowną odpowiedzią, lecz według jego mniemania.

— Jakoś nie było okazji. A skąd wiesz, że ją znam? — odrzekł, jednakże nie tak jak oczekiwałem. Czyżby próbował mnie zbyć, zmieniając całkiem zręcznie cel tematu?  Ale czemu? Jaka była tego przyczyna? Było tyle pytań w mojej głowie... zaczynałem się nieco irytować. 

— Powiedziała mi — udzieliłem odpowiedzi, jak gdyby nic. Starałem się zabrzmieć niewzruszony.

— Naprawdę? Kiedy? — kontynuował.

— Dziś ran... — Ale się spaliłem, gwałtownie do mnie dotarło. 

— Rano? Zostało pół godziny do rozpoczęcia zajęć, a musiałeś gdzieś jechać — zaakcentował wyraz "musiałeś" — to niby, kiedy miałeś czas coś załatwić? — zadał pytanie zamyślony i popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem.

— Nie odwracaj kota ogonem — odburknąłem, czując, jak ogarniało mnie zdenerwowanie.

— Ukrywasz coś — stwierdził, przymrużając oczy.

— Jaaa, no co ty... — odparłem, przeczesując włosy ręką. 

— To, co robiłeś? — Podtrzymywał swoją serię niewygodnych dla mnie pytań.

— Nic — odrzekłem zwięźle, chcąc jak najszybciej zakończyć zagadnienie.

— Chris... — zaczął zrezygnowany.

— Dobra, nie było pytania — mruknąłem z pozoru obojętnie. Zacisnął zęby.

— Chodźmy do klasy — powiedziałem, chcąc uciąć wreszcie rozmowę, jak również odwrócić jego uwagę.

— I tak ci nie daruję. Nawet nie myśl, że odpuszczę ten temat — wyszeptał. 


Na własne życzenie sprawiłem sobie ten los. Zawsze, ale to zawsze musiałem coś palnąć, a później nie potrafiłem się wykręcić. Czarnowłosy w życiu nie odpuściłby mi, on nie należał do typu osób, które we wszystko uwierzą. Miałem cały dzień, żeby wymyślić coś sensownego... a czy mi się to uda, taki przekonany to nie byłem. Weszliśmy powolnym krokiem do klasy. Usiadłem przygaszony oraz sposępniały, brunet zajął miejsce przede mną. Inni rówieśnicy także zaczynali się zbierać w pomieszczeniu, mieliśmy mieć godzinę wychowawczą. Nasz rocznik, a uściślając nasz profil, został podzielony na dwie grupy. Pierwsza połowa teraz miała zajęcia a później druga. Choć sala była duża, to niestety nie było możliwości, by zmieściła nas wszystkich razem. Naszym wychowawcą była Rebeca Dashner, która uczyła matematyki. Wysoka, szczupła blondynka o ładnej twarzy. Nie miała jeszcze trzydziestki. Zamyśliłem się przez kilka sekund, wtedy właśnie przypomniał mi się mój sen, przez co natychmiast jeszcze bardziej spochmurniałem. Co ja miałem zrobić? Zaczynałem mylić sen z rzeczywistością. — Jeśli powiem innym, to z pewnością wezmą mnie za totalnego wariata. — Z moich przemyśleń wyrwała mnie postać Elisabeth, która z gracją weszła do sali, a następnie obdarzyła mnie pięknym, białym uśmiechem. Za nią podążała oczywiście Nina. 

— Cześć, Michael — powiedziała i potargała go po włosach.

— Przestań — odparł, jednocześnie spojrzał spod byka na Ninę, która jedynie zachichotała delikatnie w odpowiedzi na jego burknięcie. 

Elisabeth usiadła obok mnie, a jej radosna koleżanka koło Michaela. Jeszcze przez chwilę porozmawialiśmy o najróżniejszych bzdetach.

Nie mogłem uwierzyć, że szatynka usiadła ze mną w ławce. W środku wręcz tryskałem euforią z tego powodu. Postanowiłem delikatnie się jej przyjrzeć. Jej włosy były lekko pofalowane, a kolor wręcz nie do opisania jak czekolada... niesamowite, błyszczące i na pewno miękkie, nieziemskie w doty... Moje przemyślenia przerwało pojawienie się nauczycielki.

Pani Dashner weszła wraz z dźwiękiem dzwonka.

— Witam was bardzo serdecznie. Od razu przejdę do wspaniałej nowiny. Zorganizowałam nam wycieczkę integracyjną do Waszyngtonu. Na obóz — zwróciła się do nas pełna entuzjazmu, zadowolenia.

— Znaczy do lasu — stwierdziła z zawodem i niechęcią jakaś dziewczyna w warkoczu, siedząca w drugiej ławce przy oknie.

— Tak, ale spokojnie będą domki dla każdego. Nie będziecie spać pod gołym niebem — odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Wydawała się przyjazną osobą, lecz jej pomysł mi się nie spodobał.

Jeszcze tego brakowało... wycieczka integracyjna. Byłem bardzo niezadowolony, wręcz się podłamałem, gdyż na większości takich "eskapadach", oczywiście szkolnych, coś się musiało dziać. Nie miałem przyjemnych wspomnień, a chłopaki zawsze mnie na każde wyciągali. Na szczęście szybko zleciał mi ten dzień. Ian napisał nam, że do końca dnia go nie będzie oraz że później zrelacjonuje nam jego pobyt u dyrektora. Jakoś się wymigałem Michaelowi pod koniec lekcji. Lecz i tak doskonale zdawałem sobie sprawę, że na razie sam zdecydował się dać mi spokój. Teraz tylko chciałem jechać do domu...

Początek Wieczności (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz