Powątpiewającym wzrokiem wpatrywałam się przed siebie. Słońce zaszło jakiś czas temu, a za nami wspinał się powoli biały księżyc; mogłam wyraźnie dostrzec gwałtownie urywającą się ziemię kilka metrów przed nami. Ashton stał obok mnie i uważnie obserwował każdy mój ruch, każdą reakcję, na jaką się zdobyłam.
- To szaleństwo – powiedziałam w końcu, kręcąc głową; odwróciłam wzrok od krawędzi klifu, na którym staliśmy. Irwin westchnął, stanął przede mną i pochylił się, unosząc delikatnie moją głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Brooke – mruknął, a ja w końcu na niego spojrzałam. Uśmiechnął się i schylił jeszcze bardziej, muskając lekko moje usta z przymkniętymi oczami. Wiedział, że taki ruch zadziała na jego korzyść, przeklęty chłopak.
- Ashton – otworzyłam oczy i uniosłam brew; nie zamierzałam poddać się tak łatwo przez jego działania. – To szaleństwo – powtórzyłam dobitnie, na co Irwin wydął usta, tworząc z nich dziubek.
- Ja jestem szalony – stwierdził, a na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. – Szaleję na twoim punkcie, Sparks.
Wywróciłam z rozbawieniem oczami.
- Wiem, Irwin - zaśmiałam się i ujęłam jego twarz w dłonie. – Ale to nie zmienia faktu, że skok z klifu po ciemku jest szaleństwem.
- Ufasz mi? – zapytał nagle, mrugając szybko. Przekrzywiłam głowię, dziwiąc się jego pytaniem.
- Tak, ale…
- Ufasz mi? – powtórzył powoli z ustami przy moich wargach, muskając je subtelnie. Wypuściłam drżący oddech, mimowolnie rozchylając usta. Ashton zaśmiał się, całując mnie krótko, po czym odsunął się kawałek. Westchnęłam, przecierając twarz dłonią; przypomniałam sobie, o czym rozmawialiśmy niecałą minutę temu. Spryciarz, myślał, że czymś takim mnie przekona.
Dobrze wiesz, że przekonał.
- Oczywiście, że ci ufam, Ashton – mruknęłam pod nosem; spojrzałam na niego, a potem na krawędź za nim.
- Żyj, Brooklyn – poprosił; uniosłam brwi na jego słowa. – Zrób coś szalonego, zabaw się inaczej, niż zwykle.
- Nie wiem, czy ciągle będę żyła, jeśli coś nam się stanie! – nie chciałam, żeby mój głos zrobił się taki piskliwy. Ash zachichotał radośnie i ponownie ujął moją twarz w duże dłonie.
- Nic nam się nie stanie, moja piękna Brooklyn Sparks – szepnął, gładząc kciukiem mój policzek. Uśmiechał się lekko i zapierał mi dech w piersiach; ponownie westchnęłam z bezradności.
- Dobra – rzuciłam, odsuwając się od niego. Kompletnie zignorowałam jego szeroki uśmiech. Oh, Brooklyn, od kiedy jesteś tak podatna na względy innych?
Szybko ściągnęliśmy koszulki i jeansy i stanęliśmy na krawędzi. Spojrzałam z zaciśniętymi ustami w dół, jednak niemal od razu podniosłam oczy do góry, patrząc uparcie na horyzont, gdzie ocean mieszał się z granatem nieba. Nagle poczułam uścisk na ręce; Ashton mocno splótł palce z moimi, uniósł je do ust i pocałował, patrząc na mnie. Odetchnęłam głęboko.
- Okej – mruknęłam.
- Na trzy.
- Na trzy – potwierdziłam nerwowo.
- Raz, dwa – Ash przerwał, jakby robiąc mi na złość; już miałam coś powiedzieć, jednak się odezwał. – Trzy.
W tym samym momencie skoczyliśmy, ja z cichym piskiem, Ashton z głośnym, radosnym wrzaskiem, który rozniósł się echem po okolicy.
Poczułam się wolna, poczułam się żywa. I nie bałam się, krzyczałam, ale z podekscytowania, adrenalina pobudzała mój organizm. Nie puściliśmy się, cały lot w dół trzymaliśmy swoje dłonie.
Puściłam go, gdy wpadliśmy do wody. Po chwili wynurzyłam się i rozejrzałam; głowa Ashtona pokazała się kawałek dalej. Strzepnął wodę z włosów, wyglądając przy tym przezabawnie, i podpłynął do mnie. Cały czas się uśmiechał. Odwzajemniłam gest i objęłam jego szyję, gdy on owinął mnie ramionami w pasie.
- Mówiłem – stwierdził z zadowoleniem. Skinęłam głową i odsunęłam zbłąkany kosmyk włosów z jego czoła, a Ashton mocno mnie pocałował, przesuwając palcami po moich plecach.
Kąpiel w oceanie w świetle księżyca z Ashtonem była czymś… magicznym. Szczególnie, gdy uświadomiłam sobie, że od skoku z klifu to wszystko się zaczęło.
CZYTASZ
30 days // a.irwin ✓
Fanfictionopowiadanie o dwójce ludzi, którym się wydaje, że się nienawidzą. © hazashton