XXXVII

891 117 59
                                    

— Gaśnie ci! Łydka! 

— On całe życie gaśnie!— odkrzyknęłam w odpowiedzi, z całych sił próbując utrzymać galop. 

Miałam właśnie drugi trening z moim —nigdy nie wierzyłam, że to powiem— osobistym trenerem. Był wysoki, miał brązowe włosy i piwne oczy. Doświadczenie malowało mu się na twarzy, startował w mistrzostwach i dwa razy na igrzyskach, ale dalszą karierę pokrzyżowała mu kontuzja ścięgna Achillesa. Pan Fabian jeździ już tylko rekreacyjnie, nie skacze takich przeszkód jak wczesniej. Mimo tego, że ma już około czterdziestu lat, w ogóle nie widać po nim oznak starzenia. 

— To przez jeździectwo, z każdym dniem czuję się coraz młodszy! A to ścięgno to już mój dobry kumpel! — mawia, kiedy ktoś wykazuje podziw dla jego stanu zdrowia.

Teraz czuję się zaszczycona, że mogę ćwiczyć z czterokrotnym Mistrzem Europy. Mimo tego, że pan Fabian nigdy nie zdobył złota olimpijskiego, to w rankingach plasował się najwyżej na piątym miejscu, a to już coś znaczy. Był świetnym zawodnikiem, gdyby nie kontuzja, na pewno osiągnąłby znacznie więcej. Osobiście zna Pawła Spisaka i ma mnóstwo histrii do opowiadania, z nim nie można się nudzić, czy to zwykła rozmowa, czy trening. 

— Tak to nie będzie... Zsiadaj z niego...

Serce zabiło mi mocniej, kiedy usłyszałam słowa trenera. Posłusznie zsunęłam się z siodła, a Fail jakby odetchnął. Pan Fabian podszedł do wałacha, położył mu dłoń na szyi i patrzył się długo w jego oczy. Ja stałam z boku, bawiąc się końcówką palcata. Odpięłam zapinkę kasku, czekając na wyjaśnienie ze strony mężczyzny.

— Potrzebujesz konia z werwą.

— On ma wyrwę... Źle mi się na nim jeździ— odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

—Dziwne, że od początku z nim pracujesz. Idziemy do dyrektora, załatwię ci nowego przyjaciela. Rozstępuj go, rozbierz, wyczyść i miej z nim święty spokój.

Z szerokim uśmiechem przejęłam wodze wałacha. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, chociaż czekałam na to od dawna. Brzeziński był nieugięty, a teraz nie będzie miał nic do gadania. Zrobię wszystko, by mu udowodnić, jak bardzo się mylił. 

W przypływie dobroduszności poluzowałam Failowi popręg i zaprowadziłam go pod wrota stajni, by tam zdjąć cały rząd i go wyczyścić.

Koń wiedział co się święci, nigdy nie był taki uległy i przyjacielski. To mogły być tylko pozory, chociaż szczotkowałam go jak najlepiej potrafiłam. Dokładnie wyczyściłam mu kopyta, rozczesałam grzywę i ogon, a nawet postanowiłam, że upiorę mu czaprak. 

Odstawiłam Faila do boksu, wtedy rozległ się głos pana Fabiana:

— Chodź za mną, muszę ci kogoś przedstawić.

Odwróciłam się i napotkałam wzrok Janka, który uśmiechał się szeroko, jakby czekał na ten moment, w którym dostanę nowego konia. Poszłam posłusznie za mężczyznami kilkanaście metrów w głąb stajni. Pan Fabian zatrzymał się przed boksem po prawej stronie i wskazał ręką na drzwi.

Zbliżyłam się do drzwi, czując się jak dziecko, które zaraz otworzy bożonarodzeniowy prezent. Serce waliło mi jak oszalałe, miałąm ochotę skakać z radości, którą starałam się powstrzymywać. 

Zamarłam w bezruchu, kiedy w polu mojego widzenia pojawiła miedziana głowa z postawionym uszami i wąską strzałką umieszczoną idealnie między czarnymi oczami. Spojrzał na mnie i wyciągnął szyję w moim kierunku. Stałam spokojnie, by zapoznał się z moim zapachem, a on pochylił głowę, pozwalając na dotknięcie jego głowy. 

Czarne WstążkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz