Dzień trzeci. Bo co by to było bez Starbucksa....... Taa.
✖ ✖ ✖
- Była po prostu olśniewająca – Michael zakończył rozmarzonym głosem opowieść o brunetce poznanej na wczorajszym ognisku. Zaśmiałam się głośno, na co chłopak gwałtownie wrócił do rzeczywistości, patrząc na mnie z lekkim wyrzutem. – No co?
- Nic, nic – odpowiedziałam, ciągle się uśmiechając i patrząc przed siebie. Usłyszałam, że Michael westchnął. – Idziemy do jakiegoś konkretnego miejsca?
- Nie – odpowiedział i podniósł się na palcach, wypatrując kogoś w tłumie przed nami. – Idziemy po prostu na spacer.
Zauważyłam, że Clifford macha do kogoś po drugiej stronie ulicy.
- Po prostu na spacer? – zapytałam z uniesioną brwią, stając na palcach i próbując coś dostrzec ponad głowami ludzi czekających na zielone światło, ale nic z tego. Przeklęłam w myślach mój niski wzrost.
- Tak, po prostu na spacer – potwierdził i uśmiechnął się do mnie, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął przez pasy. – Tylko nie bądź zła, okej? – zapytał szybko, i nie dając mi szansy na odpowiedź, rzucił się na kogoś.
- Stary, ludzie się gapią – usłyszałam Caluma. Pomimo tego, że ludzie się gapili, mocno objął Michaela, witając się z nim. Za nimi zauważyłam głowę z kręconymi włosami, które w świetle słońca przypominały barwą miód. Och, świetnie.
- Cześć – powiedział Michael do Ashtona, również rzucając się na niego.
- Cześć, młoda! – krzyknął Hood, mocno mnie przytulając.
- Dusisz mnie, idioto – jęknęłam, próbując wyswobodzić się z mocnego uścisku chłopaka. Rozluźnił ramiona, jednak ciągle mnie obejmował opiekuńczo. Przyjrzał mi się z uwagą, co robił dość często.
- W porządku? – zapytał z troską. Calum zachowywał się względem mnie jak starszy brat. Oczywiście Michael i Luke też, dla całej trójki byłam jak młodsza siostra, chociaż byłam w wieku Hemmingsa i Hooda. Uważałam to za słodkie. Miałam starszego brata, ale studiował w innym mieście, więc ci chłopcy idealnie spisywali się jako bracia. Często nadopiekuńczy i irytujący jak cholera, ale jednak bracia.
- Jasne – odpowiedziałam szczerze i uśmiechnęłam się do niego, obejmując go w pasie. – A u ciebie wszystko okej?
Brunet uśmiechnął się do mnie uroczo.
- U mnie zawsze jest wszystko okej – odpowiedział, na co tylko pokręciłam głową z lekkim uśmiechem. Spojrzeliśmy na Michaela i Ashtona, którzy się nam przyglądali.
- Jesteście taki słodcy! – powiedział Michael z ironicznym uśmieszkiem na ustach, na co tylko pokazałam mu środkowy palec. Zielonowłosy zaśmiał się i razem z Calumem ruszyli w lewo. Rozumiem, że ja i Irwin mamy iść z nimi? Czy oni sobie idą, zostawiając nas tutaj?
Zerknęłam na Ashtona. Patrzył się na mnie, ale gdy złapałam jego wzrok, spuścił głowę.
- Cześć, Brooklyn – mruknął ledwo słyszalnie, wciskając ręce w kieszenie obcisłych, czarnych jeansów.
- Irwin – powiedziałam obojętnie, po czym ruszyłam za Michaelem i Calumem, ignorując chłopaka za mną.
***
- Idziemy coś kupić. Chcecie coś, czy wchodzicie z nami? – zapytał Calum, gdy stanęliśmy pod Starbucksem. Spojrzałam przez szybę do środka i widząc tłum klientów, gwałtownie pokręciłam głową.
- Ja zdecydowanie zostaję – powiedziałam, równocześnie rozglądając się w poszukiwaniu odrobiny cienia. Słońce grzało niemiłosiernie, męcząc wszystkich, którzy postanowili wyjść na zewnątrz. – Kupcie mi frappucino.
- Karmelowe – powiedział Michael, a ja uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. – Tobie pewnie też, no nie? – zwrócił się do Ashtona.
- Tak – odpowiedział Irwin. Michael i Calum weszli do środka, a ja z westchnieniem zmrużyłam oczy.
- Widzisz tutaj jakiś cień? – spytałam się, zerkając na chłopaka.
- Tam jest ławka – powiedział. Spojrzałam we wskazanym kierunku i zobaczyłam ławkę pod drzewem. Dzięki Bogu. Podeszliśmy tam i usiedliśmy na przeciwnych końcach ławki. Zamknęłam oczy, rozkoszując się lekkim wiatrem uderzającym w moją twarz. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, ale on postanowił ją przerwać.
- Przepraszam za wczoraj – powiedział cicho. Patrzył się przed siebie, na pustą drogę. – Nie powinienem się między was wtrącać.
- To dlaczego to zrobiłeś? – spytałam, wpatrując się w jego profil. On na mnie zerknął i uśmiechnął się jakoś dziwnie, nieswojo.
- Daniel to kutas – stwierdził prosto z mostu. – To taki typ kolesia, który wyrywa dziewczyny tylko po to, żeby je zaliczyć, a później ma wyjebane.
Chwilę milczałam, przetwarzając jego słowa.
- W takim razie – zaczęłam niepewnie – chyba powinnam ci podziękować?
Ashton się roześmiał.
- Nie musisz tego robić – zapewnił, uśmiechając się do mnie.
- Ale dziękuję – powiedziałam, po czym zmarszczyłam brwi. – Zorientowałabym się za późno – westchnęłam.
- Zawsze do usług, księżniczko – zażartował, a następnie zaczął się głośno śmiać, widząc moje zirytowane spojrzenie. – No co?
- Przestałbyś mówić do mnie księżniczko, to robi się nudne – mruknęłam, przewracając oczami.
- Uwierz mi: widok twojej zdenerwowanej miny zdecydowanie nie jest nudny – odparł, szczerząc się do mnie.
- Jesteś głupi, Irwin – powiedziałam ze śmiechem. Ashton wydął usta w dziubek, robiąc smutną minę. Znowu się roześmiałam, po czym on nie wytrzymał i również się uśmiechnął.
- Wiesz, Brooke – zaczął po chwili milczenia. – Mimo tego, że się nie lubimy, sądzę, że ten miesiąc nie musi być zły – stwierdził i czekał na moją reakcję. Pokiwałam głową, zgadzając się z jego słowami.
- Masz rację – potwierdziłam. Chłopak się do mnie uśmiechnął, a ja tylko pokręciłam głową z rezygnacją, lecz czułam, że na moich ustach błąka się delikatny uśmiech.
Wtedy ze Starbucksa wyszli Michael i Calum. Sprzeczali się o coś zawzięcie, Michael stanął w miejscu i zaczął wpatrywać się ze złością w Hooda, który wybuchnął śmiechem. Parsknęłam na ten widok, czując radość w środku, po czym odwróciłam się do Ashtona.
- Ale i tak cię nie lubię – powiedziałam do niego. On tylko uśmiechnął się szeroko, patrząc na mnie.
- Spokojnie, ja ciebie też nie.
CZYTASZ
30 days // a.irwin ✓
Fanfictionopowiadanie o dwójce ludzi, którym się wydaje, że się nienawidzą. © hazashton