- Nie będziesz zła jeśli przyjdzie do mnie na chwilkę kolega? - zapytałem, leżąc na kanapie obok niej.
- Dlaczego miałabym być zła? - zapytała, przekręcając się w moją stronę. - Mam iść na górę czy?
- Nie musisz, wpada tylko po aparat, który chce ode mnie pożyczyć. - wyjaśniłem. - Ale wiesz jak to może być, dlatego uprzedzam. A teraz... mamy jeszcze chwilkę abyś coś zjadła. - powiedziałem, wstając.
- Justin, jadłam niecałą godzinę temu. - mruknęła i przyczepiła się do mnie na nowo. - Możemy się poprzytulać, ale ja nie chcę już jeść.
- Kuszące ale chociaż trochę. - sięgnąłem po talerz już pewnie zimnej pizzy i podałem Love kawałek. - Teraz możemy się poprzytulać, skoro tak bardzo tego chcesz. - przyciągnąłem ją do siebie, sam sięgając po kawałek. Uroczo się zarumieniła i wtuliła się w mój bok bardziej. - Nie musisz się mnie wstydzić. - powiedziałem i cmoknąłem ją w czoło.
- Oj no wiem. - powiedziała cicho, kończąc swój kawałek. - Czemu byłeś taki nerwowy jak byłam na tym spacerze z Mią?
- Masz słabe wyniki. - westchnąłem. - Mdlejesz co chwilę. Martwię się. - powiedziałem.
- Jak o mnie myślisz? - zapytała prawie szeptem. Miałem wrażenie, że boi się tego pytania. - Znaczy wiesz, całowaliśmy się i po prostu chcę wiedzieć jak to widzisz, to dla mnie... um ważne. - dokończyła.
- Jesteś ważna, bardzo ważna. - powiedziałem. - Jesteś śliczna, podobasz mi się. Jesteś krucha i delikatna i zależy mi na tobie. - uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią. - Traktuję cię poważnie, ale nie chcę cię skrzywdzić. Nie całowałbym się z tobą, ot tak, dla zabawy Love. - spojrzałem jej w oczy i przyciągnąłem ją na swoje kolana. Dalej była speszona, a jej głowa była opuszczona, tak, że jej włosy przysłaniały jej buzię. - Spojrzysz na mnie? - zapytałem głaszcząc jej talię i plecy. Podniosła na mnie wzrok tak, że mogłem zobaczyć jej czerwone oczy, które powstrzymywały łzy. - Co się dzieje? Hej, kochanie... - przytuliłem ją do siebie, dalej gładząc jej koszulkę.
- Nie wiem. Jestem szczęśliwa. - pociągnęła nosem i lekko się zaśmiała.
- Nie płacz. - zaśmiałem się z nią. Cmoknąłem jej nos a potem usta, a kiedy z powrotem na mnie spojrzała pocałowałem ją jeszcze raz, głębiej i trochę agresywniej, przenosząc nas do pierwotnej pozycji. Moje dłonie cały czas trzymały się jej talii, natomiast jej ściskały moją koszulkę. Przestałem na chwilę by sprawdzić czy nadal jest w porządku. Upewnił mnie w tym malutki uśmiech i róż na jej policzkach i nosie.
Po chwili przytulania się w tej pozycji, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, więc posadziłem Love na kanapie obdarzając ją jeszcze setką pocałunków i poszedłem otworzyć drzwi Marcusowi.
- Marcus! - uśmiechnąłem się na widok znajomego. - Co słychać w wielkim świecie? - zapytałem, zapraszając go do salonu. - Przedstawię ci kogoś, wchodź.
- Dawno się nie widzieliśmy, dużo nowych spraw. - powiedział, podążając za mną. Nie miałem zielonego pojęcia co się działo, Love oddychała szybko, a z jej oczu lał się potok łez. Spojrzałem na Marcusa i on także nie wykazywał chęci poznania się z Love. - Masz dużo do zrobienia. Daj ten aparat a ja już pójdę. - powiedział, kiedy ja siadłem przy dziewczynie i chciałem nawiązać z nią kontakt, tyle, że nie potrafiłem.
