Rozdział XXXIII

1.1K 79 23
                                    

Przy dużym stole stali goście, zaproszeni na uroczysty obiad. Gdy zaczęłam iść w ich stronę oni ustawili się w kolejkę.
Jako pierwszy podszedł do mnie mój Mistrz wraz z pozostałymi Renami.

- Morio, gratulujemy ci przejścia Próby. Bardzo dobrze sobie poradziłaś.- Sauris nachylił się do mnie i szepnął- Jestem z ciebie dumny.

Uśmiechnęłam się. Były to chyba najlepsze słowa jakie mistrz może powiedzieć uczniowi.

- Za pomyślne przejście Próby, otrzymujesz w prezencie od Zakonu swój własny niszczyciel. Każdy Mistrz, a teraz również Mistrzyni ma swój statek.- kontynuował najstarszy Ren.

Podziękowałam grzecznie, jednak żadne słowa nie oddawały mojej wdzięczności i radości. Teraz stanął przede mną Generał Hux.

- Morio, ja również ci gratuluję. A oto twój prezent.- mężczyzna podał mi kartę.

- Co to jest?- spytałam zaskoczona.

- Przepustka do twojego hangaru, w którym stoi twój prom.- odpowiedział z lekkim uśmiechem Armi.

Niespodziewanie rzuciłam się mu na szyję, zaskakując tym innych jak i siebie. Gdy zorientowałam się, co zrobiłam, szybko puściłam Generała wypowiadając ciche "Przepraszam".
Hux lekko zaczerwienił się, jednak nic nie powiedział. Odszedł powoli, ustępując miejsca następnemu gościowi. Tym razem był to Kapitan Dick w towarzystwie jakiegoś szturmowca wysokiej rangi.

- Morio, jako Mistrzyni Zakonu musisz mieć swój własny oddział żołnierzy. Dlatego wybrałem najlepszych wojowników. Przedstawiam ci porucznika Evana, który dowodzi twoim oddziałem.

- Lady, to zaszczyt poznać cię i służyć ci.- szturmowiec skłonił się.

- Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie udana.-odpowiedziałam, po czym zwróciłam się do Dick'a- Bardzo dziękuję Kapitanie.

Mężczyźni skłonili się i odeszli.

- Liz.- rzuciłam się w ramiona dziewczyny. Była ubrana w przepisowy mundur, a włosy spięła w kok.

- Alis..., to znaczy Morio, zostałam wicekapitan.-oznajmiła.- Będę ci teraz służyć, tak jak obiecałam.- skłoniła się. Chciałam jej powiedzieć, że będzie moją przyjaciółką, ale nie w obecności Rycerzy. Postanowiłam później z nią porozmawiać.

Ostatnia w kolejce była Dayala.
- Pani, nie miałam nigdy wątpliwości, że zostaniesz Lady Ren. Naczelny Wódz znalazł kogoś na zastępstwo i mianował mnie twoją osobistą służącą. Wiem, że to nie jest prezent ode mnie, jednak...- dziewczyna umilkła, pod wpływem mojej Mocy.

- Tu nie chodzi o prezenty, tylko o wiernych i lojalnych przyjaciół. Bardzo się cieszę, że jesteś moją służącą. Wiem, że będziesz dobrze wykonywać swoją pracę.- tu przytuliłam dziewczynę.

Następnie wszyscy usiedli przy stole zastawionym jedzeniem. Na szczycie stołu usiadł Kylo. Ja siedziałam po jego prawej stronie, przez co Sauris musiał zająć miejsce Prathana. Ten ostatni nie był z tego zadowolny. Dalej siedzieli pozostali Rycerze. Następnie Generał, Kapitan, Liz, Evan i Dayala.

Służąca co chwilę wstawała, aby pokazać lokajom, gdzie mają stawiać potrawy. Na samym końcu do Sali weszło dwóch mężczyzn niosąc tort. Może i nie zdziwiłoby mnie to, gdyby nie fakt, że ciasto stanęło przede mną.

Piękny, dwupiętrowy tort z dwudziestoma siedmioma świeczkami.

Lekko szturchnęłam Kylo, siedzącego obok mnie i cicho zapytałam:
- Kto ma urodziny?

Nastała cisza jak makiem zasiał. Wódz zaczął się śmiać, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Z zakłopotania uratował mnie Prathan:
- Ty, Morio.

Star Wars: To Mój Wybór || Kylo RenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz