Przepraszam, że długo nic się nie pojawiało. Obiecuję poprawę! A teraz nie przedłużając. Życzę miłego czytania i mam nadzieję, że wam się spodoba. ;)
~Clary~
Leżałam skulona w celi na garści słomy. Czułam się coraz gorzej. Bolało mnie dosłownie wszystko.
-Nadszedł twój czas. -Z ledwością odwróciłam głowę. Moje spojrzenie napotkało wzrok starszego mężczyzny, który znajdował się w celi obok.
-Nie rozumiem -Powiedziałam
-Zostało ci niewiele czasu
-Czy ja umrę?
-Nie. Staniesz się aniołem w świecie podziemnych.
-Jak to. Ja... Nie rozumiem
-Twoja anielska krew wygrywa
-Boli... tak... strasznie... boli... -wydusiłam przez zęby. Ból był nie do zniesienia. Magik tłumaczył mi coś jeszcze, ale jego słowa już do mnie nie docierały. Obraz również się zamazywał. Ból był ogłuszający i oślepiający. Czułam, jakby moje cialo było, rozrywane na kawałeczki. Skóra paliła żywym ogniem... Nie byłam świadoma tego, co dzieje się z moim ciałem.... Kiedy nagle... wszystko ustało, aby powrócić ze zdwojona siłą. Słyszałam dźwięki rozrywającej się skóry i łamiących się kości. To było gorsze niż wszystkie tortury, jakie zafundowała mi matka. Cierpienie było nie do wytrzymania. Pojawiła się ciemność. Zemdlałam.
Ocknęłam się. Wokół mnie unosił się kojący szelest. Przypominał on szelest ptasich piór w locie. Był to dźwięk miękki, łagodny, kojący i niespotykanie piękny.
-Obudź się Clarisso. -Otworzyłam oczy i spojrzałam na właściciela głosu.
-Co się stało? -Zapytałam czarownika z celi obok.
-Stałaś się aniołem...
-Jak to?! -Przerwałam mężczyźnie. Spojrzałam na siebie i jakże wielkim zaskoczeniem dla mnie było, gdy ujrzałam wyrastające z moich pleców skrzydła?! -Skąd one się wzięły?
-Wyrosły ci Clarisso. Zostałaś uznana za godną noszenia ich na ziemi. Twoja moc również urosła.
-Ale jak?! -niemal krzyczałam z podekscytowania
-Dzięki twoim rodzicom w twoich żyłach płynie więcej anielskiej krwi niż w żyłach innych nocnych łowców. To tyczy się również Jace Herondale'a. On także w krótce zostanie obdarowany skrzydłami.
-A nasza córka? -Zapytałam z niepokojem.
-Jessy ma już skrzydła. Tylko ukażą się, kiedy uzyska odpowiedni wiek.
-Skąd o nas tyle wiesz? Kim jesteś?
-Nazywam się Ragnor Fell. Jak już pewnie zauważyłaś, jestem czarownikiem. Wiem wiele rzeczy, o których wiedzą tylko wielkie demony i anioły.
Naszą rozmowę przerwały odgłosy walki, dochodzące z góry.
-Przyszli po nas. -Powiedziałam. -Ragnorze jak mam je schować? -wskazałam na skrzydła
-Po co je chować skoro mogą ci się przydać. Jeżeli już nie będą ci potrzebne, będziesz wiedziała, co masz zrobić.
~Jace~
Walka trwała. Magnus przekazał Simona, Rafaelowi, który miał pomóc mu się ''urodzić'' na nowo.
Valentine walczył z bratem, Izzy z całym wytatuowanym i wykolczykowanym, młodym czarownikiem, Alec z wilkołakiem, a Jonathan z matką, moim zadaniem zaś było znalezienie Clary.
-Magnusie! Chodźmy. Znajdziemy ją i wrócimy tu.
Wyjąłem z kieszeni bransoletkę rudowłosej i stworzyłem run tropiący. Magnus przyglądał mi się z uwagą.
-Wiesz, że mogłem zrobić to szybciej?
-Chodź, nie marudź. -powiedziałem zirytowany.
Schodziliśmy coraz niżej. Każde następne piętro wyglądało gorzej od poprzedniego. Zeszliśmy na kolejny poziom z rzędem cel po obu stronach. Szliśmy, wzdłuż cel i te, w których, ktoś był zamknięty, otwieraliśmy.
-Clary?! -Zawołałem zaskoczony i szczęśliwy zarazem widokiem skrzydlatej dziewczyny.
-Ragnorze? To ty? - Odezwał się zaskoczony i ucieszony Magnus.
-Witaj przyjacielu. -Odezwał się mężczyzna.
Otworzyliśmy cele, a Clary z Ragnorem wyszli. Rudowłosa od razu rzuciła mi się w objęcia.
-Tęskniłam. -wyszeptała mi do ucha.
-Ja też kochanie. -odpowiedziałem.
Z trudem oderwaliśmy się od siebie i wróciliśmy do rzeczywistości, w której musieliśmy iść pomóc naszym bliskim, z naszym wspólnym przeciwnikiem. Nie bałem się. Czułem, że jeżeli Clary jest blisko, nic złego nie może się stać. Wiem, że to złudne uczucie, ale patrząc na Clary, wydaje mi się, że myśli o tym samym.
Byliśmy coraz bliżej celu.
-Jest za cicho. -Powiedziała Clary -Coś musiało się stać.
-Niekoniecznie córeczko. -Wszyscy odwróciliśmy się w stronę znajomego nam, ociekającego jadem głosu Jocelyn. Czarnowłosa kobieta stała na końcu korytarza i przyglądała się nam.
-Nie masz prawa tak do mnie mówić. -Warknęła Clary. Jej mięśnie były napięte, a ona sama stała w pozycji bojowej.
-Ładne skrzydła. Wiedziałam, że masz wielką moc. Twój chłoptaś też z resztą. Wiecie, że stoicie po złej stronie?
-Każda strona jest lepsza od twojej. -odezwałem się.
-Spokojnie już niedługo zrozumiecie, że Clave chce doprowadzić do upadku Nefilim, a wtedy przejdziecie na moją stronę.
-Nigdy! Nigdy nie staniemy po twojej stronie! -krzyknęła moja ukochana, po czym ruszyła na Jocelyn.
-To jeszcze się okaże. -powiedziała kobieta -Do zobaczenia wkrótce. -Rzekła i rozpłynęła się w powietrzu...

CZYTASZ
Dary Aniola - Historia inna niż wszystkie
FanfictionDary Anioła - Sarkazm jest ostatnią deską ratunku dla osób o upośledzonej wyobraźni...