- Leży na blacie. - powiedziałem, chwytając buzię Love w swoje dłonie. - Kochanie, powiedz co się stało. - zapytałem i usłyszałem trzask drzwi frontowych. - Oddychaj, proszę Love, oddychaj.
- Justin, ja... - znów wybuchnęła płaczem, mocno chwytając się moich ramion. - Widziałam go w willi. - zaniosła się, wpełzając na moje kolana. - On, on próbował... - zapłakała gorzko.
- Oddychaj. - gładziłem jej plecy, tak, żeby się uspokoiła. Miałem ochotę zabić Marcusa, wiedziałem, że jak tylko pomogę Love z uspokojeniem się, nie będzie miał życia. - Zamkną go, obiecuje. - przytuliłem ją jeszcze mocniej do siebie, mając cholerną nadzieję, że moja dziewczynka nie straci kolejny raz przytomności. - Trzymaj się mnie, idziemy do kuchni... musisz wziąć leki kochanie, shhh. Jesteś bezpieczna, jesteś już bezpieczna. - zapewniałem ją cały czas i trzymając ją na rękach, wszedłem do kuchni i podałem jej leki na uspokojenie i wodę. - Jestem tutaj... - dalej nie umiała unormować oddechu, więc zaniosłem ją do sypialni i dalej nie puszczając z ramion kazałem oddychać głęboko. - Wdech... i wydech, kochanie. I jeszcze raz, spokojnie... wdech... i wydech. - demonstrowałem do czasu, aż jej oddech się nie unormował. - Nie myśl o tym, damy sobie ze wszystkim radę, obiecuję. - cmoknąłem ją w czoło i widziałem, że przez tabletkę zasypia. Kiedy upewniłem się, że zasnęła, chwyciłem telefon i wybrałem numer Scootera.
- What's up Bieber? Jak Love? - zapytał wesoło w słuchawkę.
- Radzę ci natychmiast wydać nakaz aresztowania Marcusa. - warknąłem do słuchawki. - Love rozpoznała w nim niedoszłego gwałciciela. - powiedziałem. - Dostała ataku paniki, przestała oddychać, zasnęła dopiero po podwójnej dawce środków uspokajających.
- Wydałem nakaz. - poinformował mnie krótko. - Justin, uważaj na nią teraz. Za trzy dni jest rozprawa, niech bierze te leki do dnia rozprawy. Nie chcemy, żeby się nam rozleciała. - powiedział spokojnie. - Załatwię osobny pokój i osobne wejście do sądu.
- Dzięki Scooter. - poczułem jak mój głos się załamuje. - Pierdolone sześć lat zwodził mnie za nos, a doskonale wiedział gdzie ją znaleźć. Trzymał się z tymi kutasami i odwodził mnie od miejsca gdzie była przetrzymywana. Zajebie gnoja, chcę zostać powiadomiony kiedy zostanie zatrzymany.
- Jasne Justin. Wszystkie jednostki zablokowały wyjazd z miasta. Trzymaj się i pilnuj Love.
Love leżała na mnie i teraz oddychała spokojnie, musiałem ją jednak obudzić, by pomóc się jej przebrać z jeansów. Może jednak jej nie budzić? - zapytałem sam siebie.
Zamknąłem oczy i odpiąłem jej pasek, a potem rozporek. Zrobiłem to szybko i wsunąłem na jej pupę moje koszykarskie spodenki. Znowu poczułem, że zaczyna płakać. Nie chciałem jej na to pozwolić, więc ponownie wciągnąłem ją na siebie i cały czas gładziłem jej ciało. - Shh. - szeptałem do jej ucha. - Matko boska, chciałbym, żebyś nie pamiętała tego wszystkiego.
CZYTASZ
IMPRISONED LOVE || Justin Bieber
RomansaByłam przyzwyczajona do chłodu jaki owiewa moje ciało cały czas. Już dawno przestałam snuć nadzieje i plany, że kiedykolwiek stąd wyjdę. Trudno jest cokolwiek sobie wyobrażać kiedy od szóstego roku życia żyje się praktycznie w klatce, do której ktoś...