Obudziłem się o godzinie siódmej. Z własnej woli. Odkąd załapałem kontakt z Sebastianem. Stan mojego organizmu znacznie się poprawił. Choroby jakby opuściły moje biedne, wymęczone ciało. Problemy życia codziennego, nie przejmowały już kontroli nad psychiką. Czułem się wolny. Gdy jeszcze kilka dni temu, byłem bliski łez i kresu wytrzymałości, tak teraz jest odwrotnie. Może nie czuję się świetnie, aczkolwiek moje bodźce nie odbierają, tak intensywnie sygnałów od środowiska. Tabletki, które przypisał mi psychiatra w związku z katastrofą rodzinną, odłożyłem na bok. Uznałem, że potrafię rozpocząć dzień bez faszerowania organizmu prze najróżniejszymi substancjami. Co prawda nie czułem się już obolały i znużony bezsensem ludzkiej egzystencji. Aczkolwiek nadal nie śniło mi się wstawać, tak cholernie wcześnie. Nie narzekałbym na godzinę snu dłużej.
———————————————————————
Najwięcej czasu zajmowało mi wybranie odpowiedniego stroju. Nie chciałem wyglądać jak pośmiewisko, desperata, czy znużony ogólnym istnieniem człowiek. Już nie wspomnę o tym, iż daleko mi do mojego ideału mężczyzny. Ani trochę nie jestem, jak chociażby Sebastian. Nie mam prawie, przysłowiowych dwóch metrów, a moja uroda od dzieciństwa przypominała zniewieściałą, porcelanową lalkę chłopca. Do tego moje chude ręce i nogi. Najmniejszy wysiłek skutkował okropnym bólem kości. Gdy już wyszykowałem się jako tako, opuściłem swój pokój. Kierowałem się w stronę jadalni. Po drodze wpadłem na nauczycielkę historii sztuki, zmierzająca do Elizabeth. Moja kuzynka zdawała się lubić ten przedmiot, potrafiła mądrze wypowiadać się w kwestii rożnych styli architektury, czasami zaskakiwała różnymi ciekawostkami. Niestety jest też irytująca, momentami naprawdę mam ochotę wyrzucić ją za drzwi. Jest kochana, troskliwa. Lecz strasznie wścibska. Ostatnio podsłuchała rozmowę Sebastiana i Francis, od tamtego momentu męczy mnie pytaniami na temat chłopaka moich marzeń. Nim się spostrzegłem znalazłem się na samym dole domu, gdzie umiejscowiona została jadalnia.
- Witaj ciociu - zająłem posłusznie miejsce przysługujące mojej osobie. Zerknąłem przez okno. Na dworze było sporo śniegu. W dodatku wiał silny wiatr, słyszałem jak świstał i gwizdał. Zatrząsłem się z zimna.
- Witaj - sięgnęła widelcem po kawałek łososia, który był przez nią ubóstwianym. W drugiej ręce trzymała filiżankę świeżo parzonej kawy. Aromat napoju roznosił się po całym pomieszczeniu, a nawet i poza. Ja natomiast delektowałem się moim ulubionym Earl Grey'em. Co jakiś czas zerkałem na ciotkę. Od wczoraj stała się jakaś dziwnie miła. Nawet teraz uśmiechała się do środka filiżanki kawy. Wujka nie widziałem od dobrych kilku dni. A może nawet i dłuższego czasu.
- Wybacz, że przerywam ciociu. Ale mam pytanie - wydusiłem z siebie. Zerknęła na mnie z lekka podejrzliwie, lecz nadal zdawała się być pogodna.
- Tak, Ciel? - patrzyła jakby w głąb mojej duszy. Niczym Sebastian. Cholernie niekomfortowe uczucie. Za każdym razem, gdy ktoś spogląda na mnie w ten sposób. Zaczynam albo to uciekać wzrokiem, albo staję się martwym posągiem. Identycznym jak ten, co stoi w długim korytarzu naszej rezydencji.
- Wiesz może, gdzie podział się wujek Alexis? Dawno go nie widziałem i dlatego zacząłem się trochę martwić - sprostowałem dla jasności.
- Pojechał odwiedzić Edwarda w akademiku. Przy okazji już dawno miał mu przywieźć pozostałości z jego rzeczy, z pokoju - wyjaśniła. Nagle wszystko nabrało sens. Zupełnie zapomniałem o nim. Odkąd się wyprowadził w domu zapanował spokój i cisza. Często się ze sobą sprzeczaliśmy. Głównie miał do mnie żal o to, że miałem i w dalszym ciągu mam poślubić jego siostrę. Z chęcią wyjaśniłbym mu, iż naprawdę tego nie chcę i zrobiłbym wszystko, aby się z tego wyplątać. Ale obawiam się, że wtedy złapałbym od niego jeszcze większe bury. Ponieważ według niego uważałbym, iż Lizzy jest okropną kandydatką na żonę.
- Rozumiem - ugryzłem kawałek mojego francuskiego tosta. Idealnie chrupiący. Zerknąłem na zegar wiszący na ścianie. Widniała godzina siódma dwadzieścia pięć. Skubnąłem jeszcze kawałek śniadania, podziękowałem i udałem się w stronę drzwi wyjściowych. Szofer wyczekiwał mojej osoby przy aucie. Szybki jest.
———————————————————————
Drzwi wejściowe przekroczyłem około godziny siódmej trzydzieści pięć. Jak zwykle, było pusto. A nie, jednak się pomyliłem. Zobaczyłem stojącego przy gazetce szkolnej Sebastiana. Uśmiechnąłem się w duszy. Postanowiłem podejść.
- Hej! - odważyłem się przemówić. Pogodny jak zawsze, zerknął na mnie i się uśmiechnął.
- O hejka! Co tam u ciebie? - patrzył na mnie, jakby chciał dowiedzieć się wszystkiego.
- W porządku, a dziękuję za wczoraj. Nigdy przedtem nie spędzałem z nikim czasu wolnego, taka pozytywna odmiana - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Bardzo mi miło. Również dziękuję, naprawdę było przyjemnie. A właśnie... jak tam twoja ciocia? Nie była na mnie zła? - dopytywał. Lubię kiedy interesuję się wieloma rzeczami na raz. Szczególnie, jeśli chodzi o moją osobę.
- Jejku, wręcz przeciwnie. Bardzo cię polubiła i pytała, czy kiedyś nas odwiedzisz? Chciałaby zaprosić cię na herbatę - opowiadałem. Patrzyłem jak Sebastian interesował się, cieszył i stawał zaskoczony moimi słowami. Wyglądał przy tym tak słodko.
- Naprawdę? Bardzo mi miło, cieszę się, jestem zaskoczony i nie wiem co powiedzieć - zaczął się śmiać. - Z chęcią napiłbym się z nią herbaty. Mam pomysł. Jeśli, oczywiście nie miałbyś nic przeciwko. Moglibyśmy pouczyć się literatury u ciebie, co ty na to? - zaproponował. Myślałem, że zwariuję ze szczęścia.
- Tak, to świetny pomysł! Ciocia Francis na pewno się ucieszy - zapewniałem go. Z czystej ciekawości zerknąłem na zegar stojący za Sebastianem. Widniała godzina siódma czterdzieści.
- Sebastian, nie zaczynasz przypadkiem zaraz w-f? - wyrwało mi się niechcący. Cholera wyda się za chwilę, że znam jego rozkład zajęć. Wcale nie wydrukowałem sobie planu lekcji jego klasy, skądże. Wiem, mam delikatną obsesję na jego punkcie.
- O kurcze! Faktycznie, dzięki - już miał zbierać się do biegu w kierunku sali gimnastycznej. Będącej w zupełnie innym budynku. - Hej, skąd wiedziałeś, że mam w-f? - spytał na pół zdziwiony, pół roześmiany. W głowie układałem idealne wytłumaczenie.
- Em, no wiesz. Takie przeczucie, wyglądasz na takiego wysportowanego i... - wtedy zorientowałem się jak bardzo zacząłem się pogrążać.
- Co? Haha, uroczy jesteś. Do potem, będę czekał przy wyjściu na zewnątrz! - krzyknął i pobiegł czym prędzej na górę.
- Boże, jaki ze mnie kretyn - złapałem się za głowę.
- Ciel - zza ściany wyszedł Gregory. Przestraszyłem się. Jest niczym duch. Pojawia się z nikąd, znika tak samo.
- O Violet! Witaj - przywitałem się z nim.
- Hej, co tam u Sebastiana? - wytrzeszczyłem oczy. Nie miałem pojęcia o co mu biega.
- C-co? Nie rozumiem, o co ci chodzi? - poczułem w brzuchu ucisk, spowodowany narastającym stresem.
- Hę? Przecież rozmawialiście przed chwilą, myślałem że wiesz? - złapał się za podbródek i popadł w zamyślenie.
- Aaa, o to chodziło? Haha - dopadł mnie nerwowy śmiech. Widać było jak spływa po mnie stres, zaraz zapewne obleję się rumieńcem.
- Taa, a co o nim myślisz? Fajny jest? - wypytywał. Czułem się jak na przesłuchaniu, okropność.
- Em, tak. Bardzo sympatyczny chłopak - starałem się brzmieć naturalnie. Chyba mi to nie wychodziło. Modliłem się w duchu, aby niczego się nie domyślił. Mimo, że byłem w tej sytuacji jak odkryte karty, które każdy przejrzał dawno na wylot. Miałem cień nadziei, że temat ulegnie zmianie.
- Przystojny, nieprawdaż? - zaszedł mi drogę i zaczął zaglądać w głąb duszy. Cholera znowu.
- Przepraszam, ale czemu mają służyć te pytania? - zdenerwowany, zacząłem unikać jego spojrzenia.
- Temu, żebyś w końcu przyznał, że ci się podoba - złapał mnie za podbródek i nakierował twarz, tak aby nie mogła uniknąć jego frustrującego spojrzenia. Poczułem ucisk w gardle, a na twarzy zagościło zdziwienie.
Spokojny dzień obrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni i stał się ogromnym zamieszaniem. Cały dzień niczym trasa RollerCostera. Nie miał stałego ciągu.Hejka naklejka! ❤️
Akcja staje się coraz to ciekawsza, ciekawe co nasz ukochany bohater zrobi, gdy prawda ujrzy światło dzienne?🤔 Haha, żartuję. Jeszcze nic nie zdradzam, aczkolwiek hmmm... Ach, zaraz za dużo powiem>< ~Miłego dnia!
CZYTASZ
Love me at least once! | Kuroshitsuji
Teen FictionNawet nie wiecie, jak trudno jest mi znieść ciągłą presję, jaką wywiera na mnie ciotka, pragnąca idealnego dziecka. A na domiar złego moi rodzice nie żyją, opiekę prawną przejęli nade mną najbardziej pokręceni krewni, oczekujący iż poślubię własną k...