--Luke--
Więc Ash zaciągnął go do mojego domu, gdzie wciąż mieliśmy czas przed przyjazdem rodziców. Mike sam w jakiś sposób wturlał się do wanny, co zdecydowanie ułatwiło nam zadanie.
- Jesteś cały w szkle, coś ty narobił? - westchnął wampir, na którego krew Clifford'a nie działała, bo Mikey nie był człowiekiem.
Na ten moment ja ledwo utrzymywałem się przy przytomności w salonie, a anioł spokojnie spał w niewygodnej wannie. Jego krew płynęła tak wolno i spokojnie...
Krew, KRew, KREW!
Wbiłem paznokcie w moje uda i zmusiłem się do nie ruszania się z kanapy.
Poczułem, że zapach stał się bardziej intensywny, kiedy Ashton zaczął wyciągać szkło, które utknęło pod zrośniętą już skórą.
Może jednak to dobrze, że Mike nie kontaktował.
Robiło się już późno, ale loczek nie chciał zostawić mnie samego z śpiącym aniołem. Dopiero kiedy udowodniłem mu, że mimo okropnego cierpienia, potrafię stać ledwie metr od niego przez minutę, zgodził się iść do domu.
Wiedziałem, że nie będzie spać, a jedynie szukać wiadomości o tej szalonej organizacji, która porwała Calum'a. W pewnym momencie do domu wróciła zarówno mama, jak i Ben z uśmiechami na twarzy. Jednak, kiedy zauważyli moją minę oraz fakt, że leżę zawinięty w kołdrę na kanapie, zaczęli się martwić.
- Co się dzieje kochanie? Gdzie Mikey? Nic ci nie jest? - Liz zasypała mnie gradem pytań.
- Michael bardzo źle się czuł i upił się z tego powodu, przy czym w jakiś sposób cały się poranił. Ash mi pomógł, jednak Mike zasnął w wannie, ja go nie mogę przenieść, bo jest poraniony, a salon to najbardziej oddalone od łazienki miejsce w domu. Więc śpię dzisiaj tutaj. I jeśli pozwolisz mamo, chciałbym jutro zamiast iść do szkoły, upewnić się, że z Michael'em wszystko okey.
- W takiej sytuacji chyba nie mamy innego wyjścia. Ale idź już spać, Ben ty też. Mam nadzieję, że dobrze zaopiekujesz się Mike'em Luke! Ten chłopiec jest naprawdę cudownym stworzeniem.
- Jest... - westchnąłem rozmarzony.
W nocy nie mogłem spać. Cały czas myślałem o czerwonowłosym chłopaku. Rano obudzi się z bólem głowy, czy działają na niego tabletki? Czy wytrzymam, kiedy wejdę do łazienki?
I rzeczywiście, rano kiedy tylko się obudziłem, pobiegłem do Clifford'a aby zastać go pochylonego nad toaletą.
Bardzo niepewnie wszedłem do małego pomieszczenia i położyłem dłoń na jego karku, aby przekazać mu, że tu jestem.
Kiedy zielonooki skończył wymiotować, spłukał wodę, po czym przesunął się na podłodze tak, że opierał się teraz o wannę. Był wyczerpany.
Podałem mu małą butelkę z wodą i jedynie patrzyłem, jak łapczywie pił.
- Spokojnie, bo się zaksztusisz. - szepnąłem i musiałem wstać, aby odsunąć się na korytarz. Zasłoniłem nos oraz usta, po czym spróbowałem skupić się na myślach, które nie zawierają w sobie krwi. Niestety nie było takich zbyt wiele.
- Wciąż jestem pijany. - Westchnął słabo - Jeśli się napijesz, też się upijesz.
- Nie mogę być choć trochę pijany, stracę kontrolę nad swoimi myślami, co spowoduje, że cię zaatakuję.
Nasza konwersacja była cicha i pusta. Przerywana wymiotami, lub zaciskaniem powiek w próbach koncentracji i opanowania się.
- A ja nie chcę być pijany. Więc... Um... - Mike podrapał się po karku okazując niezręczność. - Albo wypijesz tyle ile dasz radę mojej krwi, a resztę spuścisz, albo sam się jej pozbędę. Tylko będziesz musiał się oddalić.
