day 17 - obietnica + Liebster Award

21.5K 1.4K 118
                                    

Przez ostatnią godzinę siedziałam na parkowej ławce z Ashtonem. Słońce przyjemnie prześwitywało pomiędzy liśćmi, a łagodny wiatr ostudzał nasze rozgrzane twarze. Taka pogoda mogłaby być częściej. Nie lubiłam tego żaru lejącego się z nieba, co było w Australii normalne.

Blondyn miał zamknięte oczy, twarz zwróconą ku górze i łokcie na oparciu ławki. Między nami panowała cisza, ale nie ta niezręczna cisza, tylko ta, gdy słowa są niepotrzebne, bo cieszysz się po prostu obecnością drugiej osoby.

I nie wierzę, że cieszę się z tego, iż to właśnie z Ashtonem spędzam popołudnie.

Odwróciłam od niego wzrok i rozejrzałam się po parku, wystukując na ławce palcami jakiś rytm. Była sobota i na trawie siedziało mnóstwo ludzi, wśród których biegały małe dzieci, śmiejąc się głośno. Radość wisiała w powietrzu.  

- Wiesz – odezwał się nieobecnym głosem Ashton – od dziecka chciałem zobaczyć angielskie klify – wyznał i zerknął na mnie, mrużąc oczy. Uśmiechnęłam się do niego.

- Naprawdę? Klify… - westchnęłam na wspomnienie białych, wysokich, kamiennych ścian, na wspomnienie mojego dawnego życia w Anglii. – No, jest na co patrzeć – stwierdziłam cicho. Irwin zaśmiał się uroczo.

- Kiedyś sobie nawet przyrzekłem, że gdy będę starszy, to polecę do Anglii – dodał, a mi wpadła do głowy pewna myśl, więc odwróciłam się przodem do niego.

- Kiedyś na pewno wrócę do Anglii, przynajmniej na jakiś czas. – zaczęłam, wpatrując się w piwne oczy Ashtona z uśmiechem – Przylecisz tam, do mnie, i wtedy pokażę ci te klify – oznajmiłam, wyczekując jego reakcji. On uniósł jedynie brwi i chwilę milczał.

- Obiecujesz, Brooke? – spytał w końcu. Ta powaga była do niego tak bardzo niepodobna, chociaż w oczach i tak czaiły się iskierki radości, które irytowały mnie od początku naszej znajomości. Lecz teraz uśmiechnęłam się czule, nawet nie wiem, dlaczego. Może to przez to, że Ashton Irwin był tak cholernie uroczy gdy próbował być poważny, chociaż wszyscy i tak wiedzieli, że w środku się cieszy. On się zawsze uśmiechał, częściowo mnie przerażało, ale zdążyłam do tego przywyknąć, a nawet to polubić. 

- Obiecuję – odpowiedziałam, posyłając mu delikatny uśmiech. Widziałam, że już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale tego nie zrobił, bo usłyszeliśmy, jak ktoś woła nasze imiona. Ashton spojrzał ponad moim ramieniem i uśmiechnął się krzywo, widocznie niezadowolony, że ktoś nam przeszkadza. Odwróciłam się, żeby sprawdzić, kto nas zaszczycił swoją obecnością, a wtedy moim oczom ukazała się Maya i Luke idący w naszą stronę.

- Cześć, gołąbeczki – powiedziała blondynka, wciskając się na ławkę obok mnie. Spuściłam nogi na ziemię i uśmiechnęłam się do niej pobłażliwie.

- Cześć, Luke – zignorowałam powitanie dziewczyny i wychyliłam się do przodu, patrząc na Hemmingsa. On się uśmiechnął i pomachał mi. Patrząc na chłopaków, jedno wpadło mi do głowy: Czy im nigdy nie jest gorąco w tych cholernych, czarnych spodniach?

- Brooke! – krzyknęła z oburzeniem Maya i szturchnęła mnie w ramię, sprawiając, że się do niej ponownie odwróciłam. Wywróciła oczami na mój uśmiech.

- Co tutaj robicie? – spytał się Ashton.

- Byliśmy na spacerze – odpowiedziała Evans, zakładając nogę na nogę. – A wy co? – zmierzyła nas ciekawskim spojrzeniem, unosząc brew. – Siedzicie sobie tutaj i romansujecie, mam rację?

Jak na zawołanie, ja i Ashton wywróciliśmy oczami, wzdychając z irytacją.

- Oczywiście – mruknęłam z ironią, otrzymując chichot dziewczyny. – Nie, nie romansujemy – powiedziałam dobitnie, niszcząc jakieś chore marzenie blondynki. Nie wiem, czego ona od nas oczekiwała.

30 days // a.irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz