- Nie wierzę, że to zrobiłaś! – krzyknął Luke, gdy Maya wyszła z wody, wygrywając tym samym nasz zakład. Złapałam się za brzuch, próbując nabrać powietrza, bo zabrakło mi go przez śmiech. Ta dziewczyna była naprawdę zdolna do wszystkiego, nawet do skoczenia z klifu do morza. Wszyscy głośno się śmialiśmy, wracając do rozpalonego ogniska. Maya siadła najbliżej, żeby się osuszyć, podczas gdy chłopaki jak zwykle mówili coś głupiego, rozśmieszając nas.
- Z czego się śmiejemy? – usłyszeliśmy nagle znajomy głos i w tym samym momencie ktoś usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem. Przed oczami pojawiła mi się uśmiechnięta twarz Ashtona.
- Z ciebie – odpowiedziałam automatycznie, odwracając wzrok i zrzucając jego rękę. Odsunęłam się od niego, siadając na krawędzi pnia, na którym siedzieliśmy. Co ten idiota tu robi?
- Siema, stary – powiedział Luke, a Michael i Calum przywitali się z Irwinem zaraz po nim. – Spóźniłeś się! Maya wygrała zakład z Brooke.
- To było logiczne, że wygra – oznajmił Ashton, patrząc na mnie z wrednym uśmieszkiem.
- Nie bądź taki pewny siebie – warknęłam zirytowana. Boże, dlaczego chłopcy go tutaj sprowadzili? Rozumiem, są przyjaciółmi, ale nie mogą spędzić jednego dnia osobno?
- Oj, nie dąsaj się, Brooke – powiedziała radośnie Maya. Nie dąsaj się? – A teraz, chłopcy – zwróciła się do reszty – pomóżcie mi wymyślić coś do Brooke za przegranie zakładu!
Westchnęłam tylko przeciągle. Zaczęli się zastanawiać, zerkając na mnie co parę sekund, jakby myśląc, co dam radę zrobić, a czego nie. Dlaczego ja się z nimi przyjaźnię? To wszystko wina związku Mai i Luke’a, bo ja przyjaźnię się z nią, a Calum, Michael i ten frajer przyjaźnią się z Lukiem. Czyli, podsumowując, Luke, Calum i Michael są także moimi przyjaciółmi, tylko Irwin jest ciągle tym, którego nienawidzę i nie mam zamiaru mieć z nim jakichkolwiek lepszych relacji. Irytuje mnie jego twarz, jego styl bycia, charakter. Irytuje mnie jego całokształt. Ale przecież nie będę mówiła chłopakom, z kim mają się przyjaźnić, to nie byłoby fair.
Ja i Michael nawiązaliśmy kontakt wzrokowy i widziałam, że coś zaczyna rodzić się w jego umyśle. Od razu przeniósł spojrzenie na siedzącego na przeciwległym krańcu pnia Ashtona, który zamyślony wpatrywał się w płomienie. Na twarzy Clifforda pojawił się ogromny uśmiech, a ja zamarłam, wyczekując na to, co powie. Chciałam wiedzieć o czym pomyślał?
- Wiem! – krzyknął, przyciągając tym uwagę reszty. Uśmiechnął się do mnie irytująco i poruszył zabawnie brwiami. – Brooke… - przerwał, na co tylko wywróciłam oczami. – Co powiecie na to, żeby nasza kochana Brooke spędziła z Ashtonem… powiedzmy, trzydzieści dni?
- Woah, woah, wróć! – zaprotestowałam gwałtownie, uświadamiając sobie, co powiedział. Zostałam jednak zagłuszona przez dźwięki aprobaty. – Hej!
- Tak, Brooke! – Maya złapała moją dłoń, patrząc na mnie ogromnymi zielonymi oczami. – To jest idealna kara za przegraną!
- Nie zgadzam się – usłyszałam głos Irwina.
- Ja też się nie zgadzam – potwierdziłam. – Nie spędzę z… nim – powiedziałam, patrząc na niego z uniesioną brwią – trzydziestu dni. Jak ja ledwo wytrzymuję z nim kilka minut!
- No właśnie! – poparł mnie Ashton. – Dlaczego to musi dotyczyć mnie?
- Och, zamknijcie się – powiedział Luke, uśmiechając się do nas ironicznie. – Brooke, to jest twoja kara i koniec.
Zacisnęłam dłonie w pięści, piorunując go wzrokiem. Oni chyba sobie kpią.
- Ale dlaczego akurat taka? – jęknęłam.
- To będzie ciekawe – mruknął Calum, na co tylko uzyskał ode mnie spojrzenie, dzięki któremu przestał się uśmiechać i odwrócił wzrok.
- Dobra, to wszystko ustalone! – powiedziała radośnie Maya, podnosząc się z piasku. – Koniec imprezy na dziś, dzieciaki! Od jutra zaczynacie – oznajmiła mi i Ashtonowi, który, tak samo jak ja, ciągle siedział w miejscu. Jego mina wyrażała czyste nieszczęście i gdyby nie to, że ja też przy tym ucierpię, to bym się z niego bezczelnie śmiała. Calum i Luke zgasili ognisko, podczas gdy zadowolony z siebie Mikey usiadł pomiędzy mną a Ashtonem, objął nas ramionami, przyciągając do siebie i westchnął z rozmarzeniem, przymykając oczy.
- A ty z czego się tak cieszysz? – mruknął Irwin, próbując wyswobodzić się z uścisku przyjaciela, ale mu nie wyszło. Jaka szkoda.
- Jestem prawie stuprocentowo pewny, że ten miesiąc razem wyjdzie wam na dobre, wiecie – powiedział do nas, patrząc to na mnie, to na Ashtona. Rzuciłam mu tylko wkurzone spojrzenie i połaskotałam po brzuchu, bo wiem, że na niego to działa. Puścił mnie, żeby ukryć się przed moimi dłońmi, a ja wyprostowałam się i odgarnęłam włosy opadające mi na twarz.
- Nie, nie wyjdzie – powiedziałam z akompaniamentem innego głosu, więc wychyliłam się i spojrzałam na Irwina zmrużonymi oczami. Chłopak chwilę się na mnie patrzył i wyraźnie było widać, że jest zły. W tym samym momencie Michael zaśmiał się.
- Wiecie, wydaje mi się, że macie ze sobą więcej wspólnego niż wam się wydaje – wyznał i wstał, żeby odejść. Prychnęłam i też wstałam, nie oglądając się na chłopaka za mną.
Czułam delikatny piasek pod stopami. Patrzyłam na sylwetki przyjaciół kilka metrów przede mną, gdy poczułam czyjeś ciało za mną.
- Zapowiada się ciekawy miesiąc, księżniczko – mruknął mi do ucha Ashton, jego oddech owiał mój policzek i poruszył włosami. Gwałtownie się odwróciłam, cofając tym samym dwa kroki. Światło księżyca ukazało mi tylko jego bezczelny uśmiech, bo od razu mnie wyminął, nie dając mi szansy na odpowiedź. Jedyne, co widziałam, to jego plecy, gdy się powoli oddalał, a jedyne, co czułam, to wszechogarniającą mnie złość.
Nie wierzę, że nazwał mnie ‘księżniczką’.
CZYTASZ
30 days // a.irwin ✓
Fanfictionopowiadanie o dwójce ludzi, którym się wydaje, że się nienawidzą. © hazashton