- Chwila, co ty chcesz zrobić?!
- U niektórych gatunków to tak działa, że cały alkohol gromadzi się we krwi. Wystarczy, że spuszczę krew z alkoholem, a moje ciało w miejsce tamtej, stworzy nową, czystą krew. W sumie jak tego nie zrobię, to wytrzeźwieje w pełni tak może za tydzień.
Szok to zdecydowanie zbyt słabe słowo żeby opisać stan, w którym byłem w tamtym momencie.
Michael miał zamiar się wykrwawić w mojej łazience. Żeby tylko! On prosił mnie, abym spuścił z niego całą krew! To było dla mnie za dużo.
- Chodź do mojego pokoju. - wydusiłem. Nie mogłem pozwolić, aby ktoś z rodziny znalazł plamy krwi anioła. Do mnie rzadko ktokolwiek w ogóle wchodził.
Pomogłem pijanemu nastolatkowi wstać, po czym zaciskając szczękę, zaprowadziłem go do innego pomieszczenia. Nasza dwójka była naprawdę dziwną parą.
Znaczy nie taką parą.
- Tu, siadaj. Zaczekaj. - Poleciłem mu i podszedłem do szuflady. Wyciągnąłem z niej szpitalne woreczki na krew, a razem z nimi rurkę i welflon. Do tego sięgnąłem z półki jeszcze gazę i wodę utlenioną.
- Czemu to wszystko masz? Co będziemy z tym robić? - pytał zaciekawiony.
Usiadłem przy nim i chciałem podwinąć jego rękaw, jednak ten odsunął ode mnie swoją rękę.
- Uh, mam to wszystko z apteki. Jeśli musisz spuścić całą krew żeby wytrzeźwieć, to w ten sposób będzie to mniej boleć i nie zrobi bałaganu. - płynnie uniknąłem odpowiedzi na pytanie czemu.
Odkręciłem buteleczkę wody utlenionej, a ten wskazał na swoją szyję.
- Wbij w tętnicę, będzie o wiele szybciej. - powiedział, a ja syknąłem cicho z bólu, kiedy przez całe moje ciało przepłynęła fala jego przyśpieszonego tętna.
- Ty chcesz mnie zabić. - Wymamrotałem pod nosem i poszedłem do kuchni po lód. Szybko wróciłem, a Mike przyłożył kostki do gardła.
- Wiesz, ze nie musiałeś prawda? Wytrzymałbym sekundę bólu.
- Michael. - posłałem mu ostre spojrzenie. - Sekunda twojego bólu, to sekunda za dużo.
Na jego policzkach wykwitły rumieńce, ale nic nie powiedział.
Odkaziłem miejsce na jego szyi.
- Zrobię to i zniknę jasne? Wrócę do ciebie, gdy tylko poczuję, że skończyłeś. Wiesz jak zmieniać woreczki tak? Tu odkręcasz i wtedy-
- Uspokój się Luke. - przerwał mi. - Po prostu to zrób.
- Okey, już. Robię.
Wyciągnąłem welflon z oryginalnego opakowania, podłączyłem do niego rurkę oraz woreczek i położyłem drżącą dłoń na jego karku. Szybkim, mocnym ruchem wbiłem igłę prosto w tętnicę, przykleiłem do skóry i stałem się niewidzialny, zanim zdążył zobaczyć czyste szaleństwo w moich oczach.
Hey
Jak tam u was? Co myślicie o pijanym Michaelu?
Ten tydzień jest szalony, ale oh well
Idk czy to widać, ale rozdziały w tym ff są dłuższe i mam zamiar utrzymać taki stan rzeczy. Wszystkie poprzednie miały rozdziały po 600-700, teraz są około 900 słów a przynajmniej większość
Anyway
Miłego dnia i nocy wszystkim!
CZYTASZ
Anielski Błękit / Muke
FanfictionTen pierwszy, jest przedstawicielem jednego z najniebezpieczeniejszych gatunków. Ten drugi, okazuje się być kimś innym niż dotychczas. Ich drogi krzyżują się w dość zwyczajnych okolicznościach, jednak to, co następuje później, zdecydowanie do zwyc...