Rita Część IV - odc. 2

2 0 0
                                    

Rita potrzebowała zażyć narkotyku samotności. Wyjechała w Góry Stołowe.

Ze schodków prowadzących do schroniska rozciąga się widok na Szczeliniec Mały i Wielki: dwie wyjątkowe formacje skalne zbudowane z piaskowca. Jest słoneczny ranek. Właśnie zjadła skromne śniadanie. Wyższe procesy w jej płatach czołowych ustały i do świadomości dociera jedynie czysta naoczność górskiego krajobrazu. W pewnym momencie zaczyna iść przed siebie. Zanurza się w świerkowy las, w śpiewną ciszę drzew i w cień iskrzący się czernią naprzeciw słońca. Oto znieruchomiałe południe. Jednak Rita z wzrastającą irytacją przygląda się wężowisku myśli, które poczęły się w niej lec i wić. Jakiś cichy głosik zaświszczał: „Może by tak wrócić. Choćby jeszcze na rok."

Po raz pierwszy uderza się otwartą dłonią w twarz. Niech umilknie, ale płaczliwy głosik ponownie się odzywa. Wymierza sobie policzek po raz drugi, trzeci i czwarty aż łzy samoczynnie poczynają płynąć z jej oczu. Nagle ręka opada bezwładnie. Znużona lub syta. Rita unosi wilgotną od łez twarz ku niebu i wydobywa z aluminiowych piersi prastary, fizjologiczny skowyt. Upojenie trwa jednak bardzo krótko, gdyż z tyłu głowy płaczliwy głosik odzywa się ponownie: „A może by tak wrócić. Choćby na jeden rok." Rita blednie. I jak automat rusza przed siebie poprzez świerkowy las, a głosik podąża za nią. Ona jednak potrafi iść tak długo górskim szlakiem, aż się zmęczy i zamilknie, a i tak będzie kontynuować wędrówkę jeszcze przez wiele godzin, nim pod wieczór nie powróci do schroniska.


Wynajęła pokój na trzy dni i spędziła je aktywnie. Wypuszczała się na długie, wycieńczające spacery. Wieczorami siadywała na schodkach i podziwiała krajobraz. Przysłuchiwała się zapadającym ciemnościom, obserwując jak na Szczelińcu Wielkim pobłyskują światła drugiego schroniska. W międzyczasie gawędziła z postawną Kingą o spalonych włosach, która przeszło rok temu ewakuowała się tutaj z Warszawy. Obie kobiety przypadły sobie do gustu. Rita podziwiała kolorowe tatuaże, które pokrywały lewą nogę oraz prawą rękę Kingi, a nawet widniały na jej stopach. Ta silna dziewczyna śmiała się z rozmachem, bez skrępowania odsłaniając duże i nienaturalnie białe zęby.

Ostatniego wieczora, kiedy Rita po całodniowej wędrówce zwyczajowo przysiadła na schodkach schroniska i wpatrywała się bezmyślnie w górską panoramę, Kinga przystanęła za nią bezszelestnie i wyszeptała:

― Pasujesz do tego miejsca. Rzuć wszystko i zostań z nami. Akurat potrzebujemy jeszcze jednej osoby. Na początek posadziłabym cię na zmywaku, zresztą wszyscy zaczynają od zmywaka.

Rita poczuła na karku ciepło oddechu stojącej za nią kobiety.

― Pomyśl, mieć każdego ranka do dyspozycji taki widok, to samo w sobie jest bezcenne ― dodała Kinga. Rita rozchwiała się wewnętrznie. Świat co chwilę ją kusił i to z różnych stron, ale której z pokus Rita miałaby ulec, skoro od lat ćwiczyła się w podążaniu w kierunkach przeciwnych do podszeptów świata? Tak przeskakując z myśli na myśl, rozhuśtała się aż po zawrót głowy.

Rzuć wszystko i zatrudnij się tutaj. Dlaczego by nie?

Nie poruszyła się, nie wypowiedziała ani słowa, wiedziała, że czekają na nią ważniejsze zadania, których podjęcia zaniechiwała przez lata. Więc znów miałaby się wywinąć czemuś, co pozostało w niej niezmiennie żywe? Od wzbierających wątpliwości, aż ją zemdliło. Przetrzymała to.

Odwróciła się do Kingi i w milczeniu ją objęła. Monumentalna bliskość Rity wprawiła w lekkie drżenie zdrowe i silne ciało Kingi, które znieruchomiało, jedynie łapiąc powietrze krótkimi i płytkimi oddechami.

JA-MI-MOJEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz