day 7 - koncert

26K 1.7K 208
                                    

Tak bardzo cieszyłam się na ten rozdział, miałam w głowie wizję tego, jak powinien wyglądać, a jak go napisałam, to okazało się, że wyszło coś całkowicie innego i za cholerę nie wiem, jak mogłabym to zmienić. Jestem zła, bo to spieprzyłam, ew. Cholernie spodobała mi się piosenka, którą możecie sobie włączyć podczas perspektywy Ashtona (gdzieś tam z boku linka dam hehs), i chciałam tak idealnie pokazać to, co on w tym momencie czuł. Nie wyszło, ooops. 

Wiem, wiem, Booklyn powinna wziąć lekcję dobrej muzyki (hihi), ale wydaje mi się, że po tym rozdziale w końcu się ogarnęła i zacznie słuchać tego, co dobre! 

Podziękowania dla Weroniki za podsunięcie mi pomysłu z tym koncertem, kocham cię. x 

+ Dziękuję za ponad 2000 odczytów! ASDFGHJHGFDSASD *FANGIRL* 

✖ ✖ ✖

Siedziałam na schodach przed domem, głowę opierając na kolanach, gdy usłyszałam klakson samochodu. Gwałtownie wyrwałam się z zamyślania i spojrzałam przed siebie. Na poboczu obok mojego domu stał stary, czerwony pick-up. Za kierownicą siedział uśmiechnięty Ashton. Przez otwarte okna słychać było rockową muzykę. Wstałam i podeszłam do auta, którego drzwi ze strony pasażera były już dla mnie otwarte. Wspięłam się na siedzenie i spojrzałam na Ashtona, który z lekkim zdenerwowaniem szybko starał się pozbierać płyty leżące dosłownie wszędzie.

- Przepraszam – mruknął, rzucając część z nich za swój fotel. – Nie zdążyłem posprzątać.

- Nie, zostaw je! – powiedziałam, może trochę za głośno i za szybko, bo chłopak spojrzał na mnie skonsternowany. – Dodają temu autu jeszcze więcej charakteru – stwierdziłam, z uśmiechem zatrzaskując drzwi. Zapięłam pasy i zorientowałam się, że Ashton ciągle się na mnie patrzy. Zerknęłam na niego i uniosłam brwi, widząc jego delikaty uśmiech.

- Jedziesz wreszcie? – zapytałam, a chłopak parsknął śmiechem.

- Jasne – odpowiedział. Wyprostował się na siedzeniu i wyjechał na drogę, zostawiając te nieszczęsne płyty. Zaczęłam się rozglądać. All Time Low, The Killers, Blink-182, Nirvana, Coldplay. Nigdy nie słyszałam, jakiej muzyki słucha Ashton, ale to było do przewidzenia, że tego samego, co reszta chłopców. Teraz widocznie miał w odtwarzaczu jakąś składankę. A gdy z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki Ain’t No Rest For The Wicked uśmiechnęłam się szeroko.

- Zrób głośniej – poprosiłam Irwina, na co on zgłośnił i również się uśmiechnął, patrząc na mnie. To była jedna z ulubionych piosenek moich i Michaela. Słuchaliśmy jej za każdym razem, gdy włóczyliśmy się w nocy po pustych ulicach Sydney. Bo przecież grzesznicy nie śpią, a ja i Michael święci nie byliśmy.

- Lubisz tą piosenkę? – zapytał Ashton, na co otrzymał moje ironiczne spojrzenie.

- Nie – odpowiedziałam patrząc się na niego dziwnie. – Wręcz jej nienawidzę, dlatego kazałam ci zgłośnić.

Ashton mi przytaknął.

- No w sumie racja – stwierdził. – Sorry, że palnąłem takie głupie pytanie.

Roześmiałam się głośno, a on spojrzał na mnie i posłał w moim kierunku szeroki uśmiech. To było przyjemne, siedzenie z nim w samochodzie, śmianie się i słuchanie dobrej muzyki. Czułam się w tym momencie naprawdę dobrze i nigdy bym nie przypuszczała, że mogę się tak dobrze poczuć przy Ashtonie.

Wpatrzyłam się w pustą drogę przed nami, nuciłam lecącą piosenkę, a wiatr wpadający przez okno rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Denerwowało mnie to i co chwilę nerwowym gestem odgarniałam je do tyłu, co najwyraźniej śmieszyło Ashtona, który zerkał na mnie i się śmiał, udając, że to nie ze mnie.

30 days // a.irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz