Rozdział LXI

688 36 10
                                    

– Ben, musimy porozmawiać.

– Rey, nie teraz, proszę – mężczyzna nie odrywał od okularów pliku kartek, na których skrzętnie zapisano treść najnowszych zamówień. – Widzisz przecież, że jestem zajęty...

– Ty zawsze jesteś zajęty – przerwała mu sucho. – I dlatego nie wiesz nawet, co robi twój syn. Widuje się z Aliss, rozmawia z nią, a tymczasem...

Ben Solo rzucił kartki na stół, a one rozpierzchły się na wszystkie strony jak przerażone gołębie. Kipiąc złością, posłał w stronę nowo przybyłej potok słów ostrych jak miecz świetlny:

– Jak śmiesz w ogóle tak mówić, ty głupia złomiarko! Wierzysz dziecku, które nawet nie rozumie, co się stało, a jego matka dawno nie żyje i to przez ciebie! Powinienem był dawno cię stąd wyrzucić, ale wiesz, dlaczego cię tu trzymam? Nie z litości – nie zasługujesz na nią – tylko ze względu na Anakina, bo on potrzebuje kogoś, kto zastąpi mu matkę! Nie rozmawia z nią! Nikt z nią nie może rozmawiać. Dotarło to do ciebie? A teraz wynocha!!!

Rey wytrzymała zarówno wyzwiska, oskarżenie o śmierć Aliss (o którą zresztą bardzo się obwiniała, chociaż działała wtedy pod wpływem Ciemnej Strony Mocy), jak i końcowe uderzenie pięścią w stół. Jeśli Ben nauczył się czegoś po śmierci żony, tą rzeczą na pewno nie była samokontrola. Rey znacząco przewyższała go pod tym względem.

– Po co te nerwy? – spytała spokojnie. – I tak masz ich dość w pracy. Wiesz, co powinieneś teraz zrobić? Porozmawiać z Aliss i z Anakinem. I to niezwłocznie – po tych słowach wyszła na zewnątrz, nie dając się dłużej wypraszać.

***

Po tej kłótni odzywali się do siebie praktycznie wcale aż do dnia, w którym zmusiły ich do tego okoliczności. Urodziny Anakina pomimo kolorowych girland, stosu prezentów i licznie przybyłych gości przebiegały w atmosferze tak ponurej jak samo Mexallar. Nikogo zresztą specjalnie to nie dziwiło – chłopiec miał przecież jeszcze tego dnia opuścić dom i wszystkich, których znał. Do takiej zmiany nikt nie zdołałby przygotować się w ciągu tygodnia.

Przygnębiona tą karykaturą przyjęcia i własnymi ponurymi myślami Rey nawet się ucieszyła, gdy Ben bez słowa skinął na nią głową i wskazał na drzwi. Prowadziły one na oszklony dziedziniec, gdzie w cieplarnianych warunkach uprawiano wszelkie rośliny niezbędne do produkcji leków. Z ulgą wstała od stołu i poszła tam za nim. Upajający zapach kwiatów zawsze uspokajał ją bardziej niż medytacja.

– Uznałem, że skoro od teraz głównie ty będziesz zajmować się moim synem, powinienem omówić z tobą kilka spraw – oznajmił sucho Ben. – Co, masz jeszcze jakieś obiekcje? – spytał, widząc zniechęconą minę dziewczyny.

Wzruszyła ramionami.

– Dobrze wiesz, jakie. Ale skoro nie mam na ciebie wpływu... Cóż, wszystko mi jedno. Ostatecznie to nie ja powinnam najbardziej żałować...

Ben zignorował ostatnią uwagę i przeszedł do konkretów. Mówił o wychowaniu chłopca, o tym, aby szczególną uwagę w jego edukacji poświęcać umiejętnościom dyplomatycznym, o tym, aby ubierał się stosownie do swojej pozycji społecznej, mył zęby pięć razy dziennie...

Rey słuchała bez większego skupienia, raz po raz potakując głową. Od dłuższej chwili coś innego przykuwało jej uwagę. Jakby... skupisko wyjątkowo silnej Mocy. Sięgnęła ostrożnie do umysłu Bena – zamknięty. To nie mógł być on... W pewnej chwili dostrzegła zdziwienie na jego twarzy i zrozumiała, że także to poczuł – on, który dawno temu zamknął się na Moc! Rozejrzał się niespokojnie i znieruchomiał.

Powiodła oczami w stronę, w którą patrzył. Pomiędzy pędami egzotycznych krzewów dostrzegła zarys ludzkiej sylwetki. Wyostrzyła wzrok. Rzeczywiście, ktoś tam stał. Ktoś, kogo dobrze znała – chociaż pewnie nie tak dobrze jak Ben.

– Aliss? – zawołała pytająco. – To ty?

Na dźwięk tego imienia Ben upadł. Nie stracił przytomności. Jego umysł po prostu na chwilę się wyłączył. Zjawa tymczasem podbiegła do niego i objęła go bez słowa. Duch nie mógłby tego zrobić. To nie był duch.

– Co... jak... – zdołał wyszeptać Ben, nim jego usta złączyły się z wargami Aliss.

– Wejdźmy do środka – odpowiedziała tamta i obie z Rey pomogły mu wstać. – Za chwilę wszystko wam wyjaśnię.


***

Po raz kolejny pomagała mi ShirRhai. Dzięki ♥

Star Wars: To Mój Wybór || Kylo RenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz