Rozdział 18

4.7K 316 55
                                    

Jacob wysiadł a jego szeroki uśmiech był widoczny nawet mimo mroku. Na miejscu pasażera siedział z kolei jakiś starszy, tęgi mężczyzna o zapadających w pamięć rysach twarzy. Zapadnięte policzki tylko podkreślały jego wiek a poraniona skóra ze zmarszczkami nieco mnie zainteresowała. Skąd ten staruszek ma tyle blizn? No i te oczy, zaskakująco znajome a jednocześnie zbyt młode i zbyt sędziwe jak dla tej twarzy.

Mężczyzną tym okazał się ojciec Jacoba, Billy Black. Chociaż nie widziałem go od ponad pięciu lat a Charlie wspomniał po raz pierwszy o furgonetce, nie wiedziałem o kogo chodzi. Teraz poznałem go od razu.

Przyglądał mi się uważnie, więc uśmiechnąłem się nieśmiało. Zorientowałem się jednak, że jest czymś bardzo poruszony - lub zszokowany - i mój uśmiech szybko zgasł.

 ,,Kolejna komplikacja'', powiedział Edward. Billy nie spuszczał ze mnie wzroku. Zacząłem się martwić. Czyżby rozpoznał Cullena? Czy naprawdę wierzył w owe niesamowite legendy, z których śmiał się jego własny syn? Mina Indianina nie pozostawiała co do tego wątpliwości.

W tym samym momencie, oświetlając nasze twarze nadjechał Charlie.

- Billy! - zawołał serdecznie, gdy tylko wysiadł z samochodu.

Skinąwszy na Jacoba, wślizgnąłem się pod daszek ganku, ojciec tym czasem witał głośno gości.

- Jak miło cię znowu widzieć Charlie!

Jego głos przeniósł mnie do krainy dzieciństwa. Mimo upływu lat nic się nie zmienił.

Wszedłem do środka, zostawiając za sobą otwarte drzwi a przed zdjęciem kurtki zapaliłem światło. Potem wróciłem na próg i widziałem jak Charlie i Jacob sadzają Billyego na wózku inwalidzkim. Po chwili cała trójka była już w przedpokoju i strząsała z ubrań krople deszczu.

- Co za niespodzianka - powiedział ojciec.

- Za długo zwlekałem - przyznał Billy - Mam nadzieję, że nie zjawiliśmy się nie w porę

Nasze oczy znowu się spotkały, ale nie byłem w stanie stwierdzić o czym myśli.

- Skąd, bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że zostaniecie na mecz

- Poniekąd o to nam chodziło - Jacob uśmiechnął się łobuziarsko - Telewizor od tygodnia nie działa

- No i rzecz jasna Jacob nie mógł się doczekać kolejnego spotkania z Bealem - Billy odpłacił mu pięknym za nadobne. Chłopak rzucił ojcu gniewne spojrzenie i zmieszany odwrócił głowę.

- Głodni? -spytałem, ruszając w kierunku kuchni. Nie mam ochoty na to żeby Billy dłużej mi się przyglądał.

- Nie, dzięki - odezwał się Jacob - Jedliśmy przed wyjściem 

- A ty Charlie? - zawołałem z kuchni.

- Jasne - Słychać było, że przechodzi do salonu a w ślad za nim jedzie wózek Billyego.

Zrobiłem grzanki z serem, które wrzuciłem na patelnię i zacząłem kroić pomidory, kiedy zorientowałem się, że ktoś za mną stoi.

- Jak tam? - spytał Jacob.

- Nie narzekam - uśmiechnąłem się. Dobry nastrój chłopaka był zaraźliwy - A c u ciebie? Wykończyłeś już ten samochód?

- Nie. Wciąż brakuje mi części. Ten czarny jest pożyczony - spochmurniał - A tak w ogóle to z furgonetką wszystko w porządku?

- Tak, czemu pytasz? - zdziwiłem się.

- Zastanawiałem się tylko dlaczego nią nie jeździsz

𝐙𝐦𝐢𝐞𝐫𝐳𝐜𝐡 || male!reader (rewrite)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz