Rozdział 14

1.7K 93 2
                                    

Nim się obejrzałem, a dziewczyna dalej pakowała rzeczy. Po jej policzkach spływały łzy. Kręcąc głową, podszedłem do niej, wziąłem jej dłonie w swoje, odciągnąłem ją od toreb i mocno przytuliłem.Wpadła w jeszcze większy płacz. Staliśmy na środku pokoju. Kołysałem nami. Czekałem aż się wypłacze i będziemy mogli porozmawiać na spokojnie.   

 Trochę minęło, zanim się uspokoiła. Jednak kiedy już to nastąpiło, usiedliśmy na łóżku. Dziewczyna, dalej była przytulona do mojego boku. Pocałowałem ją w czoło. 

- Masz rację słońce - powiedziałem. 

Przydałby się jakiś urlop. Tylko ja i Clar. Może jakiś domek w górach. Dwa tygodnie wolnego. 

- Co ty na to, żebyśmy gdzieś pojechali? - spytałem.

- Nie ma takiej opcji - mruknęła.

- Dlaczego?

- Mamy małe dzieci. 

- To zostawimy je z kimś. Potrzebujesz odpoczynku.

- Może i tak, ale nie zostawię teraz dzieci. Są za małe. 

- A kto mówi, że musimy wyjeżdżać teraz? Po za tym nie wiemy ile potrwa stan alarmowy, ile będziemy musieli się ukrywać. 

- Nie jestem przekonana. Zobaczymy co będzie później - odsunęła się ode mnie. 

CLAR

Byłam zła na Max'a. Nie wiem jak można być tak zaaferowanym pracą, do tego stopnia, że zapomina się o własnej rodzinie. Wiem, że gang jest dla niego ważny, ale zdecydował się ustatkować i poświęcić nam trochę czasu. 

A teraz jeszcze ten wyjazd. Nie jestem gotowa zastawić 2-tygodniowych dzieci. Są za małe, a poza tym mój instynkt macierzyński, nie będzie mi pozwalał odpocząć, nie zamartwiając się co z maluchami.

Wstałam i wróciłam do pakowania naszych rzeczy. Moją uwagę przyciągnęło pokasływanie, dochodzące z kołyski. 

Szybko podeszłam do dzieci. Paul spał smacznie nie przejmując się niczym co dzieje się dookoła. Natomiast Leylę męczył coraz gorszy kaszel. Wzięłam ją na ręce. Myślałam, że się zakrztusiła, więc podniosłam ją i poklepałam po pleckach. Trochę pomogło, ale nie całkowicie. 

- Max, coś się dzieje z małą.

Mężczyzna zerknął nad moim ramieniem. 

- Dzisiaj mamy wizytę. Musimy o tym powiedzieć lekarzowi. 

Miał rację. Poklepałam jeszcze chwilkę plecki dziewczynki. Na szczęście kaszel przestał ją męczyć, więc mogłam odłożyć ją do kołyski i wrócić do pakowania rzeczy. 

Nim się obejrzałam, a byliśmy gotowi. Zostało tylko ubranie dzieci i zapięcie ich w nosidełkach. 

W pierwszej kolejności wzięłam Paul'a. Zawsze był spokojniejszy od siostry. Zdjęłam z niego ubranka, w których spał, zmieniłam pieluszkę na świeżą. Sięgnęłam jedną ręką po wcześnie przygotowane szare body z obrazkiem misia na brzuszku i dopasowany kolorystycznie pajacyk oraz czapeczkę. Sprawnie ubrałam chłopca, który zdążył się obudzić. Połaskotałam go w stópkę. Natychmiast podkurczył nóżkę, robiąc śmieszną minkę. Podałam Paul'a mężowi. 

Przyszła kolej na Leylę. Ostrożnie, żeby jej nie obudzić, włożyłam ręce pod jej plecki i uniosłam, przytrzymując główkę. Przytuliłam ją do siebie. Przed położeniem dziewczynki na przewijaku, pocałowałam ją w czubek główki. Stęknęła na ten gest. 

Gang - dziedzidztwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz