LXXXII

705 78 271
                                    

Dziwnie się czułam, jadąc samochodem, który prowadził Olek. Musiałam przezwyciężyć to uczucie w sobie, ale potrzebowałam na to kilku chwil. Większość moich znajomych jest w moim wieku, a co za tym idzie, nie mają prawa jazdy i nie mogą wozić mojego tyłka.

Dyskretnie rzuciłam okiem na mojego szofera, starając się wymyślić jakiś kreatywny temat do rozmowy, ale zawsze słabo mi to wychodziło.

Podczas gdy moje myśli szukały jakiegokolwiek punktu zaczepienia, skupiłam się na samochodzie, który był zupełnym odwzorowaniem kierowcy. W środku było czysto, przytulnie i pachniało wanilią, a na zewnątrz auto prezentowało się wręcz groźnie, a to ze względu na wysokie podwozie.

Jechaliśmy kawałek, do centrum miasta, gdzie podobno była kawiarnia, serwująca nieziemską szarlotkę z lodami. Wybór więc był oczywisty.

— Nad czym tak myślisz?

Głos Olka wyrwał mnie z rozmyślania o cudownym smaku jabłek, aromacie cynamonu i lodach waniliowych. Oczywiście nie przyznałam się do prawdy, więc na poczekaniu wymyśliłam odpowiedź, która była niezłym pretekstem do dalszej rozmowy.

— O tym spotkaniu.

Szarooki mruknął cicho, nie odrywając wzroku od drogi.

— Sugerujesz coś?

— Nie, sądzę, że pomoże mi to w treningach. Frustrują mnie ostatnie tygodnie, mam wrażenie, że nie robię żadnych postępów i przez to popełniam więcej błędów.

— Rozumiem cię. Musisz przejeździć ten kryzys, Dragon na ciebie liczy, a to naprawdę dobry koń.

— Czasami zastanawiam się, czy pod kimś innym nie sprawił się lepiej — odparłam, przygryzając wargę.

— Jak dosiądzie go Skrzyczyński, to pogadamy.

Zamilkłam po jego komentarzu, próbując zrozumieć metaforę. Fuknęłam przez nos, próbując pozbyć się irytacji. Przecież to tylko zwykły sport, już sama nie rozumiem, dlaczego tak mi na tym zależy. 

— Nie rozumiem, dlaczego traktujesz to spotkanie jak sesję u psychologa. Nie mam na to papierów.

— A czym to jest? — spojrzałam na Olka, który właśnie zaparkował samochód.

Uraczył mnie tylko niejasnym spojrzeniem, w milczeniu wyjął kluczyki ze stacyjki i wysiadł z samochodu. Zanim wygramoliłam się z samochodu, chłopak był już prawie przy pasach i musiałam za nim biec, by zdążyć przejść na zielonym.

— Myślałam, że idziemy na kawę, a nie przygotowujemy się do maratonu — rzuciłam kąśliwie, dobiegając do milczącego chłopaka.

Wyciągnęłam nogę, by postawić ją na jezdni i już miałam dziarsko wkroczyć na przejście dla pieszych, ale poczułam opór w okolicach ramion.

— Gdzie? Nie łamiemy przepisów, nie jesteśmy u ciebie na wsi. Jest czerwone — szarooki puścił kaptur mojej kurtki, ale wcześniej upewnił się, że nie podejmę kolejnej samobójczej próby przekroczenia ruchliwej jezdni.

— Co w ciebie wstąpiło? Nie musisz być taki chamski.

— Okej, następnym razem popatrzę jak miażdży cię ciężarówka.

Przewróciłam oczami, nie mogąc znieść zachowania towarzysza. Niepotrzebnie się godziłam na taki wypad do kawiarni, ale gdybym wiedziała, że Brzeziński ma gorszy dzień, to nie wchodziłabym mu w drogę.

— Mogę wrócić do domu busem, poradzę sobie.

Już miałam się odwrócić i odejść jak dziunia, która ze wszystkiego robi wielkie problemy, ale jak zwykle w takich sytuacjach zatrzymał mnie mój towarzysz. Złapał mnie za dłoń, pociągnął w stronę jezdni, a ja zamknęłam oczy.

Czarne WstążkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz