- Naprawdę? - zapytał nieco rozbawiony pan Jimin. Nie wiedziałem, co było zabawnego w mojej ubrudzonej pianką z cappuccina twarzy - Wyglądasz teraz bardzo uroczo - pochylił się nad stolikiem, aby serwetką wyczyścić moją twarz. Kiedy już skończył, zawstydzony odwróciłem wzrok, aby nie zaczerwienić się jeszcze bardziej.
- To nie jest śmieszne. - burknąłem, nadal patrząc w innym kierunku. - Ja bym się z pana nie śmiał.
- Słońce, czy ja się śmieję? Po prostu nie mogę oderwać od ciebie wzroku, bo tak ślicznie wyglądasz, nawet w piance. - mimo że było to trudne, to starał się powstrzymać od kolejnego parsknięcia, za co byłem wdzięczny. Moje upokorzenie i tak sięgało już nieba.
- Aha. - wróciłem do picia kawy, aby się czymś zająć. Nie wierzyłem w to, że cały świat jest dzisiaj przeciw mnie. Już miałem się przełamać i pytać o te pieniądze, kiedy najpierw mi przerwał, a następnie się ubrudziłem.
- Dobrze, maluchu. Lepiej w końcu powiedz o co ci chodzi, bo widzę, że już od dłuższego czasu się do tego przymierzasz, a nie możesz zacząć. - w końcu dał mi dojść do słowa. Co z tego, skoro mnie opuściła odwaga?
- Głupio mi pana o to prosić, ale no...
- Spokojnie, przecież niczym mnie w żaden sposób nie urazisz. - odparł spokojnie, zapewne chcąc mnie uspokoić. Ja natomiast odnosiłem inne wrażenie, bo, kurde, jednak miałem zamiar prosić go o pieniądze. Co, jeśli by pomyślał, że chcę z nim utrzymywać kontakt dla korzyści?
- Bo wie pan... Ale niech pan obieca, że nie zmieni pan swojego zdania o mnie, dobrze? - musiałem przynajmniej mieć złudne zapewnienie, że nie weźmie mnie za materialistę.
- Kookie, nie zachowuj się, jakbyśmy wszyscy mieli zaraz umrzeć, a ty masz zamiar mnie zabić, aby samemu przetrwać. - nadal był rozbawiony. Ten mężczyzna zawsze był taki nonszalancki, zdawało się, że ma gdzieś wszystkich innych, a liczy się tylko to, co on chce zrobić czy powiedzieć.
- Jak piłem ten alkohol, to wziąłem go z barku rodziców i muszę go odkupić zanim się dowiedzą i mnie zabiją, a nie mam pieniędzy... - wyrzuciłem z siebie wszystko, z początku mówiąc jak najszybciej, pod koniec tracąc pewność siebie. Spuściłem wzrok i bałem się na niego spojrzeć. Spodziewałem się, że jest zawiedziony moją osobą. Chciałem się z nim spotkać, aby prosić o pieniądze. Miał prawo po prostu stąd wyjść, ale do tamtej pory tego nie zrobił.
- Skarbie, i tylko dlatego? - czułem, że jest zawiedziony. Zawiedziony, bo chciałem tych cholernych pieniędzy. Mogłem go jednak o nic nie prosić. - Tylko dlatego tak się bałeś? Słońce, zachowujesz się jakby to była zbrodnia. - westchnął zrezygnowany.
- Bałem się, że źle pan o mnie pomyśli... - szepnąłem.
- Dlaczego? Przecież to tylko pieniądze, Kookie. - był raczej załamany moją głupotą, a ja nie rozumiałem dlaczego. - Oczywiście, że ci je dam. Co prawda, sam powinieneś ponieść koszty, ale biorąc pod uwagę, że był to alkohol twoich rodziców, nie dadzą ci pieniędzy, abyś to odkupił. - zaśmiał się. Ja umierałem ze stresu, a on się śmiał. - Rzecz jasna, że nie pomogę ci za darmo, ale możesz na mnie liczyć.
- Oddam panu wszystko po sprawie, naprawdę. - zapewniłem. Nie chciałem, aby były jakieś niedomówienia. - Ale chciałem pana prosić jeszcze o coś... - nie wiedziałem czy na to się zgodzi. Jeśli by tego nie zrobił, to pożyczka nie miałaby sensu. - Chciałbym pana prosić, aby pan kupił tę butelkę. Ani mi, ani Tae nie sprzedadzą, więc jest pan jedynym wyjściem... - mruknąłem, jednocześnie przypominając sobie plan hyunga z menelami, starając się nie dopuścić do przypomnienia sobie pierwszej części jego absurdalnego planu.
- Oh, jasne, kotku. Ale wiedz, że będę coś za to chciał. - podniosłem na niego wzrok i zobaczyłem, jak oblizywał wargę.
Czyżbym się wkopał?
-------------
:)
CZYTASZ
Can you be my master? || JiKook
FanfictionJeon Jungkook jest znudzonym monotonnością, uczącym się przeciętnie, a nawet gorzej piętnastolatkiem, którego rodzice ciągle pracują, a on siedzi sam w domu. Towarzystwa czasem dotrzymuje mu jego starszy o rok przyjaciel - Taehyung. Park Jimin jest...