W środku było ciemno. W powietrzu unosił się dziwny, metaliczny zapach, który trochę mnie niepokoił.
- Halo? Jest tu ktoś? - zawołałem, rozglądając się po dużej przestrzeni.
Jednak odpowiedział mi tylko szum wiatru na zewnątrz. Dopiero, kiedy spojrzałem w dół, moje serce stanęło.
Cała podłoga była we krwi. To stąd ten zapach.
Nie chciałem wiedzieć, co tam się stało, jedyne co się dla mnie liczyło, to jak najszybsze schowanie się pod kołdrę i zamknięcie oczu.
Tyle krwi... Jak wielka masakra musiała się tam odbyć? Kto to zrobił? Czy ktoś w ogóle o tym wie?
Tydzień później w końcu mogłem wrócić do szkoły.
Szczerze mówiąc, nie mogłem się doczekać powrotu. Chciałem zobaczyć Luke'a, zjeść obiad na stołówce z Calum'em i sprawdzić, jak ludzie zareagowali na przyjaźń z osobami tak "niebezpiecznymi" jak Irwin i Hemmings.
Rano stojąc przed lustrem, zauważyłem, że na plecach mam już zaczątki skrzydeł. Na razie nie wyglądało to zbyt dobrze i musiałem ubrać workowatą bluzę, aby nie było ich widać, ale czułem, że pewnego dnia będą przepiękne.
Jeśli uda mi się jakoś ukryć je przed rodzicami.
Albo ukryć się przed rodzicami...
Chociażby na czas, kiedy rosną.
Siedzieliśmy właśnie na zapełnionej po brzegi stołówce i śmialiśmy się z czegoś, co powiedział Ashton. Luke'a nigdzie nie wiedziałem, może miał zajęcia.
- Powiem wam coś. - zacząłem, wiedząc, że nie odzywałem się zbyt dużo wcześniej. - Byłem w Przeklętym Lesie.
- Nie... O mój boże! Jak mogłeś?! Ciesz się, że jeszcze żyjesz! Mike co cię napadło?!
- Cicho, jeszcze nie skończyłem. Otóż znalazłem taką... No nazwijmy to stodołą.
- Nie mów, że...
- Wszedłem tam. - przerwałem brunetowi śmiejąc się z ich przerażonych min - I było pusto. A cała podłoga była we krwi. Wyobrażacie to sobie? Ash ślinisz się, to nieodpowiednie do okazji. - zachichotałem, a ten szybko przetarł buzię i ją zamknął.
- Wiesz chyba wiem, o jakim miejscu mówisz. - Usłyszałem głos Luke'a, który nagle pojawił się na siedzeniu, na przeciwko mnie, znikąd. Zapomniałem, że tak potrafi, szczerze mówiąc. Co bardziej zaskakujące, jego oczy były czarno-różowe. Świeżo po wypiciu krwi.
- To miejsce było nazywane rzeźnią. Speluna dla najgorszego sortu wampirów, które zaciągały tam swoje ofiary i mordowały je w szczególnie okrutny sposób. Nawet nie żeby się pożywić, po prostu dla zabawy. Aż do pewnego dnia, Kiedy wszystkie jednocześnie umarły. Tego dnia widać było dziwną mgłę wypływającą spomiędzy drzew. Kolejny dowód, aby uznać las za przeklęty.
Chyba na ten moment wszyscy mieliśmy gęsią skórkę i uczucie niepokoju w umyśle.
Dzwonek rozbrzmiał na korytarzu. Ashton poszedł odprowadzić Calum'a do klasy, a my zostaliśmy sam na sam na stołówce. Ja miałem okienko, a Luke chyba nigdzie się nie wybierał Dopóki nie wyparował w powietrzu i nagle pojawił się, siedząc na stole, centymetry od mojej twarzy.
- Przepraszam za moje ostatnie zachowanie Mikey. Nie chciałem cię zranić. Po prostu... Byłeś świeżo po przemianie, twoja krew... Oh Mike twoja krew. Jej zapach jest trzy razy bardziej intensywny, piękny, uwodzący... W końcu to nie byle jaka krew, to anielska krew. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Musiałem stamtąd uciec, bo zrobiłbym coś, czego żałowałbym później.
Na tą chwilę, moje policzki pokryte był rumieńcami, a myśli jakby utopione w wodzie pełnej bąbelków i piany.
To było tak miłe do usłyszenia... Dość dziwny, ale jednak komplement.
- Chciałbyś może przyjść do mnie, pograć na konsoli? - spytałem nieśmiało.
Czemu właściwie to zaproponowałem?! Oczywiście, że powie-
- Jasne! Znaczy... Jeśli to nie będzie problem... Bardzo chętnie. - uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje białe kły.
- W takim razie jesteśmy umówieni. - wstałem, przypadkiem delikatnie ocierając moim nosem o jego. Zarówno blondyn, jak i ja spłonęliśmy rumieńcem, po czym niezręcznie rzuciliśmy do siebie "do zobaczenia" i rozeszliśmy się w swoje strony. On na lekcje, ja pod salę, w której miałem mieć zajęcia.
Czy właśnie miałem tak zwany "moment" z Luke'iem Hemmings'em?
Na lekcjach nie mogłem się skupić. Moje myśli zajmowały dwie kwestie.
Luke w moim pokoju oraz to, jak bardzo bolą i swędzą mnie plecy. Niemalże czułem, jak moje kości zmieniają kształt i rozrastają się. Nie było to przyjemne, ale wizja tych pięknych, białych skrzydeł pomagała.
Nawet postanowiłem sobie, że będę tak ciężko trenował, aż nie wzmocnię ich na tyle, aby móc nauczyć się naprawdę latać.
Po paru godzinach lekcje się skończyły i przed wejściem do gmachu szkoły, czekał na mnie blond włosy nosferatu z delikatnym uśmiechem na ustach. Uczniowie okrążali go, jakby wytwarzał wokół siebie pole siłowe, którego nie mogli przeniknąć. Nie zważając na innych podszedłem do niego i bez słowa ruszyliśmy w stronę mojego domu. Nie wiem, czy Luke podzielał moje odczucia, ale byłem szczęśliwy w jego obecności. Jakbym został okryty przez niego dodatkowym płaszczem bezpieczeństwa.
heyyyy
jak wam mija dzień? ja dzisiaj idę z koleżanką na Tomb Rider'a :-3
Miłego dnia i nocy wszystkim!
CZYTASZ
Anielski Błękit / Muke
FanfictionTen pierwszy, jest przedstawicielem jednego z najniebezpieczeniejszych gatunków. Ten drugi, okazuje się być kimś innym niż dotychczas. Ich drogi krzyżują się w dość zwyczajnych okolicznościach, jednak to, co następuje później, zdecydowanie do zwyc...