[35] Robot

918 112 77
                                    


Nie mogłam się podnieść. Moje ciało wydawało się być takie ciężkie. Jakbym dostała z Szarego pistoletu co najmniej dziesięć razy. A jedyne co czułam, to gorąc. Tak jakby wcześniej nie czułam potężnego ciepła ognia...

Udało mi się spojrzeć w górę. Papierowe książki płonęły i zaczęły spadać na ziemie, zupełnie jak jakieś komety. Na moje nieszczęście, jedna taka spadła na moją nogę. Poczułam ogromne pieczenie i ból, a materiał moich spodni zaczął się palić. Zassałam powietrze przez zaciśnięte zęby. Z każdą chwilą miałam wrażenie, że ogień pochłonie całe moje ciało.

Spróbowałam wskrzesić w sobie, chociaż iskrę energii i ugasić jakimś magicznym sposobem ognisko, które rozpaliło się na mojej kończynie. Zebrałam w sobie resztki sił i przeturlałam się,machając nogą. Chociaż tyle, że podłoga była zrobiona z kafelek, a nie z drewnianych płytek. Ślina zaczęła spływać po mojej brodzie, a ja z każdą chwilą walczyłam o oddech. Bandaże na moich dłoniach rozwinęły się, przez co rany nie były dobrze chronione przez biały materiał.

Udało mi się usiąść i oprzeć o regał. Nie mogłam jednak wstać i uciekać, byłam pewna, że po jednym kroku padnę. Podwinęłam nogawkę, chociaż z moich spodni zostały strzępy. Ubranie na szczęście nie przykleiło się do rany.

„Nigdy nie odrywaj ubrania, gdy przyklei się do poparzonego miejsca" - gwałtownie przypomniałam sobie słowa mamy, gdy strąciłam kubek z gorącą wodą na rękę.

Oparzenie ciągnęło się tuż nad raną, którą zrobiłam sobie na metrze, a docierało do kolana. Skóra w tym miejscu była zaczerwieniona, gdzieniegdzie widziałam pęcherzyki. Ból rozchodził się po całej kończynie, dodatkowo myślałam, że noga mi pulsowała. Zagryzłam wargę. Zakryłam twarz dłońmi, starając się nie rozpłakać. Płacz kompletnie w niczym nie pomoże – powtarzałam sobie. Byłam bezradna, nawet w takiej chwili. I oczywiście po raz kolejny przekonałam się, jak bardzo bezużyteczna byłam.

Sebastian zapewnił mnie, że po mnie przyjdzie. Jak mogłam uwierzyć? Po co miałby? Po co miałby ryzykować własne życie? To tak jakby samemu wpakować się w piekło, o ile istnieje.

W tamtym momencie wręcz błagałam o śmierć. Ból był powoli nie do zniesienia, w jednej chwili miałam ochotę odrąbać sobie nogę. Gdybym tylko miała odpowiednie narzędzie.

Rozejrzałam się, leniwie ruszając głową. Byłam zupełnie sama. Wcześniej ta myśl napawała mnie pewnością siebie. Później musiałam się przekonać, że sama muszę pokonać tą cienką granicę między życiem a śmiercią. Bałam się, owszem. Ale powinnam być na to przygotowana od śmierci mojego ojca.

Zebrałam w sobie resztki sił i wierzchem dłoni otarłam ślinę. Zaraz potem bezwładnie spuściłam rękę i lekko skrzywiłam głowę. Zupełnie jakbym zasypiała. Zabawne. Przez chwilę zastanawiałam się, czym różni się sen od śmierci. Odpowiedź była prosta – ze śmierci już się nie obudzisz.

Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Ból stał się taki odległy... Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam umrzeć mając smutną twarz. Wiedziałam, że moje ciało i tak spłonie, ale... gdzieś głęboko utkwiło mi przekonanie, że nie powinnam tak witać drugiej strony. Nawet jeśli tak bardzo nie chciałam. Przecież zawsze trzeba zachować kulturę, prawda?


Otworzyłam leniwie oczy. Moje ręce zwisały, jak jakieś sznurki. Coś mną ruszało, bo sama nie miałam tyle siły, by zrobić jakikolwiek ruch.

W końcu moje ślepia były na tyle otwarte, aby zobaczyć cokolwiek. Mimo że obraz był przez chwilę rozmazany, zaraz potem wyraźnie widziałam ogień wokół... nas? Ktoś niósł mnie na plecach i wolno szedł wśród płomieni. Nawet nie mając z nimi bliższego kontaktu, czułam ich gorąc. Tak strasznie potężny...

361 zasad [WERSJA 2017]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz