Kiedy na powrót otworzyłem oczy, otaczało mnie intensywne, białe światło. Znajdowałem się w nieznanym sobie pokoju, całym w bieli. Najbliższą ścianę przysłaniały pionowe żaluzje, nad moją głową wisiały oślepiające mnie lampy. Leżałem na dziwnym łóżku. Twardym, z poręczami, o kilku segmentach nachylonych pod różnym kątem. Poduszki były płaskie a ich wypełnienie twarde. Przy moim uchu coś irytująco pikało. Mogłem mieć tylko nadzieję, że oznacza to, że jednak żyję. Nie spodziewałem się zresztą podobnych niewygód po śmierci.
Od moich dłoni biegły przezroczyste rurki, czułem też, że mam coś przyklejone do twarzy pod nosem. Podniosłem rękę, żeby się tego pozbyć.
- Ani mi się waż - powstrzymały mnie chłodne palce.
- Edward? - obróciłem odrobinę głowę. Jego twarz była tuż obok, brodą opierał się o jedną z poduszek. Po raz kolejny uświadomiłem sobie, że żyję i tym razem bardzo się ucieszyłem - Co się w ogóle stało, jak już zemdlałem?
- Cudem zdążyliśmy na czas. Jeszcze chwila a byłoby za późno
- Byłem taki głupi... Myślałem, że James złapał mamę
- Wszystkich nas przechytrzył
- Muszę zadzwonić do niej i do Charliego - mój mózg zaczyna trzeźwieć.
- Alice już to zrobiła. Renée jest tutaj, tu to znaczy w szpitalu. Poszła tylko coś zjeść
- Przyjechała? - chciałem usiąść, ale dostałem gwałtownych zawrotów głowy. Edward powstrzymał mnie delikatnie.
- Niedługo wróci - obiecał - A tymczasem leż spokojnie
- Ale jak jej wytłumaczyliście to wszystko? - przestraszyłem się nie na żarty.
Jak mogłem leżeć spokojnie? Moja mama miała być światkiem jak dochodzę do siebie po ataku wampira?
- Co jej powiedzieliście!?
- Że spadłeś z bardzo długich schodów a potem z rozpędu rozbiłeś szybę i wyleciałeś przez okno - zadumał się na moment - Musisz przyznać, że takie rzeczy czasem się zdarzają
Westchnąłem. Zabolało. Spojrzałem na moje ciało przykryte cienką kołdrą. Zamiast jednej z nóg miałem grubą kłodę.
- Jakie właściwie odniosłem obrażenia?
- Masz złamaną nogę, złamane cztery żebra, kilka pęknięć w czaszce i siniaki gdzie się da a do tego straciłeś dużo krwi. Przeszedłeś kilka transfuzji. Nie byłem tym zbytnio zachwycony, przez jakiś czas pachniałeś zupełnie inaczej
- Musiała to być dla ciebie miła odmiana
-Skąd. Lubię twój zapach
- Jakim cudem ci się udało? - szepnąłem.
Od razu domyślił się, o co mi chodzi i uciekł wzrokiem przed moim pytającym spojrzeniem.
- Nie jestem pewien - ujął moją zabandażowaną dłoń, ostrożnie, tak aby nie zerwać przewodu łączącego mnie z jednym z monitorów.
Czekałem cierpliwie na dalsze zwierzenia.
Westchnął głęboko, nadal nie patrząc w moją stronę.
- Tego nie dało się... Nie dało się powstrzymać - zaczął cicho - Było to zupełnie niemożliwe. A jednak dopiąłem swego - nasze oczy nareszcie się spotkały. Edward uśmiechał się nieśmiało - Chyba naprawdę cię kocham
I ja się uśmiechnąłem. Nawet to zabolało.
- Czy smakuję równie dobrze jak pachnę? - spytałem.
CZYTASZ
𝐙𝐦𝐢𝐞𝐫𝐳𝐜𝐡 || male!reader (rewrite)
FanficDotychczasowe życie, jakie wiodłem, skąpane było w ciemnych barwach. W odcieniach szarości blaknących wspomnień... Teraz przybiera ono kolorów, a sprawcą wszystkiego jest ON. Teraz już nie mogę chować się bezkarnie w cieniu, ponieważ JEGO blask wymy...