Mijały kolejne dni odkąd poznałam panią Joasię. Ciągle zastanawiałam się, czy zrobiłam dobrze. Zostawiłam taką wspaniałą osobę na pastwe losu... Ale z drugiej strony co ja bym mogła sama zrobić? Zostać tam i pomagać jak umiem, jeszcze kiedy trwają wakacje?
Mogłabym... Ale jeśli ona miałą rację? I gdybym tam została naprawdę stałoby się tak jak mówiła? Chociaż... nigdy nie myślałam o jeździectwie "zawodowo", ale startowanie w prestiżowych konkursach to moje marzenie. Ale... jeśli naprawdę bym tam utknęła?
Przecież to nonsens...
— Tak ci powiedziała? Żebyś się wynosiła i nigdy nie wracała? — zapytała Kamila, kiedy siedziałyśmy u mnie w pokoju, czekając na Amelię i Magdę.
— No nie zrobiła tego w tak dosadny i brutalny sposób, ale przekaz został ten sam. Miałam odejść.
— Dziwna ta kobieta. Ja na jej miejscu to pewnie uczieszyłabym się, że zarobiłam. Bolałaby mnie świadomość, że ta osoba nigdy już nie wróci... Ale zarobiłam... — Odparła Julia. — A ona oddała ci pieniądze.
— Chyba mam poczucie winy — powiedziałam i położyłam się na łóżku, utkwiając wzrok w białym suficie.
— Myślisz, że mogłas zostać? Ana, ona tego chciała, więc nie przejmuj się tym. Zrobiłaś to, o co cię prosiła i wasze drogi powinny się rozejść, co nie? — rzekła Kamila i zakręciła się na buirowym krześle.
— Łatwo ci mówić — spojrzałam jak kręci się bez opamiętania i przez chwilę zastanawiałam się, kiedy będzie miała mdłości.
Odgoniłam od siebie taką myśl - gdyby się spełniła... wolę nawet nie myśleć.
— W Australii wszystko było proste. Koń, siodło, przeszkoda... I już. A nie tak jak tutaj...
— Musisz sie przyzwyczaić — rzuciła ciemnooka, między kolejnymi obrotami.
— Moim zdaniem... — Zagadnęła Julia, odrywając wzrok od falujących czarnych włosów Kamili. — Jeśli będziesz bardzo chciała, to przecież możesz tam iść. Wydaję mi się, że pani Joasi chodziło o jazdę, a nie o pomoc przy koniach.
Spojrzałam blondynce w oczy. Przeanalizowałam w milczeniu jej słowa i faktycznie, miała rację!
— Julia, jesteś genialna!
— Wiem — zachichotała dziewczyna i znów spojrzała na Kamilę, która nie miała zamiaru przestać się kręcić.
~~~~
— Anastazja, tutaj jesteś — usłyszałam głos Wiktora, kiedy czyściłam kopyta Santisie.
— Mam w czymś pomóc? — zapytałam, nie przerywając pracy.
— Nie, chciałem ci powiedzieć o zawodach towarzyskich, tych pod patronatem Janowa Podlaskiego, o ile dobrze pamiętam.
Zainteresowana podniosłam głowę.
— To są dość ważne zawody, a suma pieniędzy jest całkiem przyjemna. Fajnie byłoby mieć nowe czapraki na zamówienie...
Poczułam lekkie ukłucie w okolicach serca.
— Ile dokładnie?
— Dwadzieścia pięć tysięcy złotych.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Taka suma na pewno mogłaby pomóc pani Joannie. Może nie odbudowalibyśmy od razu całej stajni, ale na remont i zakup nowego sprzętu mogłoby wystarczyć...
— Zakładam, że chciałabyś wziąć udział? Konkurs jest klasy P. Nie ma się co martwić, ale trzeba się wykazać.
Wydaję mi się to poniżej mojego rekordu życiowego, ale ustanawiałam go dawno temu i na koniu, do którego miałam olbrzymie zaufanie i wiarę w jego umiejętności. Nie znam Santisy aż tak dobrze... Poza tym, nawet nie wiem czy nasza instruktorka by mnie wystawiła do tych zawodów. W końcu jestem tu nowa i jeszcze nie każdy zaakceptował moją obecność. W szczególności trenerzy. Traktują mnie jak powietrze, podczas gdy ja naprawdę się staram... No tak... Moje szanse na start w zawodach są rozpaczliwie małe. O ile istnieją.
CZYTASZ
Czarne Wstążki
PertualanganAmbitna, utalentowana nastolatka z marzeniami wraca do Polski po roku spędzonym w Australii. Mieszkała u wuja Johna, który prowadzi swój dobrze prosperujący klub jeździecki. Anastazja pomagała mu w stajni i uczyła się jazdy konnej pod okiem najlepsz...