Special

871 58 3
                                    


Bardzo dziękuję WSZYSTKIM  misiokom za WSPARCIE mnie i mojej leniwej natury, za WSZYSTKIE powiadomienia o nowych gwiazdkach dla rozdziałów oraz CUDOWNYCH  FOLLOWERSACH  bez których ta książka już dawno by nie istaniała♥♥♥
_____________________________________

-Pobudka, wstać, koniom wody dać! - do mojego pokoju wparował blondyn śpiewając donośnie wraz ze swoją małą siostrzyczką.

-Jeszcze 5 minutek - obróciłam się na drugi bok mocniej opatulając kołdrą. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji - Przecież reszta mnie zabije! To ja mam Cię obudzić! - usiadłam szybko, jak poparzona.

-Poprawka...Miałaś mnie obudzić jakąś godzinę temu. Więc dzisiaj się rolę zamieniły - wytłumaczył spokojnie.

-Ale...

-Viiis! Dzisiaj idziemy do ogrodu, pamiętasz? - wskoczyła na moje łóżko Michelle.

-Tak, tak pamiętam. Ale wracając to ja powi....

-Jeden warunek! - uniósł palec wskazujący ku górze - Zrobisz dla mnie jedną, malutką, tyci tyci sprawunie, a ja o tym zapomnę. Wtedy i ty będziesz miała czysto na sumieniu, to jak? - podniósł prawy kącik ust.

- po chwili przemyśleń - Zgoda, gdzie haczyk?

-Nie ma go, poprostu gdy wrócisz z ogrodu udaj się prosto do stajni. Będę tam czekał.

-Nie chce znowu sprzątać - pomyślałam zrezygnowana - Dobrze - westchnęłam.

-A więc ustalone! Michelle chodź, niech się ubierze w spokoju....A i jeszcze jedno. Nie radzę zakładać sukienki - puścił mi oczko.

Nie mam zielonego pojęcia o co mu może chodzić. Mam tylko nadzieję, że obejdzie się bez zbędnej roboty. Czas jaki spędziłam z Michelle był jednym z przyjemniejszych ,,prac" w moim zakresie. Mała zawsze uśmiechnięta, a mi strasznie szybko zlatywał dzień. Gdy grałyśmy w berka, dziewczynka przewróciła się i zdarła kolano. Biorąc ją na ręcę, ocierałam z jej drobnej buzi słone łzy. Rana owinięta dwa razy cienkim bandażem, a na to białe rajstopki, aby nie było tak mocno widoczne.

-Chyba na dzisiaj koniec biegania - założyłam ręcę na biodra.

-Cooo? Ale...- próbowała dyskutować.

-Nie ma ALE, za drugim razem nie będzie tylko zdartej skóry, rozumiesz? - powiedziałam spokojnym głosem.

Mała pokiwała główką, a ja położyłam koło niej ulubionego misia.

-To teraz chwilkę sobie tutaj poleżysz, a ja skoczę zrobić pranie, dobrze?

-Dobrze.

Idąc korytarzem zamyśliłam się. Ciekawe co robi reszta? Pomyślałam.

-Właśnie...reszta! Aleks! Stajnia! Co?! - szybkim tempem udałam się w tym kierunku. Gdy byłam na miejscu rozejrzałam się dookoła. Nie ma go?

Weszłam do środka, o dziwo było czysto. Czyli sprzątanie mnie nie czeka? O nie....Nie mówcie mi, że to jego koleny żart! Wybiegając ze środka przy wyjściu leżała karteczka.

-Wiedziałam - mruknęłam pod nosem. Podniosłam kawałek papieru.

,,Kto pyta nie błądzi"

-Serio? I co teraz? Kto pyta nie błądzi tak? - obeszłam stajnie, a na jej tyle znalazłam ogrodnika - Przepraszam! - pomachałam do starszego mężczyzny.

-O, panienka Viss. W czym mogę służyć? - spojrzał na mnie czułym wzrokiem.

-Nie widział może Pan księcia? Muszę mu coś ważnego przekazać - Nie skłamałam. Miałam mu WIELE ważnych rzeczy do powiedzenia.

-Aaa, tak. Wspominał coś o miejscu, w którym niebo pływa pod stopami. Niestety nie mam pojęcia gdzie to jest.

-No dobrze, dziękuję - ukłoniłam się na odchodne.

Przecież to nie ma żadnej logiki. Jak niebo może pływać...i to pod nami samymi!? To się sensu nie trzyma! Co za dureń! Tylko on może na takie rzeczy wpaść. Ja się poddaje, nigdzie nie ide. Miał czekać na mnie przy stajni. Ruszyłam w las. Musiałam ochłonąć, mam dość. Zbliżał się wieczór, a zza drzew było widać zachód słońca. Mój spacer, nie dość długi dobiegł końca, ponieważ przede mną znajdowało się małe, ale zarazem urodziwe jeziorko. Woda tak niebywale czysta, a dookoła melodia chóru ptasich ćwierków.

Powlnym krokiem weszłam na drewniany pomost, siadając później na jego końcu. Ciepły wiatr opatulił moje śniade policzki. Przymknęłam oczy.

-Idealnie - powiedziałam do samej siebie rozkoszując się błogą ciszą.

-Prawda? - usłyszałam męski głos za sobą. Nie był to nikt inny, niż sam jegomość.

-A nie, jednak to koszmar - zakpiłam.

-A miało być tak pięknie - odparł, a słońce zniknęło za górami.

-Było czekać w wyznaczonym miejscu.

-I czekałem....dokładnie tutaj, koło tamtego drzewa - wskazał palcem.

-Bardzo zabawne, miałeś być koło stajni, więc mnie nawet nie denerwuj - zmarszczyłam brwi - Poza tym czy to miejsce wygląda ci na pływające niebo?! Amebe ze mnie robisz?!

- westchnął, po czym wstał - Podaj mi rękę - zrobiłam jak powiedział i pomógł mi się podnieść - A teraz - zakrył mi oczy - Spójrz w dół - gdy to zrobiłam momentalnie zabrał ręce, a na mojej twarzy zagościł....podziw.

Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego racjonalnego słowa. Widok był przepiękny, a co najlepsze....ON miał rację. Woda nieskazitelnie czysta była idealnym zwierciadłem dla gwieździstego nieba.

-Chyba należą mi się czyjeś przeprosiny - powiedział szeptem do mojego ucha oplatając ręcę wookół talii

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Chyba należą mi się czyjeś przeprosiny - powiedział szeptem do mojego ucha oplatając ręcę wookół talii.

-Wybacz - powiedziałam od niechcenia.

-No...nie takich przeprosin się spodziewałem - obrócił mnie do siebie przodem.

-Nie będę sprzątała twojego pokoju - burknęłam.

-Miałem na myśli coś przyjemniejszego. Dla nas obydwu - jedną ręką przyciągnął mnie delikatnie, a drugą ujął twarz. Powoli zniżał się do moich ust, a ja wiedząc co nastąpi zamknęłam oczy i dałam ulec pokusie. 

Tak jak myślałam, była słodka.

_________________________________________________________

Koniec rozdziału. Proszę dać znać w komentarzach, czy się spodobała.♥

You'll be Mine ✔Ukończone ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz