TAK, W KOŃCU SIĘ NAD WAMI LITUJĘ, LOFKI.
✖ ✖ ✖
- Dzięki, że powiedziałaś mi w zeszłym tygodniu o tych urodzinach.
Maya uśmiechnęła się do mnie, a ja ponownie zwróciłem wzrok na Michaela ściskającego Brooke. Obok nich było obowiązkowo ognisko, które chwilę temu rozpalili Luke i Calum.
- I tak byś się dowiedział – wzruszyła ramionami, stukając długimi, granatowymi paznokciami w ładnie zapakowane pudełko w jej dłoniach.
- Ale przynajmniej miałem czas, żeby wymyślić jakiś prezent – odparłem. Sięgnąłem do kieszeni bluzy i zacisnąłem palce na małym pudełeczku.
Zastanawiało mnie to, jak zareaguje Brooklyn na ten prezent. Wyśmieje mnie? Stwierdzi, że to idiotyczne, a ja powinienem się leczyć? Zapyta, co ja sobie myślę, dając jej coś takiego, skoro między nami nic nie ma? Może jej się spodoba, a ja za bardzo panikuję?
- Co dla niej masz? – spytała z ciekawością blondynka, na co ja pokręciłem głową z uśmiechem.
- Na pewno sama ci później powie.
Maya wywróciła oczami.
- Nieważne. Moja kolej! – krzyknęła i z piskiem podeszła do Brooke. Przyciągnęła ją do siebie i oparła się policzkiem o jej czoło, ponieważ była parę centymetrów wyższa.
- Moja malutka Brooklyn Sparks – powiedziała głośno, na co szatynka wywróciła oczami i zaśmiała się, również przytulając blondynkę.
- Szybciej, chcemy w końcu wznieść toast! – zawołał zniecierpliwiony Michael, stawiając na piastu przed sobą butelkę jakiegoś alkoholu. Gdy zauważyłem Mayę siadającą obok Luke’a, zwróciłem się w stronę Brooke. Wyglądała pięknie w czarnych, obcisłych jeansach i czerwonej koszuli w kratę. Uśmiechnęliśmy się i w tym samym momencie ruszyliśmy do siebie.
- Hej – przywitała się cicho, stając przede mną z małym uśmiechem.
- Cześć – odpowiedziałem, wpatrując się w jej twarz pogrążoną w półmroku. – Nie mieliśmy dzisiaj jeszcze okazji, żeby porozmawiać – stwierdziłem z żalem, na co ona westchnęła.
- Wiem – mruknęła i zerknęła w stronę ogniska, po czym ponownie zwróciła się do mnie. – Wszyscy dzisiaj biegają wokół mnie, jakbym była kimś ważnym – wyznała ze skrępowanym uśmiechem i wzruszyła ramionami, nieprzyzwyczajona do takiej uwagi.
- To twój dzień, a ty jesteś dla nas ważna – powiedziałem pewnym głosem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Chodź tutaj – przyciągnąłem ją do siebie i uśmiechnąłem się, słysząc jej chichot. Brooke wtuliła się we mnie, a ja pochyliłem się do jej ucha. – Wszystkiego najlepszego, Brooke, powodzenia w kolejnych dziesięciu dniach ze mną – szepnąłem z rozbawieniem i odsunąłem się trochę, żeby pocałować ją w policzek.
Taki przynajmniej był mój plan: pocałować ją w policzek.
Kto mógł przewidzieć, że w tym samym momencie ona odwróci się w moją stronę, sprawiając, że moje usta dotknęły jej ust, zamiast policzka?
To był szok. I dla niej, i dla mnie. Żadne z nas się tego nie spodziewało, dlatego z szeroko otwartymi oczami odsunęliśmy się od siebie. Puściłem ją, cofając się o krok. Nie chodzi o to, że tego nie chciałem. Bo chciałem, cholera, kręciły mnie jej usta i chciałem tego. Jej usta są takie delikatne, niech to szlag. Odsunąłem się, żeby dać jej przestrzeń. Ze skrępowaniem podrapałem się po karku, przypominając sobie o pudełeczku głęboko w kieszeni bluzy. Sięgnąłem po nie i wyciągnąłem na prostej dłoni w jej stronę.
CZYTASZ
30 days // a.irwin ✓
Fanfictionopowiadanie o dwójce ludzi, którym się wydaje, że się nienawidzą. © hazashton