XXIII

14.8K 521 33
                                    

Minął kolejny tydzień, którym miał zakończyć się listopad. Z moich obliczeń wynikało, że właśnie dzisiaj miałam dostać wiadomość z wynikiem testu genetycznego. Drżącymi rękami naciskałam przycisk, który odświeżał moją skrzynkę pocztową. Na moje szczęście albo nie, nic nie dostałam. Z każdą chwilą czułam się coraz bardziej niepewnie i coraz bardziej chciałam wiedzieć. Postanowiłam, że nawet jeśli Alexander nie okazałby się ojcem, powiem mu prawdę. Pomimo tego, że bardzo go kocham i za nic nie chcę, aby nas zostawił, nie jestem osobą, która potrafi kłamać komuś w żywe oczy. 

-Tak? - powiedziałam, odbierając dzwoniący telefon.

-Cześć Livia! Tu Nicole.

-O hej. Co tam u ciebie?

-Wszystko super, wiesz pomyślałam, że może miałabyś ochotę wyskoczyć na małe zakupy lub kawę?

-Pewnie - odpowiedziałam, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech - Kiedy masz czas?

-Może pojutrze, w sobotę?

Spojrzałam na kalendarz w moim komputerze, a na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. Oczywiście zgodziłam się na tą propozycję, dzięki której będę mogła poszukać jakiegoś prezentu dla Alexa i córki. Chodź jeszcze z brunetem tego nie ustalałam, planuję kupić jej wózek dla lalek. 

-Puk, puk - usłyszałam głos Jamesa, który stał w drzwiach.

Alex z rana wyszedł na jakieś spotkanie i pomimo popołudniowej godziny, jeszcze nie wrócił. Na początku miałam iść z nim, jednak okazało się, że sam sobie poradzi, przez co będę mogła poświęcić trochę czasu na papierkową robotę.

Co do awansu w mojej pracy na stanowisko współpracownika, ciągle się zastanawiam. Nie jestem pozytywnie do tego nastawiona, gdyż wiem, że ciążyła by na mnie duża odpowiedzialność. Mimo to, mój partner upiera się, że powinnam się zgodzić.

-Głodna? - spytał blondyn.

-Troszeczkę - skrzywiłam się, gdy przypomniałam sobie o tym, że dzisiaj jadłam tylko śniadanie.

Wszystkie myśli i obowiązki oraz lekkie poddenerwowanie sprawiają, że ostatnim o czym myślę jest jedzenie.

-To chodź idziemy.

Wstałam z krzesła, zostawiając komputer z moją skrzynką pocztową włączoną. Jak na razie nic nie dostałam, jednak gdy tylko wrócę pierwsze co zrobię to sprawdzę emaile. Do tego biura raczej nikt nie wchodzi, więc nie miałam się czym stresować.

Pojechaliśmy z Jamesem windą na najwyższe piętro, gdzie znajdował się firmowy bar. Zamówiłam sałatkę i herbatę, a mój towarzysz postawił na krem z pomidorów.

-I jak?

-Dalej nic nie wiem. Ciągle odświeżam stronę i nic nie przychodzi - pokiwałam zrezygnowana głową.

-Ej mała spokojnie - złapał mnie za rękę - dzisiaj na pewno dostaniesz tą wiadomość.

-Mam nadzieję, bo czuję, że już dłużej serio nie wytrzymam.

-Ja i tak wiem swoje i wiem kto jest jego tatusiem - poruszył brwiami.

Zaśmiałam się na te słowa. 

Dokończyliśmy nasze posiłki, a ja w samotności udałam się na piętro z biurem szefa i moim. Mój przyjaciel ujrzał nowego kelnera, więc nie obyło się bez chociaż odrobiny flirtu z jego strony.

Weszłam do pomieszczenia i ujrzałam marynarkę Alexa, która wisiała na jego fotelu. Podeszłam w stronę swojego biura i przytuliłam mojego chłopaka, który stał do mnie tyłem szukając jakichś papierów w szafce.

(Nie)przyzwoita asystentka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz