Pojawiły się role-playery na twitterze!
@ashton_30days, @Brooklyn_30days, @Maya30days, @Michael30days, @Calum30days
Czekamy jeszcze na Luke'a, który jest w drodze, że tak powiem. :)
Jeśli chcecie, dawajcie im follow. Mnie znajdziecie tutaj: @Lashtooon oraz możecie wypowiadać się pod hashtagiem #30daysff (nie wierzę, że robię sobie hasztag, chryste hahah mam coś nie tak z głową, aha).
✖ ✖ ✖
- Nie wierzę, że włamaliśmy się na pole golfowe – jęknęłam, kręcąc zrezygnowana głową. Szliśmy już kilkanaście minut, wokół nas były same drzewa, a wydeptana w wysokiej trawie ścieżka prowadziła pod łagodną górkę.
- Stare i nieczynne pole golfowe – poprawił mnie z uśmiechem Ashton.
- Ale zakaz wstępu, Ashton! – krzyknęłam i wyrzuciłam w oburzeniu ręce do góry. – Był wyraźny napis, że nie wolno tu wchodzić!
Irwin westchnął i objął mnie mocno ramieniem, jakby ten gest miał pomóc mi zaakceptować to, że robimy coś, czego nie można robić.
- Odpuść sobie czasami, księżniczko – mruknął – bo takie myślenie i wyrzuty sumienia cię w końcu zadręczą.
Wywróciłam jedynie oczami. Postanowiłam zignorować jego słowa, chociaż wiedziałam, że w jakimś stopniu ma rację.
- Daleko jeszcze? – zapytałam, zmieniając temat.
- Nie – odpowiedział krótko.
Po kilku minutach drzewa zniknęły za nami, a my znaleźliśmy się na wzniesieniu. Przed nami wyrastał stary budynek, od którego lata temu pewnie wręcz biło bogactwem i elegancją; teraz była to sypiąca się rudera. Czarne dziury po oknach wyglądały zdecydowanie niepokojąco, przez co się wzdrygnęłam. W paru miejscach na ścianach widniało kolorowe graffiti, oświetlone powoli zachodzącym słońcem. Właśnie tylko dzięki tej wielkiej, świecącej kuli nie ciągnęłam jeszcze Ashtona w przeciwną stronę.
- Jesteś tego pewien? – zapytałam Irwina, gdy zaczął wchodzić po starych schodkach na ogromny taras. Odwrócił się w moją stronę i posłał mi uspokajający uśmiech.
- Tak, jestem tego pewien, Brooke.
Westchnęłam, objęłam się ramionami i niepewnym krokiem ruszyłam za Irwinem. Nie miałam pojęcia, dlaczego mnie tu przyprowadził. To jego ‘chcę ci coś pokazać’ mnie zaciekawiło, jednak teraz nie byłam pewna, czy chciałam wiedzieć, czym jest to coś. Ashton zatrzymał się na samej krawędzi tarasu, patrząc przed siebie. Odłamki szkła chrzęszczały pod podeszwami moich trampek, gdy szłam w jego stronę. W końcu obok niego stanęłam, a wtedy dosłownie odebrało mi mowę.
Daleko przed nami rozciągało się Sydney. Z miejsca, w którym staliśmy, widzieliśmy ogromną panoramę miasta skąpanego w świetle zachodzącego słońca. Na środku było skupisko najwyższych wieżowców, później coraz niżej, niżej, aż w końcu zabudowania po lewej i prawej stronie zmieniały się w zwykłe, jednorodzinne domki ginące za drzewami. Niebo i pojedyncze chmury nabrały łagodnego, pomarańczowego odcienia. Czułam, że mam otwarte usta, jednak nic nie mogłam na to poradzić. Ten widok był po prostu piękny. Nie wiedziałam, że są w pobliżu miasta takie miejsca. Oczywiście ciągle znajdowaliśmy się w Sydney, jednak byliśmy bardzo oddaleni od tego, gdzie żyjemy na co dzień.
Wypuściłam ciche westchnięcie i rozmarzonym wzrokiem odwróciłam się do Ashtona, który przyglądał mi się z wyraźnym zadowoleniem.
- I widzisz? Musiałaś tak panikować? – zapytał się ze śmiechem.
CZYTASZ
30 days // a.irwin ✓
Fanfictionopowiadanie o dwójce ludzi, którym się wydaje, że się nienawidzą. © hazashton