Czekaliśmy w busie od piętnastu minut w oczekiwaniu na ostatniego członka klubu, biorącego udział w konferencji. Trener Tomczyk kręcił się nerwowo po podjeździe, zerkając na wszystkie strony.
— Jak znam życie, to pewnie zaspał— Janek uśmiechnął się na słowa Karola.
W tym momencie ujrzeliśmy czarne Audi, które prowadziła kobieta z burzą blond loków. Drzwi po stronie pasażera otworzyły się, a po chwili Olek wskoczył do busa unosząc rękę w geście pożegnania w kierunku uśmiechniętej blondynki.
— Jest i nasz śpioch!
Brzeziński uśmiechnął się przepraszająco do swojego trenera, podając mu dowód. Pan Mirek tylko westchnął, spojrzał na dokument i gestem głowy pozwolił mu usiąść. Chłopak zajął miejsce obok Janka, uprzednio chowając dowód i witając się ze wszystkimi po kolei. Po chwili zza siedzenia wyłoniły się dłonie Lilki, które zaczęły układać jego ciemne włosy.
— Jedziesz do stolicy, wyglądaj jak się należy.
— Zawsze tak wyglądam— lecz nie protestował.
Dziewczyna doprowadziła jego włosy do porządku, a jemu wcale to nie przeszkadzało.
Założyłam słuchawki i zapatrzyłam się w widok za oknem busa, który poruszał się od kilku minut. Było trochę po szóstej trzydzieści. Wrześniowa pogoda wbrew dalej była słoneczna, a temperatury wysokie.
Nie skupiałam się na pogodzie, tylko na wielu sytuacjach, które przytrafiły mi się w ciągu ostatniego miesiąca. Jakby na potwierdzenie moich słów, spojrzałam w bok, na profil Aleksa i Janka. Rozmawiali o czymś, lecz szarooki chyba wyczuł, że na niego patrzę. Przeniósł wzrok na mnie, a pod wpływem chłodu jego srebrnych tęczówek, przypomniałam sobie zdarzenie, które miało miejsce pewnej sierpniowej nocy.
Wtedy Janek powiedział mi, że będą widoczne perseidy. Około dwudziestej zapukał do mojego pokoju i poprowadził po schodach na poddasze. Wyszliśmy po drabince, stojącej przy jednym z wielu dachowych okien. Kiedy wreszcie wydostałam się na dach, zauważyłam, że niedaleko rozłożony jest olbrzymi koc, na którym siedzieli Karol, Olek i Paulina. Wkrótce potem dołączyła do nas reszta klubu. Przysiadłam na krawędzi koca i rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się po drugiej stronie dachu bazy. Pod nami rozciągał się ogród, a w dali, na skraju lasu majaczył domek pana Radka.
— Spadł ktoś kiedyś z tego dachu?
— Jeszcze nie— odpowiedział Olek, patrząc na mnie znacząco.
Wkrótce zapadł zmrok, a niebo było usłane tysiącami gwiazd.
— Co roku spotykamy się tutaj w tym czasie, żeby popatrzeć na perseidy. Chociaż nie każdy to lubi, to są noce, w których do rana siedzimy na dachu— wyjaśniła Lilka.
— Pomyślałaś już życzenie?— zapytał Janek, kiedy niebo przecięła niewielka smuga światła.
— Nie musisz się śpieszyć, poczekaj na swoją gwiazdę— Karol założył ręce za głowę i położył się na plecach.
Siedzieliśmy w milczeniu, obserwując niebo. Pierwszy raz w życiu miałam okazje obejrzeć perseidy, chociaż nie raz o nich słyszałam.
— Jak ta się nazywa?— zapytałam cicho, wskazując na jedną z mocniej świecących gwiazd.
— Czy to ważne?— odpowiedział Olek.
Na ułamek sekundy uchwyciłam jego spojrzenie.
— Dla gwiazd nie jest istotne, jak się nazywają, jak jasno świecą, czy jakie są duże. Ludzie to wymyślili dla swoich potrzeb.
CZYTASZ
Czarne Wstążki
PertualanganAmbitna, utalentowana nastolatka z marzeniami wraca do Polski po roku spędzonym w Australii. Mieszkała u wuja Johna, który prowadzi swój dobrze prosperujący klub jeździecki. Anastazja pomagała mu w stajni i uczyła się jazdy konnej pod okiem najlepsz...